Dlaczego Henryk Kowalczyk podał się do dymisji? Wskazano, co przelało czarę goryczy
Henryk Kowalczyk w krótkim oświadczeniu zapewnił, że rząd Prawa i Sprawiedliwości realizuje porozumienie zawarte z rolnikami o "uruchomieniu klauzuli ochronnej w zakresie bezcłowego importu zboża".
Kilka dni później Komisja Europejska poinformowała, że bezcłowy import zboża zostanie przedłużony do czerwca 2024 roku. - Złożyłem rezygnację z funkcji, widząc, że podstawowy postulat rolników nie zostanie spełniony przez Komisję Europejską - powiedział Kowalczyk.
Polska zalana przez ukraińskie zboże
Ukraina przed wybuchem wojny była jednym z największych eksporterów zbóż. Przed napaścią ze strony Rosji ukraińskie rolnictwo odpowiadało za produkcję 12 proc. światowej pszenicy. Sytuację diametralnie zmieniła wojna.
Od 24 lutego 2022 roku eksport zboża z Ukrainy okazał się niemożliwy. Rosja zablokowała porty na Morzu Czarnymi, którymi zboże zwyczajowo płynęło do Europy i Afryki. W 2021 roku w Ukrainie zebrano ponad 86 mln ton zboża.
Ostatecznie porty zostały odblokowane, a ukraińskie zboże miało trafiać tranzytem przez Polskę na zachód i do Afryki. Podczas gdy kolejki ciężarówek okupowały polsko-ukraińską granicę, polscy przedsiębiorcy postanowili na nich zarobić.
W lipcu 2021 roku były minister rolnictwa i poseł Prawa i Sprawiedliwości Jan Krzysztof Ardanowski alarmował, że ukraińskie zboże, które powinno przejechać tranzytem przez Polskę, jest po drodze nielegalnie sprzedawane.
- Szacujemy, że nawet jedna trzecia transportowanego przez Polskę ukraińskiego zboża może nielegalnie zostawać w kraju - mówił Paweł Bejda, łódzki poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Posłowie PSL, żeby zapobiec nielegalnemu handlowi ukraińskim zbożem w Polsce, chcieli wprowadzić obowiązkową 24-godziną kaucję dla przewoźników, która miała być zwracana po wyjeździe ze zbożem z Polski. Niestety okazało się, że projekt utknął w zamrażarce Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej Elżbiety Witek z PiS.
Na efekty bierności PiS nie trzeba było długo czekać. Polskę zalało ukraińskie zboże, a ceny krajowej pszenicy poszły w dół. Szacuje się, że w polskich silosach zalega obecnie ok. 2,5 mln ton zboża. Tanie zboże z Ukrainy mają kupować producenci mąk i pasz.
– Mamy gigantyczną nadpodaż, bo w Polsce w ubiegłym roku był urodzaj na zboże i skupy są jej pełne. Doszedł zabójczy dla nas import z Ukrainy, którego nikt nie kontrolował i nie ograniczył – burzył się poseł Mieczysław Kasprzak z PSL.
– Jeszcze niedawno pszenica szła po 1200 zł za tonę, teraz już poniżej 900 zł skupują. A powinna być 1800-2000, by się opłacało przy tych kosztach nawozów, środków ochrony i paliwa – utyskiwali rolnicy.
Wzajemne obwinianie z Waldemarem Budą
Jedni za ten stan rzeczy winią wicepremiera i odchodzącego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, inni ministra rozwoju Waldemara Budę. Rozbieżność wynika z tego, że zboże jest sprawą rolnictwa, ale jego handel to działka ministerstwa rozwoju.
Zwolennicy Kowalczyka bronią go mówiąc, że ten już w styczniu interweniował u Budy w sprawie zalewu Polski zbożem z Ukrainy. Oficjalnie powodem jego dymisji jest "brak możliwości zrealizowania punktu porozumienia z rolnikami".
Z kolei sympatycy Budy twierdzą, że obóz Kowalczyka "siedział cicho", a sam Buda o kryzys zbożowy oskarża polskie firmy. – Jest kilkanaście firm, które doprowadziły do tego, że mamy bardzo dużo zboża sprowadzonego z Ukrainy – mówił podczas konferencji prasowej w Łodzi.
Wypowiedź, która przelała czarę goryczy
Henryk Kowalczyk w 2022 roku doradzał rolnikom, aby nie spieszyli się ze sprzedażą zboża, ponieważ jego ceny wkrótce wzrosną. Rolnicy, którzy go posłuchali, przywitali wiosnę z pełnymi silosami i stratami rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Z tego powodu stojący na czele ministerstwa rolnictwa Kowalczyk był dla PiS ogromnym obciążeniem w trakcie kampanii wyborczej. Oliwy do ognia dolały jego słowa podczas wywiadu w telewizji Polsat.
– Przepraszam za to, że [rolnicy - red.] nie zrozumieli intencji mojej wypowiedzi. W czasie żniw nie powinno się w paniczny sposób sprzedawać zboża, bo cena spada. Nie dopowiedziałem, że po żniwach to nie obowiązuje, a niektórzy teraz mówią, że słuchali mnie przez pół roku czy rok. A powinni słuchać tylko przez żniwa – powiedział minister.
Słowa Kowalczyka zinterpretowano jako "przepraszam, że rolnicy mnie nie zrozumieli, ale nie popełniłem błędu", czyli klasyczne "sorry but not sorry". Gazeta.pl podaje, że kilka telefonów w tej sprawie miał otrzymać sam prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Władze partii wg informatora Gazety.pl mają mieć pretensje do sztabowców Anny Plakwicz i Piotra Matczuka, którzy nie przypilnowali przekazu ministra w tak palącej sprawie. Przypomnijmy, że rolnicy grozili przyjazdem do Warszawy i protestami.
Czytaj także: https://natemat.pl/473894,kim-jest-robert-telus-posel-pis-stracil-dziecko-mowi-o-paskach-tvp