Zajmował się sprawą Wieczorek, obala ostatnią teorię. "Sprawca jest w pierwszym tomie akt"
- Były pracownik biura kryminalnego KGP ocenił badania wariografem, których nie przeszło pozytywnie aż 40 świadków
- Zdaniem inspektora Marka Dyjasza, oprawca jest w pierwszym tomie akt, a Iwona Wieczorek go znała
Inspektor Marek Dyjasz pracował nad sprawą Iwony Wieczorek w początkowym etapie postępowania. Komentował doniesienia, które pojawiły się w reportażu TVN, na temat tego, że aż 40 świadków nie przeszło pozytywnie badania wariografem.
– Pamiętajmy, że to był okres wakacyjny, ogólne rozluźnienie. To było młode towarzystwo, pod wpływem alkoholu. W późniejszych przesłuchaniach niektóre osoby próbowały nadbudowywać pewne luki, które miały w pamięci. A niektórzy po prostu kłamali i robili to od początku – ocenił Marek Dyjasz.
Czytaj także: Kolega Iwony Wieczorek niespodziewanie trafił do aresztu. W tle głośna akcja CBŚP Dyjasz odniósł się do tego, jakoby znajomi Iwony Wieczorek mieli kłamać w postępowaniu (badania wariografem miało nie przejść pozytywnie aż 40 osób). – Ja już wcześniej mówiłem, że całe to towarzystwo kłamie. Nie, że są w zmowie milczenia ze sobą. Jedni kłamali, by się wybielić. Inni, by wybielić Iwonę Wieczorek. Na samym początku to był główny problem, bo przy takich zeznaniach trudno stworzyć portret psychologiczny samej Iwony – przypomniał.
W reportażu TVN anonimowo wypowiedział się o potencjalnym sprawcy policjant, który ma znać kulisy sprawy Iwony Wieczorek. – To mógł być facet z zagranicy, który przypłynął na małej łódce. Albo ktoś przyjezdny, kto przyjechał samochodem i tej nocy bawił się w okolicy. Cudzoziemiec – powiedział anonimowo rozmówca TVN. Tę wypowiedź skomentował inspektor Marek Dyjasz. – To nie był przypadkowy sprawca (...). W zdecydowanej większości starych, nierozwiązanych spraw, reguła jest następująca: sprawcę można znaleźć w pierwszym tomie akt. Uważam, że podobnie jest w sprawie Iwony Wieczorek – ocenił. Jak się wyraził, "Iwona Wieczorek znała swojego oprawcę". Inspektor Dyjasz zwracał też podczas rozmowy z Onetem uwagę, żeby brać pod uwagę to, że już dawno nie zajmuje się sprawą Iwony Wieczorek.
Co było w reportażu TVN "Co mówi nam telefon Iwony Wieczorek?"
Jak informowaliśmy w naTemat, według ustaleń "Superwizjera" TVN śledczy przebadali wariografem około 40 świadków i żaden z nich nie przeszedł badania pozytywnie. Matka Iwony Wieczorek powiedziała, że pamięta ostatnią rozmowę z córką. – Mówiła, że bierze kosmetyki, prostownicę i będzie ze znajomymi bawić się na imprezie, ale nie wie, czy wróci do domu, czy będzie nocować u przyjaciółki – powiedziała mama nastolatki.
"Tego nigdy nie sprawdzono w śledztwie". Nowy film z "panem ręcznikiem" ws. Iwony Wieczorek
Nowe informacje na temat mężczyzny z ręcznikiem przekazał dziennikarzom TVN policjant, który ma znać kulisy śledztwa ws. Iwony Wieczorek. – Facet, który zgłosił się na policję, to nie jest "pan ręcznik" z Gdańska z 2010 r. Nie ma nic wspólnego z tym gościem, który szedł za Iwoną – przekazał policjant. W reportażu przypomniano też ustalenia śledczych mówiące o tym, że w noc zaginięcia Iwony Wieczorek "pan ręcznik" został uchwycony przez kamery po godzinie 4 rano, gdy szedł za Iwoną Wieczorek. To jednak nie wszystko. Dwie godziny później widać było na monitoringu, że wracał tą samą drogą. "To zdaniem śledczych wyklucza go z grona sprawców" – usłyszeliśmy w reportażu TVN.
Sprawę skomentowała w Onecie Marta Bilska, dziennikarka, która jako jedna z pierwszych poznała akta sprawy Iwony Wieczorek. – To nagranie, na którym widać jak "pan ręcznik" wraca, jest nowe. Do tej pory była tylko informacja, że wraca. Ale nagrania nie było – powiedziała. W reportażu TVN policjant ma własną hipotezę na temat tego, kto mógł stać za zaginięciem Iwony Wieczorek. – To mógł być facet z zagranicy, który przypłynął na małej łódce. Albo ktoś przyjezdny, kto przyjechał samochodem i tej nocy bawił się w okolicy. Cudzoziemiec – powiedział. Rozmówca TVN powiedział, że w śledztwie "nigdy nie sprawdzono, jakie łódki wpływały, kto się meldował, dane osobowe, informacje z kapitanatu, nie tylko w Gdańsku, ale w Sopocie czy w Gdyni".