Dlaczego nie ma list PiS? Zapytaliśmy posłów tej partii, żaden nie chciał mówić pod nazwiskiem
- Termin wyborów do Sejmu i Senatu to 15 października 2023 r. (niedziela)
- Do 6 września komitety wyborcze mają czas na rejestrację list kandydatów
- PiS zbiera podpisy pod listami kandydatów, na których nie ma nazwisk polityków
Na to, że Prawo i Sprawiedliwość zbiera podpisy wyborców pod pustymi listami, zwróciła uwagę posłanka Koalicji Obywatelskiej Marta Wcisło. "PiS zbiera podpisy poparcia pod listą, która nie istnieje. Ludzie nie znają kandydatów, a mają podpisywać się in blanco i kupować kota prezesa w worku" – napisała polityczka z Lublina na X (dawnym Twitterze).
Drwinom przeciwników PiS nie ma końca. Pośród pytań o zgodność z prawem zbierania podpisów w ciemno (były szef Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński w komentarzu dla Interii stwierdził, że zbieranie podpisów na sam komitet jest dopuszczalne), pojawiają się także wątpliwości, czy taki tryb jest uczciwy wobec wyborców. Krajowe Biuro Wyborcze w odpowiedzi na pytania naTemat także stwierdziło, że zbieranie podpisów na listy kandydatów bez nazwisk kandydatów jest legalne.
Zgodnie z art. 209 § 3 Kodeksu wyborczego Wykaz podpisów wyborców udzielających poparcie liście kandydatów na posłów musi zawierać adnotację: "Udzielam poparcia liście kandydatów na posłów zgłaszanej przez …(nazwa komitetu wyborczego) w okręgu wyborczym nr … (nr okręgu wyborczego) w wyborach do Sejmu RP zarządzonych na dzień 15 października 2023 r.". Zatem komitet wyborczy, który zbiera podpisy poparcia dla listy kandydatów na posłów, nie ma obowiązku umieszczenia na wykazach podpisów nazwisk kandydatów. Nie ma również podstawy prawnej odrzucenia z powodu braku nazwisk kandydatów na wykazach podpisów przez okręgową komisję wyborczą zgłoszonych do rejestracji list kandydatów.
Inną kwestią jednak pozostaje, dlaczego PiS nie ogłosił list wyborczych, skoro Koalicja Obywatelska i Lewica już to zrobiły. Zapytaliśmy o to samych posłów Prawa i Sprawiedliwości. Naturalnie żaden z nich nie chciał wypowiadać się o tak delikatnej sprawie pod nazwiskiem.
Listy PiS – gotowe, ale tajne
Doświadczony poseł PiS nie widzi problemu w tym, że ludzie nie znają nazwisk osób, którym umożliwią objęcie mandatu poselskiego. – To nie jest tak, że wyborca mówi, że skoro Iksiński jest na liście przed Igrekowskim, to on się nie podpisze – tłumaczy polityk.
Jego zdaniem media przykładają zbyt dużą wagę do tego, kto i z jakiego miejsca będzie kandydował. Wszak są ważniejsze kwestie, na przykład "rozwój Polski". Lista kandydatów bez kandydatów to jego zdaniem normalna praktyka.
– Nie w porządku bylibyśmy wtedy, gdybyśmy zbierali podpisy bez informacji, że to na PiS – mówi poseł partii rządzącej. Nasz rozmówca jest przekonany, że listy wyborcze PiS są już gotowe, po prostu prezes Jarosław Kaczyński czeka na odpowiedni moment, by je ujawnić. – To kwestia strategii wyborczej. Przecież nikt nie siada do układania list w ostatnich godzinach przed terminem rejestracji – mówi parlamentarzysta.
Dyskomfort kandydatów na kandydatów
Oficjalnie wszyscy politycy PiS trzymają fason. Brak list nie jest dla nich żadnym problemem i nie ma wpływu na ich działania. Po cichu posłowie mówią jednak co innego.
Na pytanie, jak się czuje z tym, że nadal nie wiadomo, czy wystartuje do Sejmu, jeden z naszych rozmówców wybucha nerwowym śmiechem. – Takich osób jak ja, czyli kandydatów na kandydatów, jest bardzo dużo – stwierdza polityk Prawa i Sprawiedliwości. I choć jest przekonany, że zasłużył na to, by znaleźć się na liście PiS, pewności nie ma.
Polityk nie kryje, że ta sytuacja to dla niego źródło stresu. – Czuję dyskomfort – przyznaje poseł. On też zbiera podpisy wyborców na listach z samą nazwą komitetu. – Czy ludzie pytają pana o nazwiska kandydatów? – dociekamy. – Zdarza się. Wtedy mówię im, że te podpisy są na mnie – odpowiada członek PiS.
Poseł zaznacza, że wyborcza niepewność w PiS przekłada się na niedogodności natury praktycznej. – To fory dla opozycji. Oni już mogą prowadzić kampanię, drukować banery i ulotki z numerem miejsca na liście, wychodzić z tym do wyborców, a ja muszę się wstrzymać. Chciałbym ruszyć z przygotowaniami, ale nie mogę – tłumaczy.
