Germanofobiczna niekonsekwencja Brauna. Dziś atakuje w NIH, wczoraj... sam zapraszał AfD do Sejmu

Jakub Noch
31 maja 2023, 13:28 • 1 minuta czytania
Niby kuriozalne zachowania Grzegorza Brauna nie są niczym nowym, ale ostatnia "interwencja poselska" w Niemieckim Instytucie Historycznym zmusza do głębszej refleksji nad tym, czy działaniom jednego z liderów Konfederacji przyświeca jakakolwiek logika. Germanofobiczny atak w NIH poprzedził on bowiem zaproszeniem do Sejmu... polityków niemieckiej AfD, na spotkaniach której śpiewa się "Danzig, Breslau und Stettin sind deutsche Städte wie Berlin" ("Gdańsk, Wrocław i Szczecin to miasta niemieckie jak Berlin").
Grzegorz Braun z Konfederacji atakuje Niemiecki Instytut Historyczny, a sam zapraszał AfD do Sejmu. Fot. Piotr Molecki / East News

Jak informowaliśmy w naTemat.pl, we wtorkowy wieczór 30 maja Grzegorz Braun z Konfederacji wtargnął do siedziby Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie i agresywnie przerwał wykład "Polski (narastający) problem z historią Holokaustu" prowadzony przez prof. Jana Grabowskiego z Uniwersytetu w Ottawie. Poseł Konfederacji rzucał germanofobiczne hasła, uderzał mikrofonem o ziemię i szarpał resztę sprzętu nagłośniającego.


Grzegorz Braun i niedobrzy Niemcy z NIH w Warszawie

– Nie ma zgody na obrażanie Polaków. Przerywam wykład, to jest Polska, nie będziemy pod niemieckim butem! – krzyczał Braun. – Wynoś się z Polski natychmiast! – mówił skrajnie prawicowy polityk do kierującego NIH dr. hab. Miloša Řezníka. 

"Jeśli słowa 'Roty' Konopnickiej zdają się komuś zbytecznie drastyczne i anachroniczne – 'Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz…' – to dzisiejsza prowokacja Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie doskonale ilustruje ich aktualność" – tak Braun podsumował to później na Twitterze.

Do tego momentu zdaje się jeszcze, że posłowi Braunowi – nawiązując do popularnego niemieckiego powiedzenia – "żadnej filiżanki w szafce nie brakuje". Oto mamy polskiego prawicowca za wszelką cenę walczącego z Niemcami, którzy w stolicy kraju nad Wisłą robią coś, co jemu się nie podoba.

Braun i dobrzy Niemcy z antypolskiej AfD

Jednak jakakolwiek logika zdaje się znikać, gdy przypomnimy sobie, co Grzegorz Braun zrobił zaledwie trzy tygodnie wcześniej. Tuż po majówce poseł Konfederacji wywołał przecież oburzenie inną sprawą, w której tle byli Niemcy... zaproszeni przez niego do polskiego Sejmu.

A dokładnie młodzi radykałowie z partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która po zachodniej stronie Odry na miano trzeciej siły zapracowała sobie nie tylko eurosceptycyzmem i rusofilią. Działacze tej formacji chętnie wzywają też do rewizji powojennych ustaleń w sprawie granic Polski.

O tym, że spotkania AfD bywają umilane hitem grupy Landser o wymownym refrenie "Danzig, Breslau und Stettin - sind deutsche Städte wie Berlin" (pol. Gdańsk, Wrocław i Szczecin to miasta niemieckie jak Berlin") wspominaliśmy w naTemat.pl już w 2016 roku.

– Po upadku komunizmu Polacy szybko doprowadzili do potwierdzenia granic i kanclerz Kohl kazał naszym rodzicom i dziadkom siedzieć cicho. Zaczęły się lata wodzenia wypędzonych za nos przez chadeków (...). SPD nie jest lepsza. Ale widać wyraźnie, że ich czas się kończy. Tak samo, jak czas poprawności politycznej i milczenia – usłyszałem od Eske, młodej działaczki AfD, która w Gdańsku oglądała wówczas, co odebrano jej przodkom.

Nic w tym dziwnego, że to postulaty premiujące AfD-owców w oczach części niemieckiego społeczeństwa. Brawurowo zdrowemu rozsądkowi wymyka się za to fakt, iż zapraszając do Sejmu ludzi z partii o takich poglądach, poseł Braun "pluciem przez Niemca w twarz" nazywa nudnawy wykład w NIH, o którym bez jego "interwencji" mało kto by się dowiedział...

Czytaj także: https://natemat.pl/178947,breslau-und-stettin-sind-deutsche-wie-berlin-polacy-trzymaja-kciuki-za-eurosceptykow-a-oni-marza-o-rewizji-granic