PiS obiecywał, że kolejek do lekarzy nie będzie. Nadal czeka w nich co dziesiąty z nas

Beata Pieniążek-Osińska
12 kwietnia 2023, 19:50 • 1 minuta czytania
Czekasz w kolejce do lekarza na NFZ? Nie jesteś jedyny. Na wizytę u okulisty czeka ok. 400 tys. osób, a do neurologa – ćwierć miliona Polaków. PiS obiecywał, że skróci kolejki do lekarzy, ale niewiele zdziałał przez ostatnie kilka lat.
Z raportu NFZ wynika, że kolejki do specjalistów nie maleją. Adam Staskiewicz/ East News

PiS chwali się, że nakłady na ochronę zdrowia rosną, jednak efektów dla pacjenta nie widać. Kolejki do lekarzy na NFZ jak były, tak są nadal.

Z opublikowanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia sprawozdania z działalności za ostatni kwartał ub. roku wynika, że na wizytę do poradni specjalistycznych czeka ponad 3,7 mln pacjentów, a na przyjęcie na oddział szpitalny – 628 tys. osób.

Analiza NFZ pokazała ponadto, że najwięcej "pilnych przypadków" czekało do poradni neurologicznej. W kolejkach do tych specjalistów było zapisanych 37 tys. 394 pacjentów. To jednak niecała kolejka, bo oprócz pacjentów ze wskazaniem "na cito" do poradni neurologicznej zapisanych było w kolejkach 241 tys. 319 pacjentów "stabilnych".

Niewiele mniejsza liczba pacjentów (29 tys. 671 osób) oczekiwała w trybie pilnym na zabiegi w ośrodku rehabilitacji dziennej. Kolejne 74 tys. 758 osób było zapisanych w trybie stabilnym.

Natomiast w kolejce do kardiologa zapisanych było 28 tys. 489 pacjentów "pilnych oraz 180 tys. 911 "stabilnych".

Poradnie chirurgii urazowo-ortopedycznej również są obłożone. W kolejce było 28 tys. 292 przypadków pilnych oraz 161 tys. 919 - stabilnych. 

Na wizytę u okulisty czekało w sumie blisko 425 tys. osób, w tym na cito 20 tys. 654 pacjentów.

Liczby pacjentów "stabilnych" czekających na wizytę u innych specjalistów również nie napawają optymizmem. Do poradni stomatologicznej było to np. ponad 274 tys. osób.

Ile się czeka na wizytę?

NFZ przedstawił także przeciętny okres oczekiwania pacjenta (medianę średniego rzeczywistego czasu oczekiwania) na wizytę u specjalistów. Do poradni neurologicznej dla przypadków stabilnych było to 62 dnia, czyli dwa miesiące. Do innych popularnych specjalistów już nie tak szybko, bo do kardiologa – średnio trzy miesiące (104 dni), do hematologa – 138, do endokrynologa – 174 dni, a do poradni chorób tarczycy – 230 dni.

Z dopiskiem "na cito" na skierowaniu mogliśmy liczyć na nieco krótsze kolejki. Pilny pacjent do neurologa czekał średnio 21 dni, do okulisty – 2 dni, stomatologa – od ręki, kardiologa – 29 dni, poradni chirurgii urazowo-ortopedycznej – 19 dni.

Fundusz liczy też którym poradniom udało się przyjąć najwięcej pacjentów, a tym samy najwięcej osób zostało skreślonych z list oczekujących.

Tu liderem były:

Przyjęcia na szpitalne oddziały

Pacjenci czekają w długich kolejkach nie tylko na wizytę u specjalisty, ale też ze skierowaniem na oddział szpitalny. Przypadki stabilne miały przed sobą po kilka miesięcy oczekiwania. Np. na przyjęcie na oddział chirurgii onkologicznej dla dzieci było to średnio 225 dni, leczenia oparzeń – 218 dni, audiologiczno-foniatryczny - 203 dni, otorynolaryngologiczny dla dzieci – 132, otorynolaryngologiczny – 103 dni, chirurgii urazowo-ortopedycznej – 94 dni.

Ze statystyk i danych, jakie NFZ otrzymuje od placówek, wynika, że znacznie lepiej było z przyjęciem na oddział neurologiczny (4 dni), onkologiczny (5 dni), kardiologiczny (21 dni) czy okulistyczny (18 dni).

Lepiej było jeżeli chodzi o pacjentów pilnych, bo ci średnio nie czekali w ogóle na przyjęcie na większość oddziałów, ale są też takie specjalności, gdzie nawet "na cito" trzeba było poczekać kilka lub kilkanaście dni.

Najgorzej sytuacja wyglądała na otolaryngologii dla dzieci – 58 dni, reumatologii – 15 dni, neurologii – 14 dni czy chirurgii urazowo-ortopedycznej - 13 dni.

Nawet jeżeli pieniędzy do systemu faktycznie trafiło nieco więcej, to nie poszły na zwiększenie liczby wizyt, a tym samym lepszy dostęp do świadczeń i rozładowanie kolejek. Zostały skonsumowane przez podwyżki wynagrodzeń medyków oraz wzrost kosztów funkcjonowania szpitali i przychodni. Inflację odczuwamy bowiem nie tylko my w naszych portfelach, ale także dyrektorzy szpitali czy przychodni.