Morawieckiego zapytano o "fikcyjną" pracę siostry. Odpowiedź była stanowcza

Alan Wysocki
24 kwietnia 2023, 13:51 • 1 minuta czytania
Siostra premiera Anna Morawiecka była fikcyjnie zatrudniona w referacie w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy jako "pomoc administracyjna". Według Najwyższej Izby Kontroli referat... nie istniał. Teraz Mateusz Morawiecki odniósł się do ustaleń "Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej". Mówi o "kalumniach" i "insynuacjach".
Siostra premiera na "fikcyjnym stanowisku". Mateusz Morawiecki reaguje. Fot. Tomasz Jastrzębowski / Reporter / East News

Siostra premiera na "fikcyjnym stanowisku". Mateusz Morawiecki reaguje

Po zakończeniu konferencji prasowej w Ząbkach Mateusz Morawiecki usłyszał pytanie o najnowszej ustalenia dziennikarzy śledczych w sprawie zatrudnienia Anny Morawieckiej na "fikcyjnym stanowisku" w Trzebnicy.

Polityk Prawa i Sprawiedliwości przyznał, że nie czytał artykułu. – Mam przekonanie, że praca była wykonywana rzetelnie, realnie – odpowiedział. Premier stwierdził jednak, że sprawa najprawdopodobniej i tak znajdzie swój finał w sądzie.

– W świetle tego typu informacji, jeśli zostały przedstawione, zapewne strony spotkają się w sądzie i tam będzie można wykazać prawdę, bo jak inaczej postępować wobec różnego rodzaju kalumnii i insynuacji? – zapytał.

Jak pisaliśmy w naTemat, od 3 czerwca do końca 2019 roku siostra Mateusza Morawieckiego miała już być zatrudniona na pełen etat. "Zatrudnienie Morawieckiej było utrzymywane w tajemnicy" – czytamy.

Co ciekawe, o sprawie mieli nie wiedzieć trzebniccy radni. Dziennikarze mieli także wypytywać o sprawę burmistrza Marka Długozima, jednak ten "przez kilka miesięcy milczał". W jaki sposób zatrudnienie Morawieckiej wyszło na jaw?

W listopadzie 2019 roku do urzędu weszli policjanci z wydziału ds. walki z korupcją. Kontrolę przeprowadzili za sprawą prokuratury, która prowadziła śledztwo ws. sprzedawania nieruchomości po zaniżonej cenie dla bliskich burmistrza.

Urzędnicy, przygotowując dokumentacje dla śledczych, odkryli nazwisko Morawieckiej na liście płac. Chwilę później magistrat aż huczał od plotek. Wieści dotarły do "Nowej Gazety Trzebnickiej".

– Jest zatrudniona w urzędzie. Umowa oczywiście fikcyjna, bo nikt jej w pracy nie widzi, nie ma jej na listach obecności. To zakamuflowany lobbing opłacany z pieniędzy podatników – zdradził informator lokalnego medium.

Anna Morawiecka już raz pozwała "Wyborczą" do sądu. Sprawę siostry premiera umorzono

Warto podkreślić, że Anna Morawiecka już raz procesowała się z "Gazetą Wyborczą" i "Nową Gazetą Trzebnicką". Wówczas poszło o tekst dotyczący śledztwa w trzebnickim ratuszu dotyczącym podejrzenia sprzedawania nieruchomości po niskich cenach bliskim burmistrza.

Siostra premiera poczuła się zniesławiona sugestią, że być może jej zatrudnienie w ratuszu mogło mieć związek z przebiegiem śledztwa. Skąd taka teza? "Prokurator chciał stawiać zarzuty propisowskiemu burmistrzowi, który zatrudnił siostrę Morawieckiego. Sprawę mu odebrano, zatrzymanie zablokowano" – czytamy.

Ostatecznie, 14 kwietnia Sąd Okręgowy we Wrocławiu umorzył sprawę. "Gdyby tak ściśle respektować to, co podnosi pełnomocnik oskarżycielki prywatnej, to w zasadzie społeczeństwo byłoby pozbawione jakichkolwiek informacji, bo dziennikarze baliby się informować opinię publiczną o sprawach publicznych" – brzmi fragment uzasadnienia decyzji, cytowany przez "Wyborczą".

5 kwietnia zaś Anna Morawiecka odniosła się do działalności dziennikarzy, którzy zaczęli interesować się jej zatrudnieniem w Trzebnicy. Siostra premiera stwierdziła, że to "odgrzewanie kotleta".

Jak czytamy w oświadczeniu, do obowiązków Morawieckiej należało przede wszystkim inicjowanie i koordynowanie działań mających na celu realizację badań geologicznych, a ostatecznie odwiertu, który potwierdzi właściwości lecznicze wód geotermalnych.

Tym bardziej może zaskakiwać fakt, że kobieta była zatrudniona w referacie... kultury i sportu. Przypomnijmy także, że NIK po kontroli w 2019 roku wykazał, że ten referat nie powstał.