Do końca próbował uciec przed reporterką. Kowalczyk dociśnięty ws. afery wizowej
Henryk Kowalczyk dociśnięty ws. afery wizowej. "Nie wiedziałem, co robił, natomiast dostał upoważnienie"
Justyna Dobrosz-Oracz dostrzegła na korytarzu sejmowym Henryka Kowalczyka, który oprowadzał wycieczkę szkolną po parlamencie. Polityka Prawa i Sprawiedliwości nagle otoczyło grono reporterów, którzy chcieli dowiedzieć się, czy b. wicepremier wiedział o żądaniach resortu rolnictwa ws. miliona migrantów.
– Czy pan poprosił Kołakowskiego, żeby napisał list... – zaczęła dziennikarka "Gazety Wyborczej", jednak minister od razu jej przerwał. Zarzucił, że ta nie szanuje grupy dzieci, którą właśnie oprowadza. Reporterka jednak nie odpuszczała.
– Próbujemy się dowiedzieć. To nie jest przyjemność dla mnie, my pytamy dla obywateli. Czy Lech Kołakowski na pana polecenie pisał do MSZ ws. przyśpieszenia procedur konsularnych? – zapytała. W końcu Kowalczyk krótko odpowiedział.
– Lecha Kołakowskiego upoważniłem do reprezentowania stanowiska ministerstwa rolnictwa i tyle. Nie wiedziałem, co robił, natomiast dostał upoważnienie – wyjaśnił.
Dlaczego akurat Henryk Kowalczyk był dociskany ws. afery wizowej? Poza tym, że jest to jeden z liderów rządu Mateusza Morawieckiego, to skandal korupcyjny miał dotrzeć także do nadzorowanego przez Kowalczyka, resortu rolnictwa.
Afera wizowa nie tylko w resorcie Piotra Wawrzyka
Według Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego, którzy przeprowadzili kontrolę poselską w związku z aferą wizową, wiceminister rolnictwa Lech Kołakowski miał "lobbować za przyjmowaniem migrantów". Donosiło o tym również Radio Zet. Jak wynika z ustaleń rozgłośni, resort miał domagać się sprowadzenia nawet miliona migrantów.
Przypomnijmy, że Kołakowski odniósł się do wspomnianych zarzutów w rozmowie z Interią. Jak wyjaśnił, rolnikom brakuje ludzi do pracy, a bez nich, likwidowane będą plantacje.
– Konflikt wojenny pokazał, że nie ma Ukraińców, ludzi trzeba ściągać z innych kierunków. Tylko proszę znaleźć człowieka, który przez siedem dni w tygodniu chciałby pracować w rolnictwie za 8 tys. zł miesięcznie – powiedział.
– Przy braku pracowników będą likwidowane polskie, duże plantacje rolne. Z kolei to zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Polaków, będziemy skazani na import. A ten raz jest, raz może go nie być – dodał.