Kamilek z Częstochowy nie spocznie w grobie sam. Wiadomo z kim będzie pochowany
Wiele wskazuje na to, że na pogrzebie Kamilka z Częstochowy, którego skatował ojczym, pojawią się tłumy. Pogrzeb zaplanowano na 13 maja, na godzinę 13:00, na częstochowskim cmentarzu "Kule". Uroczystości zaczną się od mszy świętej, a później ciało chłopca zostanie złożone w grobowcu, obok babci.
Pogrzeb Kamilka. Jest apel rodziny
Początkowo do mediów przedostała się informacja, że żałobnicy proszeni są o przyniesienie na ceremonię kolorowych baloników z helem i pluszaków. To już nieaktualne.
Rodzina poprosiła organizatora pogrzebu, by ten zawnioskował o przyniesienie wyłącznie zniczy i po jednej białej róży. W ten sposób ma zostać uczczona śmierć cierpiącego dziecka, które przez ponad miesiąc walczyło o życie z pomocą lekarzy. Walka zakończyła się klęską.
Na pogrzebie Kamila nie pojawi się jego matka ani ojczym, którzy przebywają w areszcie. Jak pisaliśmy w naTemat, najpewniej zabraknie na uroczystościach także wuja i ciotki, którzy są na wolności, ale także usłyszeli prokuratorskie zarzuty nieudzielenia chłopcu pomocy. Jak dowiedział się "Fakt", rodzina ma obawiać się linczu ze strony żałobników. Jednocześnie oboje w rozmowie z dziennikarzami TVN przyznali, że nie są winni, bo o niczym nie wiedzieli.
Warto zaznaczyć, że małżeństwo mieszkało z rodziną Kamila w dwupokojowym mieszkaniu, a w momencie tragedii ciotka chłopca była na miejscu. Jak zapewniła, niczego jednak nie słyszała. Wuj, który wrócił wieczorem, zauważył co prawda czerwone ślady na twarzy Kamila, o które zapytał jego matkę, natomiast jak twierdził, chłopiec nie wyglądał na cierpiącego i nie skarżył się na ból.
Kamilek zmarł po 35 dniach
8 maja Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka poinformowało, że Kamil zmarł. Dziecko było wycieńczone chorobą i zakażeniem, które rozwinęło się po poparzeniu. Chłopiec był katowany przez ojczyma, który ostatecznie rzucał nim o rozgrzany piec węglowy i polewał wrzątkiem. Chłopcu przez kilka dni nie została udzielona pomoc.
O złym stanie zdrowia dziecka dowiedział się jego biologiczny ojciec, który natychmiast zawiadomił pomoc. Śmigłowcem przetransportowano Kamila do szpitala, w którym przez 35 dni był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Jego stan niestety się nie poprawił, a ostatecznie chłopiec zmarł.
Jak powiedział w programie "Uwaga" telewizji TVN lekarz Kamila doktor Andrzej Bulandra, lekarze zrobili wszystko, co byli w stanie, ale organizm chłopca był osłabiony. Jak wskazał lekarz, był on niedożywiony i odwodniony, do tego najpewniej miał różnego rodzaju niedobory. Jak wskazał, być może gdyby jego stan ogólny byłby lepszy, dziecko udałoby się uratować.
– Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić, organizm tego nie wytrzymał. Natomiast gdyby był zdrowym dzieckiem, leczonym od samego początku, powinien przeżyć – wskazał dr Bulandra.