Zełenski zostanie odwołany? Były szef polskiego wywiadu rzuca nowe światło na tę sprawę
Gazeta "Washington Post" jako jedna z pierwszych poinformowała o treści ściśle tajnych amerykańskich dokumentów Pentagonu, które wyciekły do sieci. Wśród nich jest na przykład ocena agencji wywiadu USA, która wskazuje na możliwy dalszy rozwój wojny w Ukrainie. I słowo "rozwój" nie jest na wyrost, bo z obu stron sporu mają być podejmowane dość drastyczne kroki, które nie wskazują, żeby najbliższe miesiące przyniosły jakiś finał.
Ale w dokumentach zawarta jest także informacja o możliwości zmiany przywództwa w Ukrainie, która ma wynikać z konfliktu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z szefem ukraińskich sił zbrojnych gen. Walerijem Załużnym. To niektórzy w Kijowie mają postrzegać jako "zagrożenie polityczne" – wynika z dokumentów Pentagonu.
"Dokumenty ujawniają skalę amerykańskich działań szpiegowskich, której efektem jest głęboka penetracja rosyjskich służb i wywiadu. Wyciek pokazuje także, że służby wywiadowcze USA podsłuchują ważnych sojuszników, od których zależy wsparcie militarne dostarczane do Ukrainy" – podał "The New York Times".
Za wyciekiem danych ma stać Jack Teixeira, 21-letni żołnierz z oddziału wywiadowczego Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych. W czwartek mężczyzna został aresztowany przez FBI. – To był celowy, przestępczy akt – powiedział przedstawiciel Pentagonu gen. Pat Ryder.
Płk Grzegorz Małecki komentuje wyciek tajnych danych Pentagonu
W jakim stopniu ta afera podważa wiarygodność Amerykanów i czy ten wyciek może wpłynąć na plany operacyjne ukraińskiej armii? Komentuje dla naTemat.pl płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.
Mateusz Przyborowski: Czy wyciek ściśle tajnych danych z Pentagonu podważa wiarygodność Amerykanów i – jak niektórzy twierdzą – wbija nóż w plecy Zełenskiego i Ukraińców?
Płk Grzegorz Małecki: Nie oceniłbym tego aż tak drastycznie, natomiast niewątpliwie jest to sytuacja, która kompromituje Amerykanów i podważa ich reputację oraz wiarygodność. Z punktu widzenia wizerunkowego jest to duży problem i tworzy poważne ryzyka, jeśli chodzi o bezpieczeństwo niektórych operacji, nie tylko ukraińskich. Jest tam ponadto sporo materiałów, które mogą zagrozić bezpieczeństwu źródeł tych informacji wywiadowczych.
Dokumenty wyglądają na profesjonalnie przygotowane i autentyczne.
Wyglądają, ale ja nie jestem tego w stanie stwierdzić. Poza tym nikt w USA tego nie potwierdzi ani temu nie zaprzeczy. Wiemy natomiast doskonale, że to nie są oryginały, tylko fotokopie. I teraz pytanie: jaka część jest skanem dokumentów prawdziwych, a co zostało w jakiś sposób przetworzone? Tego nie wiemy i może dobrze, ponieważ gdybyśmy wiedzieli, że wszystko jest prawdą, byłoby znacznie gorzej.
Niektórzy twierdzą nawet, że Amerykanom mogło zależeć na tym wycieku i że jest to operacja dezinformacyjna polegająca na wywołaniu jakiegoś szumu, wątpliwości, aby przykryć prawdziwe plany Ukraińców i Zachodu.
Wiem, że takie teorie istnieją, jednak nie przyjmuję takich tez – skórka za wyprawkę nie byłaby tego warta. Straty wizerunkowe i koszty związane z taką operacją wielokrotnie przewyższałyby jakiekolwiek zyski. A po stronie strat są relacje Amerykanów z sojusznikami. Poza tym reakcja amerykańskiej administracji jednoznacznie wskazuje na brak takiej intencji.
W ten sposób nie prowadzi się dezinformacji, bo jest to niszczenie całego przedpola. Dezinformację przeprowadza się w taki sposób, by nikt o tym nie wiedział. Chodzi o to, by wpłynąć na jakieś działania, odstraszyć w jakiś sposób przeciwnika, ale nie w taki sposób – robiąc ferment i chaos. Doszukiwanie się celowości Amerykanów w tym wycieku to dla mnie abstrakcja.
No i mamy też aresztowanego 21-letniego żołnierza przez FBI, który miał stać za wyciekiem tych danych. Pentagon również określił to działanie jako "bardzo poważne zagrożenie" dla bezpieczeństwa narodowego.
