"Żaden wyrok nie przywraca życia". Brat Adamowicza ocenił dla naTemat karę dla Wilmonta
Wyrok ws. zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza
16 marca Sąd Okręgowy w Gdańsku ogłosił wyrok ws. zabójstwa Pawła Adamowicza i ze względu na ważny interes społeczny zgodził się na publikację danych i wizerunku skazanego. Stefan Wilmont został skazany na dożywocie i ma odbywać karę na warunkach terapeutycznych. O warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać najwcześniej po 40 latach.
Zabójca Adamowicza został także pozbawiony praw publicznych na okres 10 lat. Usłyszał również wyrok dwóch lat więzienia za grożenie nożem konferansjerowi imprezy finałowej WOŚP oraz na rzecz jego zadośćuczynienia ma zapłacić 10 tys. zł.
Brat Adamowicza: żadna kara, żaden wyrok nie przywraca życia
– Trudno mówić w tych kategoriach przy tak tragicznym doświadczeniu, które ja i cała rodzina przeżyliśmy. I nie tylko my, ale także wielu Polaków w styczniu 2019 rok – żadna kara, żaden wyrok nie przywraca życia synowi, nie przywraca życia mężowi, nie przywraca życia ojcu i wreszcie bratu – mówił krótko po rozprawie dla naTemat.pl brat Piotr Adamowicz, pytany jak ocenia wyrok ws. zabójcy brata i czy jest nim usatysfakcjonowany. Był on dziś oczywiście w sądzie, podobnie jak Magdalena Adamowicz.
Brat Adamowicza podkreślił przy tym, ich ojciec zmarł kilkanaście miesięcy temu, nie doczekawszy sprawiedliwości. – Mówi się potocznie, że czas leczy rany. Jest to prawda oczywiście, że czas leczy rany, ale w przypadku tak drastycznego morderstwa to te rany pozostają na bardzo długo. Trauma pozostaje na bardzo długo. Dla mnie osobiście: chodziłem na prawie wszystkie rozprawy, przygotowałem się do mowy końcowej, uczestniczyłem w śledztwie, co cały czas oznaczało to powrót do tych tragicznych godzin, do tych tragicznych dni – przypomniał Piotr Adamowicz.
I dodał: "To, co z upływem czasu powinno być zaleczone, wracało na nowo". Zauważył także, że nie jest w stanie powiedzieć, kiedy ta trauma się skończy.
Piotr Adamowicz: To nie jest nic przyjmengo oglądanie twarzy Wilmonta
Piotr Adamowicz ocenił również zachowanie Stefana Wilmonta, który do końca procesu nie wyraził skruchy za to, co zrobił i można było odnieść wrażenie, że cieszy go taki obrót sprawy. Na czwartkowej rozprawie wprawdzie głównie milczał, ale jednak przez cały czas na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Na nagraniach było widać ponadto, że był pobudzony. Rozglądał się po sali, patrzył do góry. Jednak kiedy sędzia skończyła mówić, powiedział krótkie zdanie: "Nie ma znaczenia, że będę miał przedłużony areszt, bo i tak wszyscy skończymy na oddziale terapeutycznym, gdzie ja będę panem doktorem".
– Jest to osobowość zwichrowana, o dużym narcyzmie, przekonana o swojej wartości. On wie lepiej, a wszyscy go krzywdzą, prawie cały świat go krzywdzi – mówił nam brat zamordowanego. – To nie jest nic przyjemnego oglądanie twarzy Wilmonta, kiedy na mowie końcowej prokurator objaśniał rodzaj zadanych ran, a on się wtedy cieszył. (On) odczuwa satysfakcję, że jest profesjonalnym mordercą – wskazał.
Brat Adamowicza mówił też o tym, że spodziewa się apelacji, gdyż obrona w jednym wariancie wnioskowała o umorzenie, a w drugim o 15 lat więzienia. – Oznacza to, że na nowo trzeba będzie to przeżywać – podsumował gorzko Adamowicz.
Gdański sąd: Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski
Jak sąd uzasadniał czwartkowy wyrok? – Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski – powiedziała przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek, przy czym podkreśliła, że zabójstwo prezydenta odbyło się na oczach tysięcy widzów i publiczności podczas imprezy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dodała również, że "żadne dowody nie wskazują na zlecenie zabójstwa, ani na inspirowanie Stefana Wilmonta przez inne osoby".
Do zamachu na Pawła Adamowicza doszło 13 stycznia 2019 roku podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Stefan Wilmont wszedł na scenę na Targu Węglowym i trzykrotnie ugodził nożem prezydenta Gdańska. W wyniku odniesionych obrażeń polityk zmarł.