"Furia polityczna". Znawca dyplomacji o tym, kto mógł wydać decyzję o wezwaniu ambasadora USA

Rafał Badowski
10 marca 2023, 14:03 • 1 minuta czytania
Decyzja o wezwaniu ambasadora USA do MSZ po reportażu TVN ws. krycia księży-pedofilów przez Karola Wojtyłę wstrząsnęła opinią publiczną. Niemal wszyscy zadawali sobie jedno pytanie. Dlaczego odbudowane z takim trudem stosunki dyplomatyczne z USA nadwyręża się tak łatwo? NaTemat rozmawiało o tym ze znawcą protokołu dyplomatycznego dr. Januszem Siborą.
Dr Janusz Sibora wyjaśnia w rozmowie z naTemat, kto mógł podjąć decyzję o wezwaniu ambasadora USA na dywanik. Fot. Jacek Domiński / Reporter

Jak Pan ocenia to, że polskie MSZ wezwało ambasadora USA ws. reportażu o Janie Pawle II? Pierwsze pytanie: kto podjął decyzję? Nawet obserwując w Sejmie, jestem przekonany, że to decyzja polityczna, podjęta na Nowogrodzkiej. Kto konkretnie? Czy chodzi o najwyższe władze Prawa i Sprawiedliwości? Sam prezes PiS mógł podjąć decyzję, albo te osoby, które siedzą koło prezesa na sali sejmowej. Co mają stosunki dyplomatyczne z USA do działań Karola Wojtyły? Kontekst tej decyzji jest polityczny, a my ryzykujemy stosunki z naszym najważniejszym partnerem politycznym. Były miesiące odbudowywania stosunków dyplomatycznych z zapaści. I w momencie, kiedy mamy tak dobre relacje z Waszyngtonem, podejmujemy ostentacyjną grę polityczną. Decyzja została podjęta na Nowogrodzkiej, następnie przekazana "kanałami" do premiera i MSZ.


Kto pana zdaniem odpowiada za zwrot "wezwanie" ambasadora, bo taka była pierwsza wersja? Dla mnie rzecznik MSZ powinien udzielić odpowiedzi, kto redagował tę pierwszą wersję, czyli "wezwanie" ambasadora USA, kojarzące się z wezwaniem na dywanik. I na czyje polecenie zostało to zmienione na zaproszenie. Wezwanie najbliższego sojusznika? Dla mnie to było skierowane do wyborców PiS, że potrafimy także toczyć trudne rozmowy z naszym sojusznikiem, nie boimy się powiedzieć mu prawdy, czyli chodziło o pokazanie wyborcom PiS, że potrafimy się postawić Stanom Zjednoczonym. Czy w ogóle coś można tak osiągnąć?

Skutki będą takie, że ambasador się wycofa ze swoich wcześniejszych słów pochwalnych dla PiS czy "Gazety Polskiej". Nie będzie już mówił, że wszyscy z PiS to jego przyjaciele. Zwróćmy uwagę, że Biden podczas poprzedniego wystąpienia poświęcił cały akapit problemom z praworządnością w Polsce i wolności mediów. Tym razem w Warszawie trudniejsze relacje postanowił pominąć. Nasuwają się skojarzenia, że to nie była przemyślana decyzja. Co to znaczy "wojna hybrydowa"? Przecież USA są naszym najważniejszym sojusznikiem, co podkreślano na wiele sposobów przy wizycie Bidena. Działali nerwowo, pochopnie. Główny cel był wewnętrzny, nie liczy się ryzyko rys na stosunkach z Waszyngtonem, bo wygranie wyborów parlamentarnych i utrzymanie władzy jest najważniejsze. I co to w ogóle mówi o stosunku PiS do wolności mediów, tak ważnej dla Amerykanów i Bidena? Wolność prasy to jest świętość, konstytucyjna świętość, dziennikarze są czwartą władzą. Wzywając ambasadora, oczekują, że on od razu pojedzie na Wiertniczą czy napisze do Waszyngtonu, żeby poszli do mediów? Oni myślą, że w Stanach Zjednoczonych można jak w Polsce, myślą, że to działa jak media publiczne, czyli rządowe u nas.

Polityka zagraniczna znów jest podporządkowana polityce wewnętrznej. Cieszmy się, że stosunki z USA były odbudowane w obliczu wojny w Ukrainie, ale tu pełna furia polityczna się pojawiła. Oczekiwałbym wypowiedzi ambasadora Brzezińskiego, oczywiście raczej się nie wypowie. Decyzja po tak kordialnym przyjęciu Bidena wskazuje, że motyw był polityczny. Oczekuję na wypowiedź rzecznika MSZ w tej sprawie.

Biden jest katolikiem, ale broni praw człowieka, wolności mediów. Znamy Bidena z czynów, bo to czyny mówią o osobie, a nie słowa. On jest głęboko wierzącym katolikiem, chodzi do kościoła, ale jest też bardzo racjonalnym człowiekiem, nie żyje na amerykańskiej pustyni, ma dylematy moralne. Natomiast wolność prasy leży u podstaw myśli ojców założycieli USA i wielokrotnie administracja dawała temu wyraz. Czego oczekiwano, że ambasador Brzeziński zaraportuje do Waszyngtonu? Jakimi kanałami ma oddziaływać rząd USA na prywatną firmę (TVN - red.). W PiS nie mogą oczekiwać, że rząd USA będzie cenzorem, bo tak jest u nas, bo my żyjemy z cenzurą, bo tylu osobom zamknięto usta. Amerykanie na pewno tak nie myślą.