Nie ma wątpliwości co do tego, że relacje sojusznicze Amerykanów zostały mocno podkopane. Oczywiście wszyscy będą zaprzeczać i twierdzić, że wszystko jest w porządku. Jestem jednak przekonany, że w USA jest ogromne zamieszanie – i to w ramach NATO, ale też w relacjach z partnerami.
Jack Teixeira, 21-letni żołnierz odbywający służbę w komórce wywiadu sił powietrznych Gwardii Narodowej, według "Washington Post" miał być administratorem chatroomu "Tug Shaker Central", w którym ok. 30 młodych ludzi, w większości nastolatków, komentowało gry komputerowe. I właśnie na tej stronie Teixeira zamieścił tajne dokumenty. A czy za wyciekiem mogą stać na przykład chińskie służby wywiadowcze?
Teorii spiskowych pojawi się dużo. Prawdopodobieństwo tego, że obce państwa i obce służby specjalne będą wykorzystywać tę sytuację do swoich celów, jest duże. Tę sprawę można porównać do kręgów na wodzie, które się rozchodzą.
Początkowo materiały krążyły tylko w wąskim gronie osób, ale wiemy już, że wśród nich były też osoby z innych krajów, m.in. z byłego ZSRR.
Stamtąd te materiały przedostały się do innych grup i teraz różne służby będą wtrącały swoje trzy grosze, żeby podzielić sojuszników i eksploatować różne wątki kontrofensywy ukraińskiej.
Wiadomo też, że Rosjanom bardzo zależy, aby tę kontrofensywę sparaliżować. Szum, jaki się wokół tego wywiązał, ewidentnie działa na niekorzyść Ukraińców i naszych sojuszników. Nie mam wątpliwości, że i Chińczycy będą chcieli upiec na tym swój "chlebek", ale to nie znaczy, że stoją za tym wyciekiem.
Dostęp do ściśle tajnych materiałów ma tysiące pracowników komórek wywiadu w Pentagonie. Miał go również Teixeira.
No właśnie! Ryzyko przecieku jakichkolwiek informacji rośnie wraz z liczbą osób, które mają do nich dostęp. W USA są to ponad 4 mln ludzi, ale zawsze podkreślam, że system jest tak silny, jak silne jest jego najsłabsze ogniwo. A najsłabszym ogniwem zawsze są ludzie.
Amerykanie mają do odrobienia lekcję i z tego, co wiem, już ją odrabiają. Lepiej, żeby takie modyfikacje systemowe działy się, zanim powstanie kryzys, ale ważne też, aby wyciągnąć jak najszybsze wnioski, kiedy ten kryzys już zaistnieje.
Amerykanie już podjęli działania – nie zamiatają sprawy pod dywan, nie zrzucają winy na kogoś innego.
W zaciszu gabinetów trwa też analiza tego, które z tych dokumentów są prawdziwe, a które nie. I precyzyjnie sprawdzane jest, w jakim stopniu te dokumenty zostały zmanipulowane i kto to zrobił oraz w jaki sposób. Publicznie nikt nie będzie tego eksponował, ale przez długie miesiące Amerykanie będą analizować to, co zostało upublicznione.
"Washingotn Post" opisuje, że w dokumentach zawarta jest także informacja o możliwości zmiany przywództwa w Ukrainie, która ma wynikać z konfliktu Wołodymyra Zełenskiego z jednym z gen. Walerijem Załużnym, szefem ukraińskich sił zbrojnych.
Służby wywiadowcze są od tego, żeby informować swoje władze o tym, czego się dowiedziały. Nie mogą, tak jak u nas się to czasem robi, stosować autocenzury. Informują o nawet najbardziej niewygodnych sprawach. Wywiad jest od tego, żeby mówić o tym, czego nikt nie chce słyszeć.
Nikt jednak nie stwierdzi, czy coś jest prawdą, dopóki nie zostanie to poddane analizie. To nie jest tak, że to, co wywiad przekazuje sobie w wewnętrznych dokumentach, od razu musi być prawdą.
Czy ten wyciek może wpłynąć na plany operacyjne ukraińskiej armii?
Nie sądzę.
A czy Amerykanom uda się wyjść z twarzą z tej kompromitacji?
Na pewno nie. Oczywiście Amerykanie się odbudują, bo to też jest w interesie wszystkich państw Zachodu, jednak niepokój pozostanie. Nie pierwszy zresztą raz, bo nie takie rzeczy wypływały. Przypomnijmy sobie skutki aktywności Edwarda Snowdena, które były nieporównywalnie gorsze.
Dokumenty, które teraz wyciekły z Pentagonu, nie są aż takie straszne. Ta sprawa uderza natomiast w USA jako najbezpieczniejszego państwa natowskiego. Otworzył się kolejny front wojny hybrydowej, z której przeciwnicy robią teraz użytek.