"Idol" to "porno" z córką Johnny'ego Deppa? Nowy serial twórcy "Euforii" szokuje już przed premierą

Maja Mikołajczyk
18 kwietnia 2023, 20:10 • 1 minuta czytania
HBO wreszcie podało datę premiery wzbudzającego kontrowersje serialu "Idol" oraz pokazało kolejny zwiastun. Od miesiąca na jego twórców, czyli znanego z "Euforii" Sama Levinsona oraz gwiazdora muzyki pop The Weeknda spadają gromy, gdyż zgodnie ze źródłami magazynu "The Rolling Stone" z produkcji mającej się skupiać na kobiecej perspektywie zrobiono "porno" z córką Johnny'ego Deppa w roli głównej.
"Idol" to nowy serial od twórcy "Euforii", który wzbudza kontrowersje. Fot. kadr z serialu "Idol"

O czym jest "Idol"?

"Idol" został zapowiedziany w czerwcu 2021 roku. Wtedy najważniejszymi informacjami na temat nowego serialu HBO było to, że pracują nad nim Sam Levinson, którego nazwisko stało się gorące po premierze "Euforii" oraz gwiazdor muzyki pop The Weeknd (Abel Makkonen Tesfaye).

Ten pierwszy miał trzymać pieczę nad całym projektem, a drugi być producentem, współscenarzystą oraz aktorem wcielającym się w główną rolę męską. W pisaniu scenariusza muzyka i Levinsona dodatkowo miał wspierać Reza Fahim – wieloletni współpracownik Tesfaye'a, który ma doświadczenie w pracy w klubach (co w tym przypadku ma znaczenie).

Na temat fabuły ujawniono wówczas, że będzie to historia popowej piosenkarki, która nawiązuje romans z właścicielem nocnego klubu stojącym w rzeczywistości na czele niebezpiecznej sekty.

Parę miesięcy później ogłoszono, że główną rolę kobiecą (czyli rzeczoną gwiazdę pop) zagra Lily-Rose Depp, córka Johnny'ego Deppa oraz Vanessy Paradis znana m.in. z komedii Kevina Smitha "Wojowniczki Jogi" oraz filmu historycznego Netfliksa "Król".

Z kolei w kwietniu 2022 roku przekazano, że z funkcji reżyserki zrezygnowała Amy Seimetz, która stała za kamerą takich tytułów, jak "Atlanta", "Ona jutro umrze" oraz "Peryferia". Jej miejsce zajął Levinson. Sama zainteresowana nie skomentowała wówczas (ani teraz) tej decyzji, jednak niemal rok później miało się okazać, co najprawdopodobniej było powodem tej decyzji.

Niepokojące doniesienia magazynu "The Rolling Stone"

Na początku marca "The Rolling Stone" opublikował artykuł, który wywołał burzę w mediach społecznościowych. Powołując się na trzynaście osób pracujących przy serialu, magazyn donosił, że na planie "Idola" źle się dzieje, a sama jego koncepcja odpłynęła w niespodziewane rejony.

Jeśli chodzi o sprawy techniczne, prace na planie miały być grubo opóźnione, a scenariusz podobno pisano (czy też raczej przepisywano) na ostatnią chwilę. Jak twierdzą źródła "The Rolling Stone", dodatkowo personel produkcyjny nie był informowany z uprzedzeniem o ciągłych zmianach, przez co praca na planie była dodatkowo wyczerpująca i chaotyczna.

Warto też dodać, że już w ubiegłym roku pojawiły się plotki, że wszystkie wyreżyserowane przez Seimetz odcinki miały pójść do kosza, jednak związany z HBO informator przekazał, że te pogłoski są przesadzone i całkowicie od nowa został nakręcony jedynie pilot serialu.

Chociaż już te relacje nie brzmią ciekawie, jeszcze bardziej niepokojące jest to, co podobno stało się z pierwotną wizją serialu. W wersji zwolnionej reżyserki historia skupiała się na "kobiecie, która odkrywała swoją seksualność". Kobieca perspektywa miała jednak nie przypaść do gustu Levinsonowi oraz The Weekndowi i doprowadzić do podziękowania Seimetz.

Zgodnie ze słowami tego samego źródła magazynu twórca "Euforii" oraz muzyk wspólnymi siłami zmienili serial w historię "mężczyzny, który znęca się nad kobietą, która to uwielbia". Dodatkowo jego zdaniem projekt "zmienił się z satyry w to, co miał ośmieszać".

Modyfikacje scenariusza wprowadzone przez Levinsona (a także Tesfaye'a) miały kłaść większy nacisk na sceny związane z przemocą (tą zwykłą oraz seksualną). – To przypomina fantazję o gwałcie, jaką mógłby mieć jakiś toksyczny facet pracujący na planie, gdyż jest o kobiecie, której się to podoba i przychodzi po więcej, bo pozwala jej się to rozwijać muzycznie – powiedziała o serialu dziennikarce "The Rolling Stones" jedna z osób pracujących na planie.

