Trzymam psa na smyczy, wy trzymajcie swoje bombelki. Dość zaczepiania obcych psów przez dzieci
- Wielu rodzicom nadal wydaje się, że (nawet obcy) pies to zabawka mająca odpowiadać na potrzeby ich pociech
- Dzieci wyciągające dłonie do obcych czworonogów bez pytania to już plaga
- Rodzice podnoszą lament, gdy dochodzi do tragedii, a niektórzy właściciele mówią bez ogródek: "mój pies ma smycz, a co z twoim dzieckiem?"
Czworonogi terroryzowane przez dzieci?
Wszystko zaczęło się od smyczy, a właściwie jej braku. Martyna przyzwyczaiła swoją suczkę, że ta może chodzić na spacerze wolno, co nie oznacza, że ma pełnię wolności. – Pozwala się odwołać, reaguje na komendy "siad" czy "powrót" i jest najłagodniejszym psem na świecie, więc nigdy nie było potrzeby trzymać jej na smyczy czy co śmieszniejsze w kagańcu – wyjaśnia.
Na jednym ze spacerów w parku do Lei podbiegło dziecko, bez żadnego uprzedzenia, pytania, czy może, jakiejkolwiek interakcji ze strony jego rodziców. I chociaż, jak mówi Martyna, z innym psem sytuacja mogła skończyć się mniej pozytywnie, to rodzic dziecka i tak był oburzony. Czemu?
– Bo Leia polizała jego córkę po twarzy i zaczął krzyczeć, że pies powinien chodzić na smyczy i w kagańcu, że to zarazki, choroba, że dziecku stała się wielka krzywda. Jednocześnie jego dziecko bez żadnego pytania dobiegło do psa, samo prowokując tę sytuację. Nasłuchałam się od ojca, a prawda jest taka, że miał szczęście, bo historia mogła się skończyć dużo gorzej – mówi.
Martynę znalazłam, bo swoją historią podzieliła się w mediach społecznościowych, a tam rozpoczęła się dyskusja, w której większość internautów jeśli stanęła po stronie rodzica, to rodzica "psiecka". A wymiana zdań była na tyle zażarta, że przypomniała mi o społecznym konflikcie, który mam wrażenie zaognia się, bo w dzisiejszym społeczeństwie pies staje się coraz ważniejszym członkiem rodziny.
Autonomicznym bytem, który nie służy już do tego, żeby dzieci ciągnęły go za uszy, gdy akurat nie mają żadnej innej zabawki pod ręką. Okazuje się jednak, że dla dużej części rodziców jest to niezrozumiałe. Jeśli wydaje wam się, że przesadzam, a dziecko, które pogłaska psa bez pozwolenia "jest po prostu dzieckiem", to przywołajmy kilka historii różnych psiarzy z różnymi istotami pod opieką.
Chihuahua w komunikacji miejskiej
Z moim najmniejszym pieskiem świata jeżdżę tramwajami, autobusami, pociągami i autokarami i tak jak to sobie wyobrażacie – wożę go w różowej torbie. Jego rozmiary i spokojny temperament pozwalają na bezproblemowe podróże, tzn. one byłyby bezproblemowe, gdyby nie to, że dla dzieci piesek ten to po prostu żywa zabawka.
Przywołajmy najbardziej randomową sytuację – mój piesek trzęsie się w czasie podróży tramwajem, bo w pojeździe jest dość gorąco, poza tym zawsze to jakiś rodzaj stresu. Obok mnie około 8-letni chłopiec, który sądzi, że nie widzę, jak wkłada rękę do torby, by go pogłaskać. Patrzę na niego, kiwając głową na nie, ale robi to dalej. Normalnie nie miałabym nic przeciwko, ale tylko dlatego, że mojego psa znam i wiem, że jest towarzyski i łagodny.
