Nagły zwrot ws. startu Giertycha w wyborach do Senatu. W nocy zamieścił wymowny wpis
Roman Giertych wystartuje jednak w wyborach do Senatu? Po tym, jak w środę wieczorem napisał w mediach społecznościowych, że rezygnuje, kilka godzin później – o godz. 2:00 w nocy – poinformował, że "w ciągu kilku dni podejmie decyzję" w tej sprawie.
Giertych jednak wystartuje do Senatu?
Adwokat i były minister edukacji wyjaśnił, że post publikuje późno, ponieważ czytał "niezliczone komentarze na temat jego rezygnacji z ubiegania się ze startu w ramach Paktu Senackiego".
"Większość z nich namawia mnie, abym wystartował przeciwko kandydatowi PiS, a także kandydatce Partii Razem poseł Magdalenie Biejat, która wczoraj ogłosiła, że będzie startować do Senatu z miasta, w którym żyję i pracuję już ponad ćwierć wieku – z Warszawy" – czytamy.
Jak informowaliśmy wcześniej w naTemat.pl, Roman Giertych w pierwszym wpisie przekazał, że odmówił startowi z Paktu Senackiego w sytuacji, w której Lewica zapowiedziała, że i tak wystawi kontrkandydata.
"W wyniku błędów w kampanii Lewicy kolejny sondaż pokazuje, że nie wchodzą do Sejmu, a prawie 5 proc. elektoratu opozycji się marnuje, ale Lewica nie tym się zajmuje. Mają inne priorytety. M.in. skutecznie zablokowali mój start do Senatu w ramach Paktu" – napisał w środę wieczorem mecenas na platformie X.
Nagły zwrot w nocnym wpisie
W nowym poście stwierdził jednak, że "nie czuje się w żaden sposób związany posłuszeństwem wobec decyzji Paktu Senackiego".
"Skoro oni (Lewica, Partia Razem i Magdalena Biejat – red.) publicznie deklarowali łamanie ewentualnych ustaleń Paktu, w którym uczestniczyli, to ja tym bardziej nie muszę się nimi specjalnie przejmować, skoro w nim przecież ani osobiście, ani przez żadnego przedstawiciela nie uczestniczyłem" – napisał.
Giertych wspomniał też i podziękował z tweet Leszka Millera. "Niech pan startuje z własnego komitetu. Nie ma znaczenia, kogo wystawi tzw. Lewica. I tak Pan wygra!" – skomentował były premier.
"Obiecuję, że w ciągu najbliższych kilku dni podejmę decyzję, analizując przede wszystkim, czy rozbicie głosów opozycyjnych nie zagrozi w tym okręgu zwycięstwem PiS. Wydaje się, spoglądając na wyniki wyborcze w Warszawie, że nawet podział głosów opozycji dokładnie na pół nie skutkuje możliwością zwycięstwa PiS, ale muszę zlecić badania, abym w sumieniu był pewien, że taki wariant nie grozi. Najważniejsze jest bowiem pokonanie PiS, a nie osobiste ambicje" – zapowiedział Giertych.
I dodał, że jeśli takie badania "okażą się pozytywne", wówczas "bardzo poważnie" rozważy start w wyborach do Senatu. Przy okazji uderzył też w posłankę Biejat. Wypomniał jej, że publicznie chwaliła się, iż w II turze wyborów prezydenckich w 2015 roku oddała głos nieważny. Zdaniem Giertycha parlamentarzystka również odpowiada więc za "wszystkie tragiczne konsekwencje karykaturalnej prezydentury Andrzeja Dudy".
"Pani Biejat wielokrotnie w Sejmie wspierała PiS w głosowaniach. Jej lewicowość nie ma wyglądu Millera, tylko raczej Macierewicza z czasów, gdy ten biegał z koszulką ideologów komunistycznych. I nie przeszkadzała jej wspierać największego polskiego koncernu pod wodzą pana Obajtka. Nie ma żadnej gwarancji, że w godzinie próby nie przejdzie, jak jej koleżanka pani Pawłowska, do PiS" – skrytykował były minister.
O starcie Romana Giertycha w wyborach do Senatu mówi się już od dłuższego czasu. Początkowo łączono go z Koalicją Obywatelską, ale ostatecznie jego kandydaturę w pakcie senackim (porozumieniu partii opozycyjnych: KO, Polski 2050, Nowej Lewicy, PSL oraz Ruchu Samorządowego "Tak! Dla Polski") wysunęła Polska 2050.