Dlaczego nadal nie ma list PiS? – To jest związane z wewnętrznymi przetasowaniami: kto dostanie jedynkę, kto dwójkę, kto piątkę. Takie układanki trwają, zwłaszcza że dochodzą jeszcze bielaniści i ziobryści – wskazuje.
Perspektywa nawet dwóch tygodni w zawieszeniu nie napawa go optymizmem, ale podkreśla, że da radę. – Dyskomfort mi przejdzie. To tylko emocje. Zdaję sobie sprawę, że w parlamencie jestem dzięki mojemu ugrupowaniu. To dotyczy większości posłów – zaznacza.
"Chodzi o to, że mamy pracować"
Jego klubowy kolega z innej części kraju żadnego stresu, jak twierdzi, nie doświadcza.
– Jesteśmy spokojni – mówi, gdy pytamy go o brak list PiS. – Po prostu taka jest strategia. My jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że to prezes Kaczyński podejmuje decyzje. Chodzi o to, że mamy pracować, być aktywni, dbać o interes społeczeństwa, a nie osiąść na laurach wraz z miejscem na liście – tłumaczy.
Jak mówi, informacja o pozycji na liście mogłaby osłabić motywację parlamentarzystów do pracy w grupie. – Mamy być drużyną, a nie grać tylko na siebie – wyjaśnia.
Poseł PiS, w przeciwieństwie do kolegi, nie zazdrości kandydatom opozycji. Niepewność w Prawie i Sprawiedliwości – zaznacza – nie dotyczy tego, czy dla kogoś znajdzie się miejsce na liście, ale ewentualnie którą pozycję zajmie. – Na 99 proc. wiemy, na co możemy liczyć. Jeśli wszystko jest normalnie, każdy dotychczasowy poseł dostanie miejsce na liście – tłumaczy.
Parlamentarzysta PiS przyznaje, że część wyborców, których prosi o podpis pod listą kandydatów, pyta go o konkretne nazwiska. – Mówię im wtedy, że to podpisy za dotychczasowymi posłami – wyjaśnia.
– A pan by osiadł na laurach, gdyby pan znał swoje miejsce na liście? – dopytujemy za zakończenie. – Nie, w żadnym wypadku! – odpowiada nasz rozmówca.
"Na miejscu Kaczyńskiego zrobiłbym to samo"
Maksymalizacja wysiłku wszystkich potencjalnych kandydatów – taki cel utrzymywania polityków PiS w niepewności wskazuje w rozmowie z naTemat inny poseł Prawa i Sprawiedliwości. Sam jest prawie pewien, że znajdzie się dla niego miejsce na liście PiS.
– Wydaje mi się, że mnie wystawią. Przez ostatnie cztery lata tyrałem dla partii w Warszawie i w regionie. Niepewni powinni być ci, którzy obudzili się przed wyborami – mówi parlamentarzysta.
I choć początkowo twierdzi, że numer na liście nie ma dla niego znaczenia, potem przyznaje, że jednak lokata robi różnicę. – Gwarancję wejścia do Sejmu mają jedynki. Dwójki już niekoniecznie. Wielu już udowodniło, że da się dostać z dalszych miejsc i przeskoczyć gwiazdy – tłumaczy rozmówca naTemat.
On sam zdaje sobie sprawę z tego, że na eksponowaną pozycję nie ma co liczyć, mimo że jest jednym z najbardziej pracowitych posłów. – Wyborcom mówię pół żartem pół serio, by mnie szukali między piątym a dziesiątym miejscem. Tymczasem zapitalam, bo jak nie masz jedynki, to musisz zapitalać. W ciągu jednego dnia potrafię być na tylu dożynkach, że wieczorem już nawet nie wiem, jak się nazywam, a garnitur stapia mi się z ciałem – opisuje.
Kluczowe jest to, że brak list to brak kalkulacji – przekonuje poseł. W warunkach niepewności wszyscy dają z siebie wszystko. Dlatego decyzję, by zwlekać z ujawnieniem list wyborczych PiS, parlamentarzysta uważa za słuszną. – Na miejscu Kaczyńskiego zrobiłbym to samo. Ogłosiłbym listy na godzinę przed zamknięciem rejestracji. Dzięki temu byłaby mocna dynamika – mówi polityk PiS.
Gdy wracamy do kwestii niepewności w sprawie jego kandydatury, głośno dochodzi do wniosku, że chyba nie ma powodu, by miał nie zostać wystawiony. Na koniec przyznaje jednak, że bierze pod uwagę także inny, mniej optymistyczny dla siebie scenariusz. – Jeśli nie wejdę do Sejmu... Robiłem już w życiu inne rzeczy. Cóż, po prostu trzeba będzie znowu inne rzeczy robić – podsumowuje.
Czytaj także: https://natemat.pl/506035,michal-kolodziejczak-odbije-wies-pisowi-kon-trojanski-platformy