Jeden z informatorów magazynu przekazał również, że pierwsze ukłucie niepokoju poczuł podczas czytania zmienionej wersji scenariusza. "Pomyślałem sobie: Co to jest? Co ja właściwie czytam? To brzmi jak porno przedstawiające tortury seksualne" – cytuje go "The Rolling Stone".

Źródła przytaczają dwie mocne sceny, które podobno ostatecznie zostały jednak wycięte z serialu. W jednej z nich bohater grany przez The Weeknda wkłada jajko do pochwy Depp i zapowiada, że nie zgwałci jej, jeśli je upuści lub zgniecie. Bohaterka ma go natomiast błagać, by to zrobił.

W innej z usuniętych scen ten sam bohater miał uderzyć graną przez Depp piosenkarkę w twarz, na co ona miała się uśmiechnąć i poprosić, by zrobił to ponownie, czym spowodowała u granego przez Tesfaye'a właściciela klubu erekcję.

Jak można się domyślić, po artykule "The Rolling Stones" ruszyła fala oburzenia w sieci oraz zapewnienia o bojkocie serialu. Sam Levinson nie skomentował doniesień o kontrowersjach wokół swojego ostatniego projektu, jednak odtwórcy głównych ról postanowili zabrać głos.

"Sam [Levinson - przyp. red.] jest z wielu powodów najlepszym reżyserem, z jakim kiedykolwiek pracowałam. Nigdy nie czułam się bardziej wspierana lub szanowana w miejscu pracy, a mój wkład i opinie nie były nigdy tak bardzo doceniane. Praca z Samem to prawdziwa współpraca pod każdym względem – liczy się to dla niego bardziej niż cokolwiek innego, ale też nie tylko to, co jego aktorzy myślą o pracy, ale również to, jak się czują, wykonując ją" – przekazała w swoim oświadczeniu Lily-Rose Depp.

Ponadto aktorka dodała, że Levinson "zatrudnia ludzi, których pracę szanuje i zawsze tworzy środowisko, w którym czuje się widziana, słyszana i doceniana".

Depp odpowiedziała dyplomatycznie i przemilczała najbardziej grzejące opinię publiczną wątki. Reakcję męskiej gwiazdy serialu trudno nazwać jednak "z klasą". The Weeknd zamieścił na Twitterze fragment z będącego pod ostrzałem serialu, w którym grany przez niego bohater nabija się z magazynu "The Rolling Stones". "'The Rolling Stones', jesteście wściekli?" – podpisał wideo, sugerując, że to właśnie ta scena jest powodem ataku magazynu na jego projekt.

Odpowiedź artysty na zarzuty nie spotkała się jednak z poklaskiem, na który chyba liczył. "Argumenty ad hominem prawdopodobnie dobrze sprawdzają się na planie biograficznego filmu fantasy o gwałcie tworzonym przez mężczyzn, ale nie tak bardzo, jak oficjalne oświadczenie" – czytamy w jednym z wielu negatywnych komentarzy pod postem wokalisty.

Swoje oświadczenie wydało również HBO, w którym podobnie jak odtwórczyni głównej roli nie odnosi się do największych kontrowersji, natomiast staje po stronie Levinsona oraz sugeruje, że Seimetz nie była wystarczająco profesjonalna.

"Twórcy i producenci 'Idola' ciężko pracowali, aby stworzyć jeden z najbardziej ekscytujących i prowokujących oryginalnych seriali HBO. Początkowe podejście do projektu i produkcji wczesnych odcinków niestety nie spełniało standardów HBO, więc zdecydowaliśmy się na zmianę" – czytamy w piśmie przekazanym przez giganta medialnego portalowi IndieWire.

"Przez cały proces zespół kreatywny był zaangażowany w tworzenie bezpiecznego, opartego na współpracy i wzajemnym szacunku środowisku pracy, a w zeszłym roku dokonał kreatywnych zmian, które uznał za najlepsze zarówno dla produkcji, jak i obsady oraz ekipy. Cieszymy się, że już wkrótce będziemy mogli pokazać publiczności 'Idola'" – dodano na koniec.

"Euforia" też szokowała

To nie pierwszy raz, gdy produkcja Sama Levinsona wywołuje kontrowersje. Chociaż opowiadająca o problemach pokolenia Z "Euforia" stała się światowym fenomenem i ma na swoim koncie wiele nagród, nie obyło się również bez zarzutów w jej stronę.

Chodzi mianowicie o seksualizację aktorek wcielających się ostatecznie w nastolatki. Takie oskarżenia padały w szczególności w kierunku kreowania wizerunku Cassie, czyli bohaterki granej przez Sydney Sweeney. Ponadto krążyły plotki, że aktorka nie czuła się komfortowo podczas kręcenia scen nagości, jednak zostały one zdementowane przez nią samą.

