Na debatę Tusk-Kaczyński wyborcy czekają od lat. Powód jest miażdżący dla PiS
"Drogi Jarosławie, nie ma się co bać (...). Godzinka debaty i po bólu" – tymi słowami do prezesa PiS zwrócił się niedawno Donald Tusk. Zabrzmiało jednoznacznie, jak oficjalne zaproszenie do konfrontacji. Problem w tym, że lider partii rządzącej raczej nie ma ochoty na taki pojedynek.
– Byłbym zdziwiony, gdyby doszło do takiej debaty. Obstawiałbym, że raczej nie ma szans, choćby z powodu, że Jarosław Kaczyński nie jest mistrzem tego typu wystąpień. Taka debata byłaby oglądana przez miliony Polaków – zwraca uwagę w rozmowie z naTemat dr Mirosław Oczkoś.
Czy będzie debata Tusk – Kaczyński?
Nie ma wątpliwości, że takie starcie byłoby telewizyjnym hitem. Mimo że Kaczyński zdaje się nie myśleć o debacie z Tuskiem, jego ludzie z PiS wiernie obstawiają, że lider Koalicji Obywatelskiej nie miałby żadnych szans.
– Nie życzę mu debaty z panem premierem Jarosławem Kaczyńskim, bo polegnie w ciągu dwóch minut. To człowiek bez jakiejkolwiek wiedzy i wiarygodności – mówił o Tusku Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki.
Dr Oczkoś wskazuje z kolei, że byłoby to starcie dwóch największych wrogów i mało tego – prawdopodobnie ostatnie ich starcie – Chociaż nie chcę nikogo wysyłać na emeryturę. Przegrana w takiej debacie oznaczałaby klęskę PiS w wyborach – dodaje nasz rozmówca.
Jak wskazuje, lepiej przygotowany jest Tusk, prawdopodobnie również po pobycie w Brukseli, bo to widać choćby na wiecach. – Kaczyński spotyka się cały czas w takim akwarium z ludźmi, którzy są mu przyjaźni. Gdyby musiał się skonfrontować z trudnymi rzeczami, osobowość mogłaby mu nie pomóc, bo szybko się irytuje. To się często wykorzystuje i tu Kaczyński jest łatwiejszym celem – przewiduje.
Możemy się oprzeć o aktualne wystąpienia tych polityków, które pokazują, że Jarosław Kaczyński nie gra w tej lidze, jeśli chodzi o wystąpienia publiczne i on to doskonale wie. Tłumaczenia są głupie, bo mówi, że może stanąć do debaty z Manfredem Weberem. A jak Weber się zgodzi, to co wtedy? To byłaby katastrofa. To ryzykowna strategia, a żyjemy w czasach, w których nie ma rzeczy niemożliwych.
W dyskusji o starciach na linii Tusk – Kaczyński często wraca ich słynna debata z 2007 r. Wtedy przynajmniej potrafili usiąść naprzeciwko siebie i rozmawiać. Lider PO zaginał swojego konkurenta w sprawach najbliżej ludzi, m.in. kwestią cen czy zarobków.
Przez lata PiS trochę zmieniło kurs, bo choćby dzięki 500 plus solidnie zbudowali poparcie. A przecież programy socjalne to sprawy bliskie wyborcom.
– Różne rzeczy wyciąga się w debacie, ale 800 plus nie oddziaływało w ogóle na sondażowe słupki. 500 plus się zużyło. Gdyby chodziło o debatę w 2015 lub 2019 r., to rzeczywiście Tusk mógłby mieć trudniej. To byłaby inna debata, ale ciągle gra Realu Madryt ze Zniczem Pruszków. Mecz do jednej bramki – ocenia dr Oczkoś.
Tylko czy w 2023 roku, na progu wyborów parlamentarnych ponowna debata Tuska z Kaczyńskim jest w ogóle możliwa? – Stawka jest za duża. Myślę, że gdyby Jarosław Kaczyński był młodszy, to PR-owcy z jego otoczenia namówiliby go do udziału w jakiejś debacie. Być może tak obostrzonej, żeby było w miarę możliwości dużo poduszek bezpieczeństwa. Wtedy wrażenie wygranej byłoby miażdżące dla PO, ale to jest gdybanie – tłumaczy ekspert.
Wniosek jest jednak prosty, co podkreśla też nasz rozmówca: Ta debata absolutnie mogłaby wpłynąć na preferencje wyborcze. – Jedno z ugrupowań po takiej debacie na pewno by przegrało – przewiduje dr Oczkoś.