Chajzer udzielił wywiadu po odejściu z "DDTVN". Powiedział, czy przyjąłby propozycję od Miszczaka
Kilka miesięcy temu Filip Chajzer przestał pojawiać się na szklanym ekranie. Z początku wszystko było spowodowane złym stanem zdrowia dziennikarza, który postanowił zrobić sobie przerwę. Jednak ostatnio przeprowadził sondę uliczną, po której Lidia Kazen, obecna dyrektorka telewizji TVN wezwała go na rozmowę. Nie trzeba było długo czekać, by dziennikarz poinformował, że odszedł ze stacji, podkreślając, że zrobił to "na własnych warunkach".
"W życiu trzeba być szczerym. Ściema zawsze ma krótkie nogi. Dlatego należy się wam pełna informacja. Dziś zostałem wezwany 'na dywanik' w TVN. Powodem jest moja 'działalność uliczna'" – zaczął swój post Filip Chajzer.
Okazuje się, że ostatecznie zerwał umowę ze stacją. Jaki był tego powód? "Moja sonda z Panią opiekującą się mężem chorym na stwardnienie rozsiane, którą mieliście przyjemność oglądać na moich prywatnych socjal mediach oraz planowana jedna w tygodniu audycja w Radiu ZET zostały uznane za działalność konkurencyjną i złamanie zapisów umowy. Żeby uniknąć niepotrzebnych nikomu nerwów, rozwiązuje właśnie tę umowę sam i na tym kończę przygodę z moją kochaną stacją" – poinformował w mediach społecznościowych dziennikarz.
Chajzer zdradził, czy przyjmie propozycje od Miszczaka. Mówi o wolności
Po tym co działo się w życiu zawodowym Chajzera, dziennikarz postanowił udzielić szczerego wywiadu dla tygodnika "Wprost". W trakcie rozmowy zdradził, że przez wiele lat marzył o pracy w "Dzień Dobry TVN". Mimo wszystko, gdy spełnił swoje marzenie przyznał, że praca w śniadaniówce nie okazała się jego "szczytem" zawodowym.
"Dawno temu, jak miałem jakieś dwadzieścia kilka lat i wyglądałem jak ziemniak, bo byłem gruby, dmuchałem świeczki na torcie, nagle ktoś krzyknął: Filip pomyśl życzenie! - wymarzyłem sobie wtedy, że będę kiedyś prowadzić 'Dzień dobry TVN' (...) Przedziwnym zbiegiem wielu okoliczności, znalezieniu się w odpowiednim miejscu i czasie, przy wsparciu szczęścia, może trochę talentu, z pewnością ciężkiej pracy i popracowaniu trochę nad formą, wreszcie się udało. A kiedy się udało, okazało się, że ten cel, który sobie wymarzyłem, nie jest moją Nangą" – wspominał Chajzer.
Po chwili były prezenter śniadaniówki wspomniał o osobach, które nie życzyły mu dobrze. "Okazało się, że miejsce, o którym marzyłem, jest miejscem, o którym marzy bardzo wiele innych osób i ci ludzie źle ci życzą, bo kiedy pracujesz na tak eksponowanym stanowisku każde potknięcie staje się okazją do wylania wiadra pomyj" – kontynuował.
Filip Chajzer wspomniał, że wezwanie na dywanik przez dyrektorkę TVN-u nie było pierwszą taką sytuacją. Lądował w gabinecie szefostwa dość często jeszcze za czasów Edwarda Miszczaka. "To były spotkania jak z surowym ojcem, który wie, że naodpie**alałeś, ale gdzieś tam na końcu cię kocha" – wyznał prezenter.
Największą wartością życia jest wolność i możliwość podjęcia decyzji na swoich warunkach, na swoich zasadach. Za to cenię sobie swoje życie, że w show-biznesie nic nie muszę, mogę tylko chcieć. To jest to, na co pracuję od paru ładnych lat: żeby nie musieć. Ale może zadzwonić (Edward Miszczak – przyp. red.), natomiast to nie musi być telefon z propozycją – z przyjemnością umówię się pogadać, co u nas. Jestem wolnym człowiekiem, niezależnym od czyjegoś telefonu, niezależnym od tego, czy wezmą mnie na dywanik i powiedzą dobre czy złe słowo.
Czytaj także: "To będzie gruba historia". Chajzer mówi o swojej książce i rozstaniu z TVN
W trakcie rozmowy Chajzer wyznał, że praca w telewizji nie należy do najprostszych. Dlaczego? Najczęściej czyjś los, zależy od innych osób. Dziennikarz odważył się nawet na mocne stwierdzenie o "byciu czyimś zakładnikiem". Odpowiadając na jego słowa, dziennikarka "Wprost" zapytała, czy ma na myśli sympatię widzów, na co były prezenter "Dzień Dobry TVN" odpowiedział bez zastanowienia:
"Niestety nie, raczej o 'widzimisię' kogoś, kto jest nad tobą i w teorii, oraz bardzo często w praktyce, decyduje o twoim losie... Do tego dochodzą sympatie, antypatie, układy, układziki... Generalnie twoje życie nie zależy od ciebie, stajesz się czyimś zakładnikiem i to ktoś decyduje, jak ono będzie wyglądało za dwa, trzy lata, a być może już jutro, bo nie znasz dnia ani godziny" – podsumował Filip Chajzer.