Sweeney dodała również, że postać Cassie ma pokazywać, jak na charakter młodej kobiety wpływa jej hiperseksualizacja przez otoczenie, więc jest sporo ironii w tym, że dokładnie to samo z tą bohaterką zrobili widzowie oraz media.

Na korzyść Levinsona w pewnym sensie świadczą również słowa Minki Kelly ("Współlokatorka", "Titans"), która pojawiła się w drugim sezonie "Euforii" w epizodycznej roli.

Reżyser chciał, by Kelly w jednej ze scen pokazała się nago. Po tym jednak, jak aktorka powiedziała, że nie czułaby się z tym komfortowo, nie próbował jej namawiać i od razu odpuścił.

Bez wątpienia jednak Levinson ma ciągoty do rozbierania swoich bohaterek na planie, choć jak zapewniają współpracujące z nim aktorki, wszystko to robi dla dobra rozwijania postaci oraz nikogo do niczego nie zmusza.

Informacje o chaosie organizacyjnym przy produkcji "Idola" przypominają jednak podobne doniesienia z planu drugiego sezonu "Euforii". Sprawa była na tyle poważna, że zaangażowały się w nią nawet związki zawodowe.

Pracownicy mieli m.in. nie otrzymywać posiłków na czas, a korzystanie z toalety miało być momentami utrudnione. Levinson z kolei miał pojawiać się na planie serialu nieprzygotowany bez listy ujęć, czego efektem były 18-godzinne dni pracy.

Reżyser miał się też wdać w konflikt z Barbie Ferreirą, gdyż wątki związane z jej bohaterką miał dopisywać na bieżąco podczas kręcenia "Euforii". Wcielająca się w Kat aktorka ostatecznie zrezygnowała ze swojej roli i nie pojawi się w kolejnym sezonie serialu. Oficjalnie Ferreira stwierdziła w wywiadzie, że pomysł twórców na rozwój jej bohaterki nie przypadł jej do gustu.

Czy warto czekać na nowy serial Sama Levinsona?

17 kwietnia HBO pokazało kolejny zwiastun "Idola" i ujawniło datę premiery, którą zaplanowano na 4 czerwca. Czy pomimo skandali wokół serialu warto na niego czekać? Myślę, że tak, jednak z pewnymi zastrzeżeniami.

Levinson już wielokrotnie udowodnił, że jest twórcą kontrowersyjnym, który nie boi się przekraczać granic – nie tylko "Euforią", ale również filmem "Assassination Nation", będącym komentarzem na temat m.in. slut-shamingu.

Samo Hollywood z kolei w ostatnich latach stało się niezwykle pruderyjne, czego dowodem jest właściwie znikoma liczba scen seksu w filmach. W serialach sytuacja prezentuje się nieco inaczej, a do grona osób, które wiodą w tym prym, z pewnością można zaliczyć twórcę hitu HBO.

Nic więc dziwnego, że Levinson jako twórca odważnie pokazujący nagość i intymność jest pod baczną obserwacją pewnych środowisk. Pod ostrzałem bywa też również dlatego, gdyż nie brakuje zwolenników teorii, że pozwala mu się na więcej, gdyż jest Nepo baby – jego ojcem jest nie kto inny, jak słynny reżyser Barry Levinson ("Rain Man", "Uśpieni").

Wspomniane sceny z jajkiem czy biciem w oczywisty sposób wzbudziły oburzenie. Takich obrazów rzeczywiście nie można było wcześniej doświadczyć w telewizji, jednak czy rzeczywiście nie mogliśmy już widzieć czegoś podobnego na ekranie już wcześniej? Kino wielokrotnie opowiadało przecież o przemocowych relacjach seksualnych i nie oszczędzało widzom drastycznych szczegółów.

Różnica jest taka, że dziś do takich historii podchodzimy z większą uważnością i mniej bezkrytycznie, a usprawiedliwianie wszystkiego względami artystycznymi już nie działa. Z perspektywy czasu zresztą wiele filmów podejmujących tę tematykę ostatecznie zostało zweryfikowanych jako mokre sny reżyserów, a nie żadne arcydzieła kinematografii, zgłębiające meandry ludzkiej seksualności.

Dlatego też uważam, że ostrożność w stosunku do "Idola" jest wskazana, szczególnie, że dotychczasowe zwiastuny w zauważalny dla każdego sposób fetyszują ciało młodziutkiej Lily-Rose Depp pojawiającej się w nich w coraz wymyślniejszych kostiumach.

Jednak czy serial Levinsona postawimy za jakiś czas na półce produkcji zrobionych przez mężczyzn dla mężczyzn, tego dowiemy się dopiero po seansie całości. Z pewnością jednak nie warto oceniać książki po okładce.