Obóz wagnerowców blisko polskiej granicy. Pomieści 8 tysięcy wojowników

Rafał Badowski
27 czerwca 2023, 08:06 • 1 minuta czytania
W obwodzie mohylewskim na Białorusi powstanie obóz dla członków Grupy Wagnera. Będzie mógł pomieścić 8 tysięcy wojowników. Ma zostać zbudowany w Osipowiczach. To 200 kilometrów od granicy z Ukrainą. Tak twierdzi niezależny rosyjski portal Wiorstka. Z informacji, które podaje, wynika, że takich obozów ma być kilka.
Obóz wagnerowców ma powstać między innymi niedaleko miejscowości Osipowicze na Białorusi. Fot,. HANDOUT / AFP / East News

Prace nad budową obozu dla najemników Grupy Wagnera w obwodzie mohylewskim idą pełną parą. Według informatora z lokalnego nadleśnictwa, obozów dla ludzi Prigożyna ma być kilka. Jeden z nich ma powstać niedaleko miejscowości Osipowicze. Rozmówca portalu twierdzi, że powierzchnia wyniesie 24 tysiące metrów kwadratowych i pomieści 8 tysięcy osób. Jak powiedział, budowa ma pochłaniać pracujących nad nią do tego stopnia, że nie robią nic innego.


Według źródła serwisu Wiorstka, władze obwodu mohylewskiego dostały polecenie budowy dla ochotników grupy Wagnera. Informację o wysłaniu ich na Białoruś mają też potwierdzać bliscy wagnerowców. Do obozu blisko Osipowiczów mają trafić jednostki Wagnera z Rostowa nad Donem.

Gdzie jest Prigożyn?

Tymczasem, jak podaje "The Moscow Times", anglojęzyczna gazeta w internecie wydawana w Moskwie, Jewgienij Prigożyn miał być widziany w hotelu Green City w Mińsku na Białorusi, o czym powiadomiło wiele kanałów na Telegramie, w tym Brief. W poniedziałek (26 czerwca) pojawiło się też oświadczenie szefa Grupy Wagnera, pierwsze od czasu zakończenia jego "marszu na Moskwę". Jak poinformował Prigożyn, 1 lipca Grupa Wagnera przestanie istnieć w wyniku "intryg i nieprzemyślanych decyzji". Według zarządzenia Ministerstwa Obrony Rosji, od początku przyszłego miesiąca bowiem takie jednostki jak Grupa Wagnera mają podlegać bezpośrednio rosyjskiemu MON. Ze słów Prigożyna wynika jednak, że na kontrakt z resortem zdecydowało się jedynie 2 proc. najemników Grupy Wagnera. Prigożyn wskazywał w oświadczeniu na powody jego buntu. Mówi, że "mimo że nie wykazaliśmy żadnej agresji, rozpoczęto na nas atak rakietowy". – Zginęło 30 osób. Niektórzy zostali ranni. To stało się impulsem do natychmiastowego natarcia – tłumaczy. – Jedna z kolumn udała się do Rostowa, druga w kierunku Moskwy. (...) Żałujemy, że musieliśmy uderzyć w samoloty, ale rzucili bomby. Przejechaliśmy 780 km. Zostało nam 200 km do Moskwy. Wśród pilotów Wagnera jest kilku rannych i dwóch zabitych - wśród nich pracownicy MON. Żaden z bojowników nie został zmuszony do marszu, a wszyscy znali jego cel – wyjaśniał dalej Prigożyn.

Biden o buncie Prigożyna

Także w poniedziałek po raz pierwszy na temat niedoszłego puczu w Rosji wypowiedział się prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Jak się wyraził, sojusznicy USA i NATO nie byli zaangażowani i nie mieli nic wspólnego z niedoszłym puczem w Rosji. – Było to częścią walki w ramach rosyjskiego systemu – zaznaczył Joe Biden z odniesieniu do buntu Prigożyna. Ze słów przywódcy USA wynika, że zarówno jego kraj, jak i sojusznicy nie byli zaangażowani w bunt Grupy Wagnera przeciwko Putinowi. – Zgodzili się ze mną, że nie daliśmy Putinowi żadnej pretekstu ... do obwiniania Zachodu lub NATO – powiedział Biden o swoich rozmowach z sojusznikami USA w weekend.