Uratowała tonącego człowieka. Wyborcza: "Orlenowska gazeta zrobiła z niej pośmiewisko"

redakcja naTemat
13 maja 2023, 18:45 • 1 minuta czytania
Wrocławianka Nina Dzierzecka udzieliła pomocy tonącemu mężczyźnie. Skoczyła do wody, kiedy zauważyła, że człowiek, który wpadł do rzeki, nie może się z niej wydostać. Po całym zdarzeniu nie tylko nie udzielono jej pomocy, ale w "Gazecie Wrocławskiej", która należy do orlenowskiego koncernu Polska Press, przeczytała, że to jej trzeba było udzielać pomocy, bo będąc pod wpływem środków odurzających, próbowała wyciągać z wody tonącego.
Zdjęcie ze zdarzenia. W tle Nina Dzierzecka, która udzieliła pomocy tonącemu mężczyźnie Fot. JAROSLAW JAKUBCZAK / POLSKA PRESS / Polska Press / East News

Sytuacja miała miejsce tuż po majówce. Nina Dzierzecka wybrała się nad wrocławską fosę w towarzystwie swoich dwóch córek, w tym niemowlęcia. W pewnym momencie zobaczyła, że do rzeki stoczył się mężczyzna.


"Jego wierzchnie ubranie zakryło mu twarz, na dodatek miał też plecak. Krzyczałam, próbowałam wydawać mu polecenia, żeby odepchnął się nogami, żebym mogła go sięgnąć z brzegu, ale w tym stanie nic już do niego nie docierało. Ludzie zaczęli komentować: "pewnie pijany", śmiać się i wyciągać telefony do nagrywania. W pobliskiej kawiarni nie było ani jednego wolnego stolika, ale nikt stamtąd nie zareagował, żaden mężczyzna" – opowiada w "Wyborczej".

Wypadek w fosie we Wrocławiu. Tylko jedna kobieta udzieliła pomocy tonącemu

Mimo sporej liczby gapiów tylko kobieta zdecydowała się udzielić mężczyźnie pomocy, za którym ostatecznie skoczyła do wody, zostawiając dzieci pod opieką.

"Tłum gapiów tylko nagrywał i się śmiał" – opisała "Gazeta Wyborcza".

"Pan miał o wiele większe gabaryty od moich. Jak podpłynęłam do niego, to chwyciłam go od tyłu za ramiona i zaczęłam płynąć na plecach do brzegu. Prosiłam tylko, żeby nie robił gwałtownych ruchów, bo razem pójdziemy na dno" – relacjonowała Nina Dzierzecka w rozmowie z gazetą.

Mężczyźnie pomogli wyjść ludzie, którzy stali na brzegu, ale kobieta zabezpieczyła go do czasu przyjazdu ratowników medycznych. Widać ją zresztą na opublikowanym niżej zdjęciu.

"Ten pan ciągle trzymał mnie za rękę i prosił, żebym nie odchodziła. Poczekałam z nim do przyjazdu pogotowia" – powiedziała w "Wyborczej" matka dwójki dzieci.

Kiedy na miejsce przyjechał zespół ratownictwa, kobiecie nie została udzielona pomoc. Nikt nawet nie pomógł jej wejść po stromej skarpie. Miała poranione stopy.

"Z wózkiem, cała mokra, wróciłam do domu. A ze szkłem chyba z 12 godzin chodziłam, bo dopiero kiedy noga mi napuchła, wyjęłam spory odłamek" – opowiadała.

Tak bohaterkę przedstawiła "Gazeta Wrocławska"

Sprawę wypadku w fosie we Wrocławiu opisała "Gazeta Wrocławska". Dziennikarze przedstawili jednak Ninę Dzierzecką jako osobę, która była pod wpływem środków odurzających i to jej trzeba było udzielać pomocy. Fotoreporter zrobił także bez jej zgody zdjęcia dzieciom.

"Zmieszali mnie z błotem" – powiedziała "Wyborczej".

Jak się okazało, w okolicy była inna kobieta, która faktycznie prawdopodobnie była pod wpływem używek i ratownicy udzielali jej pomocy. Tą osobą nie była jednak Nina Dzierzecka. Po całym zdarzeniu nieprzyjemności miała nastoletnia córka kobiety, z której dzieci śmiały się w szkole. Jak wskazała matka dziewczynki, przekłamanie z materiału dziennikarskiego zostało usunięte dopiero po skardze kobiety, opisanej przez "Wyborczą".

"Orlenowska "Gazeta Wrocławska" zrobiła z bohaterki pośmiewisko" – oceniła "Wyborcza".