Wojsko zgubiło na granicy zapalnik od pocisku. Jest komunikat Dowództwa Generalnego
Przy granicy z Białorusią wojsko zgubiło zapalnik od pocisku
"W przypadku kontaktu z nim prosimy o oznaczenie miejsca jego odnalezienia i powiadomienie najbliższej jednostki wojskowej lub policji. Będziemy kontynuować poszukiwanie urządzenia" – przekazało w czwartkowym komunikacie Dowództwo Generalne Rodzaju Sił Zbrojnych.
Jak czytamy, brak zapalnika w jednym ze śmigłowców stwierdzono we wtorek po zakończeniu lotów bojowych "w rejonie granicy" z Białorusią. To tam, jak napisano w komunikacie, "Wojsko Polskie prowadzi intensywne działania z użyciem specjalistycznego sprzętu, mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa".
Wojsko poinformowało, że "lot realizowany był wzdłuż pasa granicznego", zapewniono jednak, że "nie odbywał się nad terenem zabudowanym".
"Z uwagi na to, iż dotychczasowe poszukiwania urządzenia nie przyniosły rezultatu, informujemy, iż zapalnik ma wbudowane zabezpieczenia i nie stanowi zagrożenia dla otoczenia" – czytamy.
I dalej: "Zaznaczamy, że podczas operacji wojskowych tego rodzaju sytuacje zdarzają się, tak jak m.in. w Afganistanie, gdzie po realizacji lotów bojowych, miały miejsce przypadki stwierdzenia braku elementów wyposażenia".
To nie jest dobry czas dla polskiego wojska
W mediach społecznościowych już zaczynają pojawiać się komentarze, że "o pewnej rakiecie też w taki sposób można było poinformować". Oczywiście chodzi o głośny incydent z rosyjską rakietą w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą.
Przypomnijmy, szef MON Mariusz Błaszczak obwinił dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasza Piotrowskiego o zaniedbania w przekazywaniu informacji o rakiecie, która 16 grudnia 2022 naruszyła polską przestrzeń powietrzną.
Co więcej, szczątki odkryło nie wojsko, a przypadkowa osoba. Wybuchła afera, ponieważ opinia publiczna dowiedziała się o incydencie dopiero pod koniec kwietnia tego roku, czyli cztery miesiące po fakcie.
Minister obrony, premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda przekonywali później, że o sprawie wcześniej nie wiedzieli. Gen. Rajmund Andrzejczak, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, stwierdził jednak, że informował o sprawie swoich przełożonych. I to szybko. – Wtedy, kiedy miało to miejsce – doprecyzował w rozmowie z RMF FM.
Tydzień temu z kolei doszło do kolejnego skandalu związanego z bezpieczeństwem Polski. 1 sierpnia wieczorem – po dziesięciu godzinach – MON i MSZ potwierdziły, że białoruskie śmigłowce naruszyły polską przestrzeń powietrzną w okolicach Białowieży.
Wojsko przez cały dzień utrzymywało jednak, że nie doszło do naruszenia polskiej granicy, mimo że przedstawiciele Dowództwa Operacyjnego widzieli zdjęcia wykonane przez internautów, które wskazywały, że śmigłowce raczej nie znajdują się na terenie Białorusi.
Przedstawiciele MON w komunikacie wyjaśniali później, że "przekroczenie granicy miało miejsce na bardzo niskiej wysokości, utrudniającej wykrycie przez systemy radarowe". – Aż trudno to komentować. W tak napiętej sytuacji widać olbrzymi i niepokojący chaos komunikacyjny – ocenił w rozmowie z naTemat.pl były szef MON Tomasz Siemoniak.