Mocne słowa Tuska o "dziadku z Wehrmachtu". "Nikt nigdy prawdy o nim mi nie odbierze"

Katarzyna Florencka
27 marca 2023, 13:36 • 1 minuta czytania
Donald Tusk zamieścił w swoich mediach społecznościowych poruszające nagranie, w którym opowiada o swoim dziadku Józefie – o którym jego przeciwnicy polityczni mówią o jako o "dziadku z Wehrmachtu".
Donald Tusk opowiedział o swoim dziadku Fot. Twitter.com/donaldtusk

Tusk o "dziadku z Wehrmachtu"

Nagranie, które zamieścił Donald Tusk, stworzone zostało przy okazji wizyty na Górze Świętej Anny, gdzie lider PO złożył kwiaty w hołdzie powstańcom śląskim. Podzielił się przy tym kilkoma gorzkimi przemyśleniami.


– Oddawali krew i życie za polskość tej ziemi, za swoją polskość, a później przychodziła jakaś władza, jakże często z podłości albo zwykłej głupoty odmawiała im polskości. Tak było na Śląsku. Tak było na Pomorzu. Tak było na przykład z moim dziadkiem Józefem Tuskiem. W 1939 aresztowało go Gestapo, znalazł się w Stuthoffie, później w obozie koncentracyjnym Neuengamme – by pod koniec wojny zostać siłą wcielonym do Wehrmachtu.

– Jak tylko się dało, uciekł na stronę aliancką i później wrócił do Polski. Wrócił do swojego Gdańska, wychował swoje dzieci w mieście zdominowanym przez Niemców na Polaków. Mógłby zostać na Zachodzie, mógł zarabiać wielkie pieniądze – był wszak wybitnym lutnikiem. Ale wybrał Polskę – podkreślił Tusk. – Będę go zawsze pamiętał i nikt prawdy o moim dziadku nigdy mi nie odbierze – zadeklarował lider PO.

Dziadek z Wehrmachtu – o co chodzi?

Słynny argument o "dziadku z Wehrmachtu" został wymyślony przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku przez Jacka Kurskiego, ówczesnego doradcę medialnego Lecha Kaczyńskiego. Fakt, że Józef Tusk został wcielony w 1944 roku do Wehrmachtu, miał w założeniu Kurskiego podkreślić w oczach polskich wyborców, że kandydujący na stanowisko prezydenta Donald Tusk nie reprezentuje polskich interesów, tylko niemieckie.

Strategia ta była na tyle skuteczna, że PiS wielokrotnie jeszcze się do niej uciekał. Krok dalej prawica poszła po spektakularnej klęsce, którą w 2017 roku partia Jarosława Kaczyńskiego odniosła przy próbie odwołania Tuska ze stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej.

"Gazeta Polska Codziennie" opublikowała wówczas kuriozalną okładkę, na której przedstawiono Tuska ubranego w mundur Wehrmachtu, a za jego plecami obrazki z okupowanej przez hitlerowców Warszawy. Znalazł się tam tramwaj z napisem "tylko dla niemieckich podróżnych", z którego wychodzą kolejni żołnierze Wehrmachtu, a za nimi uradowana Angela Merkel. Zamiast barw III Rzeszy okładka miała kolorystykę unijną.

Rzekome "niemieckie" powiązania Tuska znalazły się też na jednej z dwóch okładek, za które Donald Tusk pozwał publikację Tomasza Sakiewicza do sądu. Chodzi o wydanie "GPC" z lipca ubiegłego roku, w którym zestawiono byłego premiera z dewizą żołnierzy Wehrmachtu "Gott mit uns", zaś zdjęcie Tuska przerobiono tak, aby cień pod nosem przypominał charakterystyczny wąs Adolfa Hitlera.

Ochrona dla Tuska z powodu gróźb

Przypomnijmy, że Tuskowi oficjalnie przydzielono ochronę Służby Ochrony Państwa, ponieważ – jak pisał "Newsweek" – "już raz planowano na niego zamach, a niedoszły zamachowiec wyszedł z więzienia". Chodzi o sprawę z 14 stycznia 2019 roku i groźby: "Zginął Adamowicz, teraz zginie Tusk", "zabiję ku*wę".

Skazany za nie Tomasz L., który na sali sądowej miał przekonywać, że chciał zabić szefa PO, bo polityk "jest Niemcem", wyszedł z więzienia. Zasądzono też zakaz zbliżania się do szefa PO na odległość 150 metrów przez najbliższe pięć lat (obowiązuje więc do 2024 roku) i nakazano poddanie się psychoterapii.