Kolejorz rozjechał Szwedów! Mistrzowie Polski z historycznym awansem w LKE
- Kolejorz poradził sobie z bez większych problemów z wicemistrzami Szwecji
- Poznaniacy w czwartek bronili dwubramkowej zaliczki (2:0) z Poznania
- Lech za awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji otrzyma 400 tysięcy euro
Po pierwszym spotkaniu na stadionie przy Bułgarskiej wydawało się, że mistrzowie Polski znajdują się w komfortowej sytuacji przed rewanżem. Lech Poznań był jednak bombardowany mocnymi hasłami ze strony obozu Djurgardens IF.
Szwedzi byli przekonani, że są w stanie na Tele2 Arena w Sztokholmie odrobić straty (0:2) i awansować do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Mieli w tym pomóc zarówno sami zawodnicy na boisku, jak i gorąca atmosfera i 30 tysięcy kibiców na trybunach. Dodajmy, że na wyprzedanym stadionie nie zabrakło głośnej grupy fanów z Poznania.
"Zadyma" na powitanie, Szwedzi w osłabieniu
W wyjściowym składzie Lecha w porównaniu z pierwszym spotkaniem trener John van den Brom postawił w defensywie na doświadczonego Bartosza Salamona. Były reprezentant Polski zastąpił Szweda Filip Dagerståla.
Warto również zauważyć, że w porównaniu z meczem w Poznaniu, spotkanie w Szwecji zostało rozegrane na sztucznej nawierzchni. Podobne warunki poznaniacy przerabiali w poprzedniej rundzie, kiedy Kolejorz rywalizował z norweskim Bodø/Glimt. Futbolówka nieco inaczej poruszała się w takich realiach, ale gra na co dzień na naturalnej murawie nie był problemem.
Zaczęło się od zadymy na trybunach. Zgodnie z zapowiedziami kibiców pojawiła się pirotechnika, która spowodowała, że fani mogli mieć problem z... dostrzeżeniem wydarzeń na boisku. Sztokholmski stadion nie ma bowiem na tyle otwartej budowy, żeby zadymienie można było łatwo przewietrzyć, jak np. w Poznaniu.
Co do wydarzeń boiskowych, to Lech był bliższy objęcia prowadzenia. Po jednej z akcji piłkę na słupek skierował Mikael Ishak. Dodatkowo gospodarze musieli sobie radzić w nowych realiach, bo grając w osłabieniu. Czerwoną kartkę zobaczył Marcus Danielson. Ten sam, który w barażowym meczu o awans na MŚ 2022 popełnił katastrofalny błąd w meczu Polski ze Szwecją. Danielson z pewnością rywalizacji z Polakami nie będzie dobrze wspominać.
Świetną pracę w meczu w Sztokholmie wykonał faulowany Afonso Sousa.
Koncert Lecha w drugiej połowie
Stało się jasne, że mając przewagę jednego zawodnika i sporą zaliczkę wynikową, Lech musi dowieźć rezultat do ostatniego gwizdka. Polski zespół nie zamierzał jednak się ograniczać.
Już w 48. minucie mocno się zakotłowało pod bramką gospodarzy. Najpierw Filip Szymczak kropnął piłką w spojenie bramki, a kilka sekund później dobijał Radosław Murawski i po rykoszecie skończyło się na słupku. Szwedzi mogli mówić o naprawdę dużym szczęściu.
W 65. minucie świetną sytuację miał Ishak. Kapitan Lecha po stałym fragmencie dostał piłkę prosto na głowę. Szwed zupełnie nie w swoim stylu... fatalnie spudłował. Swoje mógł strzelić również Michał Skóraś, ale polskiego skrzydłowego zatrzymał Jacob Widell Zetterström.
Bramkarz gospodarzy był jednak bezradny w 77. minucie. Na listę strzelców wpisał się Filip Marchwiński, który pojawił się na boisku niespełna dziesięć minut wcześniej. Lech przeprowadził cios, na który polski zespół po prostu sobie zasłużył.
Gospodarze pokazywali też swoją dużą frustrację kiepsko układającym się dwumeczem. W jednej z sytuacji Elias Andersson kopnął Szymczaka bez piłki, ale ostatecznie skończyło się na żółtej kartce. Oliwa była jednak sprawiedliwa w 88. minucie, kiedy gospodarze wyrównali, ale... odgwizdano słusznego spalonego. Do tego potrzebna była konsultacja z wozem VAR.
Lech zadał za to ostateczne dwa ciosy w doliczonym czasie gry. Zespołową akcję najpierw zamknął Nika Kvekveskiri, a chwilę później goście ruszyli raz jeszcze i tym razem swój solidny występ zamknął Skóraś. Ręce same składały się do oklasków.
Dla polskiej drużyny to pierwszy awans do ćwierćfinału europejskich pucharów od 27 lat. Co więcej, dla poznańskiego klubu to największy sukces w rozgrywkach tego typu. Cóż, na naszych oczach pisze się piękna historia. A rywala mistrzów Polski w 1/4 LKE poznamy już w piątek (tj. 17 marca) podczas losowania w szwajcarskiej siedzibie UEFA.
Djurgardens IF – Lech Poznań 0:3 (0:0) Bramki: Filip Marchwiński (77), Nika Kvekveskiri (90+2), Michał Skóraś (90+3) Żółte kartki: Haris Radetinac, Elias Andersson, Besard Sabović – Jesper Karlström, Radosław Murawski, Afonso Sousa, Filip Szymczak, Artur Sobiech W 44. minucie czerwoną kartkę (za faul) otrzymał Marcus Danielson (Djurgardens). Sędziował: Duje Strukan (Chorwacja) Widzów: ok. 30 000
Djurgardens: Jacob Widell Zetterström – Elias Andersson (82. Pierre Neurath Bengtsson), Marcus Danielson, Jesper Löfgren, Piotr Johansson – Magnus Eriksson (66. Besard Sabović), Rasmus Schüller, Hampus Finndell (81. Isak Alemayehu Mulugeta) – Gustav Wikheim (82. Carlos Moros Gracia), Joel Asoro (75. Jacob Bergström), Haris Radetinac. Lech: Filip Bednarek – Antonio Milić, Jesper Karlström (73. Filip Dagerstål), Bartosz Salamon – Pedro Rebocho, Radosław Murawski (67. Nika Kvekveskiri), Afonso Sousa (67. Filip Marchwiński), Michał Skóraś, Joel Pereira – Mikael Ishak (80. Artur Sobiech), Filip Szymczak (73. Adriel Ba Loua).
W pierwszym meczu: 2:0 dla Lecha Awans do ćwierćfinału LKE: Lech Poznań