Zabiła syna tuż po wyjściu z aresztu. Teraz Monika S. z Lublina usłyszała wyrok
Monika S. zabiła syna w 2019 roku
Monika S. wraz z synem w listopadzie 2019 r. przyjechała do hostelu przy ul. Orlej w centrum Lublina. Kilka dni później udusiła go ręcznikiem. Dodatkowo własnym ciałem unieruchomiła jego klatkę piersiową. Wcześniej podała mu leki uspokajające. Kobieta zabiła dziecko, kiedy wyszła z aresztu, gdzie trafiła w związku z malwersacjami finansowymi.
Przyznała się do winy i złożyła wyjaśnienia. Monika S. w trakcie śledztwa była badana przez biegłych lekarzy psychiatrów i psychologa. Uznali oni, że może brać udział w postępowaniu przed sądem.
– Oskarżona zacisnęła na szyi syna ręcznik, usiadła na nim i w konsekwencji udusiła go, wcześniej podając mu lek uspakajający – opisywał moment śmierci Filipa prokurator, cytowany przez "Fakt".
W pierwszej instancji Sąd Okręgowy w Lublinie skazał ją latem 2021 roku na 25 lat więzienia. – Uznano oskarżoną Monikę S. za winną zarzucanego jej czynu, eliminując z jego opisu zwrot "w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie" – przekazała wówczas rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie Barbara Markowska, cytowana przez Polsat News.
Kobieta spędzi w więzieniu 25 lat
Teraz zapadł wyrok w II instancji. Jak informuje "Dziennik Wschodni", w czwartek Sąd Apelacyjny zdecydował, że kobieta zostanie w więzieniu przez 25 lat.
– Samo sprawstwo oskarżonej nie budzi wątpliwości – mówił sędzia Leszek Pietraszko. I dodał: – To co przyświecało oskarżonej przy popełnieniu tej zbrodni, to były cechy jej osobowości. To nieumiejętność radzenia sobie z trudnościami. To, jak orzekł biegły psycholog, niewykształcenie u niej takiego mechanizmu, który przeciwdziała zachowaniem agresywnym. Co więcej, z informacji portalu Lublin112 wynika, że Monika S. (która była prezeską Bractwa Miłosierdzia im. Św. Brata Alberta) została wcześniej skazana na 6 lat pozbawienia wolności za przywłaszczenie ponad 180 tys. z kasy tej organizacji oraz wyłudzanie bankowych kredytów.
Przemoc wobec dzieci w Polsce. Tragiczna historia Kamilka z Częstochowy
W ostatnim czasie najbardziej dramatyczną zbrodnią na dziecku, było skatowanie Kamilka z Częstochowy. Zmarł on w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń.
"Kamilek przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie zdawał sobie świadomości gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał" – podano w maju w komunikacie GCZD.
Ojczymowi Kamilka śledczy zarzucają zabójstwo dziecka ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Matka odpowie za pomocnictwo w zabójstwie poprzez niechronienie syna przed agresją Dawida B. oraz nieudzielenie pomocy skatowanemu chłopcu. Jak podała wcześniej PAP, zarzuty objęły również trwające od listopada 2020 do 3 kwietnia 2023 roku znęcanie się psychiczne i fizyczne ze szczególnym okrucieństwem nad Kamilem poprzez m.in. bicie go rękoma po całym ciele, rzucanie o podłogę i meble, kopanie po ciele i głowie oraz przypalanie papierosami. Zarzuty mają również obejmować znęcanie się psychiczne i fizyczne ze szczególnym okrucieństwem nad bratem Kamila, 7-letnim Fabianem.