Jest decyzja ws. daty referendum. Morawiecki potwierdza plany rządu
Wybory i referendum odbędą się tego samego dnia? Morawiecki zabrał głos
W poniedziałek Mateusz Morawiecki potwierdził, że rząd chce przeprowadzić wybory parlamentarne i referendum ws. relokacji migrantów w tym samym dniu. Jak stwierdził, jest już wstępna decyzja w tej sprawie.
Morawiecki poinformował, że w referendum, wstępnie, miałoby się pojawić tylko jedno pytanie. – Jedno pytanie, które ma dotyczyć nielegalnej imigracji do Polski. Tego wielkiego problemu, z którym mierzy się teraz cała Europa Zachodnia – stwierdził szef rządu.
Zaznaczył jednak, że "decyzji stuprocentowej" jeszcze nie ma. – Może się tak zdarzyć, że zadecydujemy o jeszcze jakimś innym pytaniu. Ale na moment obecny nasza decyzja jest taka, żeby ono było maksymalnie proste, żeby było jedno pytanie – mówił premier.
I dodał, że przyczyną tej decyzji są koszty organizacji wyborów i referendum. Morawiecki przekonywał, że połączenie obu tych wydarzeń obniży koszty. – Wiadomo, że przeprowadzenie osobno wyborów, osobno referendum, to dodatkowe koszty, a tak to te koszty będą praktycznie prawie takie same – stwierdził.
PiS chce nowelizacji ustawy
Jak informowaliśmy w naTemat, posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o referendum ogólnokrajowym. Miałoby to umożliwić przeprowadzenie referendum w tym samym dniu, w którym odbywają się wybory parlamentarne, prezydenckie lub do Parlamentu Europejskiego.
W praktyce chodzi o możliwość przeprowadzenia zapowiedzianego przez Jarosława Kaczyńskiego referendum ws. migrantów razem z jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Zmiany mają m.in. ujednolicić godziny głosowania.
W projekcie przyjęto, że głosowanie przeprowadza się w godzinach określonych w Kodeksie wyborczym, czyli od 7 do 21. Obecnie przepisy w przypadku referendów mówią o godz. 6-22. Nowelizacja została już skierowana do zaopiniowania i zajmie się nią Biuro Analiz Sejmowych i Biuro Legislacyjne.
Kaczyński chce przeprowadzić referendum ws. relokacji migrantów
Przypomnijmy, ministrowie spraw wewnętrznych państw członkowskich przyjęli niedawno stanowisko negocjacyjne ws. reformy regulacji migracyjnych w Unii Europejskiej, które będzie podstawą negocjacji prezydencji Rady UE z Parlamentem Europejskim.
Polska i Węgry głosowały przeciwko paktowi migracyjnemu, a posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt uchwały, w którym wyrażono stanowczy sprzeciw wobec proponowanych przez UE mechanizmów relokacji migrantów.
– To jest kpina z Polski, to dyskryminacja wyjątkowo bezczelna. Nie zgadzamy się na to, nie zgadza się także naród polski i ta kwestia musi być przedmiotem referendum i my to referendum zorganizujemy – grzmiał niedawno w Sejmie Jarosław Kaczyński.
I dodał: – Naród polski też się na to nie zgadza i to musi być przedmiotem referendum. My to referendum zorganizujemy. Polacy muszą się w tej sprawie wypowiedzieć.
Kaczyński zdaje się jednak zapominać, że Polska będzie mogła ubiegać się o całkowite odstępstwo od obowiązkowej solidarności. Powodem jest fakt, że w naszym kraju jest około miliona uchodźców wojennych z Ukrainy. Podobny ruch planują też Czechy.
Pakt migracyjny zawiera m.in. system "obowiązkowej solidarności". Zakłada on, że "żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji". Mimo to "ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich". Liczbę tę ustalono na 30 tys., z kolei minimalna roczna liczba wkładów finansowych zostanie ustalona na 20 tys. euro na jedną relokację.