Tym razem jest zestresowany, zieje, trzęsie się i mówię chłopcu, że psa dotykać nie można. Nagle odzywa się jego mama, która tłumaczy, że chciał tylko pogłaskać, bo znajomi też mają tę rasę i "nie gryzie, a nawet jeśli to nic nie zrobi". Jestem w szoku i odpowiadam, że jeśli pies gryzie czy warczy, to znaczy, że jawnie protestuje i nie chodzi o to, że nie zrobi nic dziecku, ale że to jemu dzieje się krzywda. Pani robi dziwną minę.
Nieustannie zdarza się dziecko, które podchodzi, podbiega, albo nawet próbuje wziąć Elmo na ręce. I faktycznie żadne dziecko na tym nie ucierpi, ale sorry – dla mnie liczy się wyłącznie to, czy nie ucierpi mój pies.
Owczarek niemiecki na szkoleniu
Inaczej ma się sprawa w przypadku większych ras psów, a tym bardziej czworonogów, po których nawet widać, że nie są w momencie i miejscu, żeby przerywać im spokój. Znajoma wychowuje suczkę, która jest mieszańcem owczarka niemieckiego. Sunia jest jednak nadopiekuńcza i chce bronić właścicielki przed całym światem – także wtedy gdy nic jej nie grozi, także przy pomocy własnych zębów.
Znajoma odpowiedzialnie rozpoczęła szkolenie psa pod okiem trenerki, a na jednym etapie procesu szkoleniowego wraz z innymi ludźmi i ich psami spotkała się w kawiarni, by psy uczyły się zachowywać spokój w różnych warunkach.
– Wyobrażasz sobie kilka psów wielkości owczarków, trenerkę stojącą przed nimi i matkę z dzieckiem, która nagle uznaje, że to świetny pomysł puścić samopas "bombelka", żeby się przywitał? – wyjaśnia znajoma. Jeden z psów, który pracował na szkoleniu nad agresją, rzucił się w kierunku dziecka, ostrzegając go szczekaniem i pokazywaniem zębów.
– Był na smyczy, ale sytuacja była bardzo niebezpieczna. Matka stanęła jak wryta i chyba już chciała zwrócić uwagę właścicielce czy treserce, ale jak napotkała nasz wzrok, to po prostu wzięła chłopca za rękę i odeszła – wyjaśnia.
Wina zawsze po stronie pieska, czyli właściciela
Sama w parkach i restauracjach byłam kilka razy świadkiem tego, gdy matka zachęca dziecko do podejścia i pogłaskania psa albo z cichym przyzwoleniem obserwuje, jak to zbliża się do kompletnie obcego zwierzęcia. Ignorując fakt, że właściciele są obok i to ich wypadałoby zapytać o zdanie w kwestii tego, czy to bezpieczny i rozsądny pomysł.
Nie mówiąc już o zupełnym braku pojęcia na temat rozpoznawania sygnałów wysyłanych przez zwierzę. Bo machanie ogonem nie zawsze musi być oznaką radości czy zaproszeniem do zabawy. A pies świetnie współpracujący z właścicielem czy innym psem może być straumatyzowany w kontekście dzieci i zareagować naprawdę agresywnie.
A co stanie się wtedy? Wina będzie po stronie właściciela, cokolwiek się nie wydarzy. I chociaż zgodnie z prawem pies powinien być w kagańcu i na smyczy, to zastanawiam się, czego takie zasady uczą dzieci i ich rodziców. Że zwierzę powinno zostać pozbawione możliwości ruchów, całkowitej wolności i wykonania jakiegokolwiek gestu sprzeciwu, bo istota o wiele bardziej rozwinięta niż on nie została odpowiednio wyedukowana, by nie wchodzić w jego strefę komfortu?
Rodzice mogliby zacząć kształtowanie wrażliwości dziecka właśnie od nauczenia go odpowiedniego podejścia do zwierząt. A w tym przypadku najprostszym rozwiązaniem mogłaby być na początek krótka zasada: bez pozwolenia nie podchodź. To rodzice zdecydują, czy ich dziecko będzie wychowywać się z psem, ale to właściciele psów decydują czy ich czworonóg będzie miał kontakt z ludzkim dwunogiem. I to dla bezpieczeństwa obydwu stron.