"Oszuści!", "Pokrzyczcie, ja poczekam". Awantura w Sejmie, Witek musiała uciszać posłów

Rafał Badowski
06 lipca 2023, 13:48 • 1 minuta czytania
W Sejmie doszło do kłótni, w wyniku której musiała interweniować marszałek Elżbieta Witek. Zarzewiem okazała się uchwała, której domagała się Koalicja Obywatelska, wzywająca rząd do skorzystania z unijnych mechanizmów solidarnościowych w kwestii migrantów.
Elżbieta Witek musiała uciszać posłów. W Sejmie doszło do awantury ws. migrantów. Fot. Pawel Wodzyński / East News

Borys Budka z Koalicji Obywatelskiej złożył w czwartek (6 czerwca) wniosek o zwołanie konwentu seniorów. Klub KO domagał się przyjęcia przez Sejm specjalnej uchwały, która wzywałaby rząd do skorzystania z przewidzianych prawem UE mechanizmów solidarnościowych i "zapewnienia ochrony interesów Rzeczpospolitej Polskiej". Chodziło o takie mechanizmy, które zdejmowałyby z Polski obowiązek uczestniczenia w procedurze relokacji migrantów w związku z pomocą, której Polacy udzielili Ukraińcom. Budka odniósł się też do tego, że na spotkaniu z premierem Mateuszem Morawieckim nie było przedstawicieli KO, Lewicy i Polski 2050. Pojawili się na nim jedynie ludzie Konfederacji, PSL i Kukiz'15.


– Pani marszałek, to nie czas, żeby w KPRM-ie urządzać polityczne happeningi z nic nie mogącym załatwić premierem RP. Dzisiaj jest czas, żeby powiedzieć Polakom prawdę. Polacy ponieśli wielki wysiłek pomocy uchodźcom z Ukrainy i ten wysiłek będzie doceniony przez kraje członkowskie UE – zwracał się Budka do marszałek Witek. – Dzisiaj to rząd RP i PiS to jedyne podmioty, które kłamią na temat przymusowej relokacji. Skorzystajcie z mechanizmów, 2 mld euro przeznaczonych środków na pomoc dla Polski. Złóżcie wniosek – apelował szef klubu KO.

Na słowa Budki zareagował Radosław Fogiel z PiS, szef Komisji Spraw Zagranicznych. – Składam wniosek przeciwny, ale wzywałbym przewodniczącego Budkę do tego, że jeżeli już wychodzi na tę mównicę i chce przekonywać wysoką izbę do zgodzenia się na proces przymusowej relokacji nielegalnych imigrantów, niech nie używa zasłony dymnej, niech nie mówi o mechanizmach solidarnościowych, niech nie mówi o korzystaniu z jakichś narzędzi – mówił. W tym momencie posłowie zaczęli wykrzykiwać "oszuści!".  Na to stanowczo zareagowała marszałek Witek. – Za chwileczkę skorzystam z uprawnień regulaminowych, nie będę miała żadnych wątpliwości – ostrzegała. – Pokrzyczcie, pokrzyczcie, ja poczekam. Jeżeli państwo się już wykrzyczeli, doskonale wiecie, że nie ma żadnego automatyzmu, że jest to uznaniowe, uznaniowa decyzja Komisji Europejskiej – krzyczał do posłów Fogiel.

O co chodzi w unijnym porozumieniu ws. relokacji migrantów?

Przypomnijmy, że na początku czerwca doszło do politycznego porozumienia w sprawie relokacji imigrantów. Stało się tak mimo sprzeciwu Polski i Węgier. Decyzję podjęto dzięki większości kwalifikowanej.

W sprawie relokacji migrantów chodzi o tzw. obowiązkową solidarność w przypadku osób przybywających przez Morze Śródziemne do Włoch czy na Maltę. Porozumienie uzyskano przy poparciu takich państw jak Francja, Włochy czy Niemcy. Co oznacza obowiązkowa solidarność? Szwedzi, którzy obecnie przewodzą Unii Europejskiej, proponowali, ze państwa będą miały trzy możliwości: przyjąć migrantów, zapłacić za nieprzyjętych i zdecydować się na tzw. pomoc operacyjną.

A co, jeśli dany kraj nie przyjmie migrantów? Za jednego nieprzyjętego uchodźcę takie państwo musiałoby wówczas zapłacić 20 tysięcy euro. Przy szacunkach rocznej liczby migrantów, o których więcej na końcu tekstu, oznaczać to może dla Polski 40 milionów euro kary. A jak na przyjęcie paktu zareagowała strona polska? – Ten mechanizm jest dla nas nie do zaakceptowania – powiedział na posiedzeniu unijnych ministrów spraw wewnętrznych Bartosz Grodecki, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.

KE: Polska nie musi przyjmować migrantów

Unijna sekretarz ds. wewnętrznych poinformowała, że obowiązkowa relokacja migrantów nie będzie dotyczyć Polski, gdyż w naszym kraju jest ponad milion uchodźców wojennych z Ukrainy. W nowym wywiadzie prezes PiS uparcie jednak powtarza swoją narrację o "przymusowej relokacji", przed którą rząd w Warszawie musi się bronić.