Czarnek chce skrócić dzieciom lekcje. ZNP: Wykasuje przedmioty, które sam wprowadził?
- Przemysław Czarnek zapowiedział zmiany w podstawie programowej. Stwierdził, że lekcje w szkołach mogą zostać skrócone o "trzy, cztery, może do pięciu godzin tygodniowo"
- Szef MEiN podał też termin, kiedy "zobaczymy efekty" – najpóźniej 1 września 2024 roku
- – Minister musi "posprzątać" po swojej poprzedniczce Annie Zalewskiej, ponieważ uczniowie są dzisiaj przeładowani materiałem, a nauczyciele nie wyrabiają się z realizacją podstawy programowej – słyszymy w Związku Nauczycielstwa Polskiego
- – Podany przez Przemysława Czarnka termin jest jednak mało realny – mówi naTemat.pl Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP
– Przystąpiliśmy energicznie do odchudzenia podstawy programowej w rozmaitych obszarach. Po to, by było więcej czasu na wspólnotę, na kontakty między uczniami i mniejsze obciążenie dla uczniów – powiedział kilka dni temu Przemysław Czarnek na antenie radiowej Jedynki.
Czarnek zapowiada "odchudzenie" podstawy programowej
Szef MEiN przedstawił też wstępny zarys planowanych zmian. Jak mówił, lekcje w szkołach mogą zostać skrócone o "trzy, cztery, może do pięciu godzin tygodniowo". Działania, jakie podejmuje jego resort, mają być ponadto odpowiedzią na skargi, że "siatka godzin jest zbyt duża i zbyt obciążająca dla uczniów", zwłaszcza podstawówek.
Do sprawy Czarnek odniósł się także w niedzielę podczas spotkania z mieszkańcami Lublina. – Ograniczamy siatkę godzin (...) po to, żeby nie zakuwać tylko, nie przesiadywać nad książkami, ale żeby były to zajęcia miękkie, wyjścia do parku, do lasu, do kina, do muzeów – mówił.
W rozmowie z PAP zapewnił z kolei, że na zmianach nie ucierpią nauczyciele, czyli nie zmniejszy się dla nich liczba godzin. Wyjaśnił też, że tematem zajmą się eksperci z MEiN "ściśle współdziałający z Centralną Komisją Egzaminacyjną". Czarnek podał też termin, kiedy "zobaczymy efekty" – najpóźniej 1 września 2024.
ZNP: Mówimy o tym od dawna
O komentarz do zapowiedzi ministra Czarnka poprosiliśmy przedstawicieli Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jego rzeczniczka Magdalena Kaszulanis podkreśla w rozmowie z naTemat, że zbliżają się wybory parlamentarne, więc szef MEiN obiecuje dużo, tyle że nie konsultuje swoich planów z partnerami społecznymi czy nauczycielami.
Kaszulanis dodaje jednak, że zmiany dotyczące podstawy programowej w szkołach są konieczne, z kolei nauczyciele, ale także rodzice uczniów, mówią o tym od wielu miesięcy.
Nie wiemy jednak nic na temat tego, jakby to miało wyglądać. Ma być mniejsza liczba lekcji w tygodniu, ale czy to oznacza na przykład, że pan minister wykasuje niektóre przedmioty, między innymi te, które sam wprowadził? Czy zmniejszy liczbę godzin innych przedmiotów? Po prostu tego nie wiadomo.
– Wiemy natomiast, że to są błędy poprzedniczki Przemysława Czarnka, czyli Anny Zalewskiej (była ministrem edukacji w latach 2015-2019 – red.), która sprawowała swój urząd przecież nie tylko w rządzie Beaty Szydło, ale także Mateusza Morawieckiego – przypomina Magdalena Kaszulanis.
I dodaje: – Nauczyciele, ale także rodzice od dawna mówią o przeładowanej podstawie programowej. Jak sama nazwa mówi, dzieci muszą ją opanować. Jednak te podstawy programowe zostały zmienione za czasów Anny Zalewskiej i zwracaliśmy wtedy uwagę, że to nie jest dobra zmiana, ale nas nie słuchano.
Rzeczniczka ZNP obecną podstawę programową określa tak: obszerna, szczegółowa, wręcz encyklopedyczna.
– Na jeden ważny temat nauczyciel ma tylko jedną lekcję, na kolejnej nie ma utrwalenia, tylko musi zrealizować kolejny temat. Jeśli z jakichś powodów przepadnie jedna lekcja, pojawia się kłopot. Uczniowie muszą opanować program, a nauczyciele go zrealizować, bo między innymi z tego są rozliczani. Jest za dużo treści do opanowania, dlatego często nauka sprowadza się do zasady 3xZ (zakuć, zdać, zapomnieć – red.) – mówi Kaszulanis.
1 września 2024? "Bardzo ambitny termin"
I właśnie to resort edukacji chce zmienić, jak mówił Czarnek: "Należy przejrzeć podstawy programowe wszystkich przedmiotów, zastanowić się, co z nich wyjąć, żeby osiągnąć efekt krótszego tygodnia nauki dla uczniów".
Cóż, minister Czarnek musi "posprzątać" po swojej poprzedniczce.
Magdalena Kaszulanis zaznacza jednak, że nie da się tego zrobić w tydzień czy w miesiąc. – To bardzo wymagająca praca, do której trzeba zaangażować nie tylko specjalistów, ale także praktyków. Wszystkie przedmioty muszą współgrać ze sobą. To jest bardzo skomplikowany i długotrwały proces – stwierdza.
A czy zapowiadany przez Czarnka termin, czyli 1 września 2024, jest możliwy do osiągnięcia? MEiN na wprowadzenie zmian dało sobie półtora roku.
– Mówiąc dyplomatycznie, to bardzo ambitny termin, prawie niemożliwy do osiągnięcia nawet przy założeniu, że prace ruszyłyby już teraz i byłyby intensywne – odpowiada Magdalena Kaszulanis.
I precyzuje: – Nowa podstawa programowa musi powstać do każdego przedmiotu, na każdym etapie edukacji, czyli od przedszkola po szkoły ponadpodstawowe. I dopiero później, na jej podstawie, powstają podręczniki. A musi być jeszcze czas na ich napisanie, zaakceptowanie przez ministerstwo, wydanie i dostarczenie do szkół. Nie da się tego załatwić szybko i hasłowo. Obawiam się zatem, że termin 1 września 2024 roku jest mało realny.
Rzeczniczka ZNP nie zgadza się również z zapewnieniami Czarnka, że na zmianach nie ucierpią nauczyciele. – Zmniejszenie tygodniowej liczby lekcji ma swoje kadrowe i finansowe konsekwencje, które poniosą nauczyciele – mówi.