Dlatego poseł Kowalski atakuje mniejszość niemiecką. Powód jest zdumiewająco prosty
Do wyborów parlamentarnych w Polsce pozostało już tylko 19 dni. Tymczasem kolejne sondaże nie dają Prawu i Sprawiedliwości szans na samodzielne rządy w trzeciej kadencji, a są i takie badania, które pokazują, że partii Jarosława Kaczyńskiego może nie pomóc nawet ewentualna koalicja z Konfederacją.
Przykładem takiego sondażu jest ten przeprowadzony przez United Surveys dla WP. Wskazuje on jasno: gdyby wybory odbyły się w ostatnią niedzielę, polską scenę polityczną czekałaby rewolucja.
Czytaj także: Germanofobia eskaluje. Ziobrysta chce "symetrycznego wykreślenia" ws. mniejszości niemieckiej Choć partia z Nowogrodzkiej wygrałaby wybory, przewagę w izbie niższej parlamentu miałaby opozycja. Z wyliczeń prof. Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że PiS i jego partie satelickie mogłoby liczyć na 194 mandaty. W koalicji z dysponującą 35 mandatami Konfederacją dałoby to w sumie 229 mandatów – o dwa mniej niż wymagana liczba, by utworzyć większościowy rząd.
Minimalnie bliżej władzy znalazłaby się opozycja, która dysponowałaby 230 mandatami (KO – 158, Trzecie Droga – 37, Lewica – 35). A to oznacza, że oficjalne utworzenie rządu mógłby umożliwić jej... poseł mniejszości niemieckiej, której wyjątkowo nie po drodze z partią z Nowogrodzkiej.
Janusz Kowalski czołowym germanofobem w Sejmie
Niewykluczone, że z wynikami sondażu United Surveys zapoznał się Janusz Kowalski. W tym samym czasie, kiedy poznaliśmy wyniki badania, poseł Suwerennej Polski zwołał konferencję prasową, na której po raz kolejny uderzył w mniejszość niemiecką.
W poniedziałek Kowalski przedstawił postulat likwidacji przywileju wyborczego dla mniejszości narodowych. Zrobił to w Opolu, skąd startuje do Sejmu z list PiS. Równocześnie to właśnie w regionie opolskim wybierani są przedstawiciele mniejszości niemieckiej, która jako jedyna korzysta z przepisu zwalniającego komitety mniejszości narodowych z obowiązku przekroczenia 5-procentowego progu wyborczego.
– Zrobię wszystko, aby na pierwszym regularnym posiedzeniu Sejmu RP przyjąć ustawę znoszącą przywilej wyborczy dla mniejszości niemieckiej, aby już żaden poseł mniejszości niemieckiej nie zagłosował przeciwko bezpieczeństwu Polski – grzmiał Kowalski na swoim briefingu prasowym.
Jego zdaniem "przeciwko bezpieczeństwu Polski" głosował 14 października 2021 roku poseł Ryszard Galla, reprezentujący właśnie mniejszość niemiecką. Galla opowiedział się wówczas przeciwko budowie zapory na granicy polsko-białoruskiej.
Kim są posłowie Mniejszości Niemieckiej?
Kowalski przedstawił swój postulat przed siedzibą Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców w Opolu, wokół którego skupiona jest mniejszość niemiecka w tym regionie.
W połowie września przedstawiciele Mniejszości Niemieckiej w Polsce zorganizowali swoją konferencję prasową. Podkreślili, że "nie mają zagwarantowanego miejsca w polskim Sejmie, a każdy, kto twierdzi inaczej, próbuje wprowadzić wyborców w błąd i uprawia awanturnictwo polityczne".
Wyjaśnijmy, aby zapobiec rozdrobnieniu politycznemu w parlamencie, Sejm przyjął w 1993 roku ordynację wyborczą, która wprowadziła 5-procentowy próg wyborczy. Oznacza to, że tylko te partie i komitety wyborcze, które w skali kraju uzyskają co najmniej 5 proc. wszystkich głosów, będą brane pod uwagę przy podziale mandatów w danym okręgu wyborczym.
"Z uwagi na terytorialność występowania skupisk mniejszości narodowych i etnicznych ustawodawca przewidział w prawie wyborczym zwolnienie mniejszości narodowych i etnicznych z przekroczenia progu na terenie całego kraju. Próg ten jednak obowiązuje terytorialnie dla danego okręgu, w którym komitet mniejszości działa" – przypomina vdg.pl, portal Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce.
Mówi o tym także art. 197 Kodeksu wyborczego.
"Kluczowe tutaj jest przystąpienie do wyborów i konieczność wprowadzenia posła w głosowaniu powszechnym, ponieważ zwolnienie z 5-procentowego progu nie oznacza, że mniejszości w jakikolwiek sposób mają zagwarantowane miejsce w Sejmie. Niejednokrotnie właśnie tak – BŁĘDNIE – pisze się o mandacie poselskim dla Mniejszości Niemieckiej".
– Janusz Kowalski kolejny raz mówił o przywileju wyborczym dla Mniejszości Niemieckiej i kolejny raz mówił o tym, że ten przywilej trzeba zlikwidować. Mówimy jasno i wyraźnie: Mniejszość Niemiecka nie ma zagwarantowanego miejsca w polskim Sejmie. Zgodnie z prawem, z 5-procentowego progu wyborczego w skali kraju zwolnione są wszystkie mniejszości narodowe i etniczne w Polsce, które wystartują w wyborach parlamentarnych w danym okręgu ze swojego komitetu. Wynika to po prostu z faktu, że fizycznie jako mniejszości nie jesteśmy w stanie przekroczyć progu w skali kraju. Nie ma nas tylu – mówił na konferencji prasowej Ryszard Galla.
– KWW Mniejszość Niemiecka musi przekroczyć próg wyborczy w okręgu wyborczym, w którym startuje, aby brać udział w podziale mandatów. Janusz Kowalski o tym doskonale wie, ale cynicznie gra na emocjach wyborców i antagonizuje społeczeństwo – dodał.
Rafał Bartek, lider Mniejszości Niemieckiej, podkreślił, że obywatele polscy narodowości niemieckiej są pełnoprawnymi obywatelami naszego kraju.
– Janusz Kowalski nie może mówić wolnym ludziom, co mają robić i z jakich komitetów mogą startować w wyborach. Jeśli poseł nawołuje do odebrania praw obywatelskich w sposób systemowy jakieś konkretnej grupie społecznej, tylko z uwagi na przynależność do niej, to należy się głęboko zastanowić, czy takie sformułowania nie mają charakteru nawoływania do masowej dyskryminacji, spychając kraj w kierunku, o jakim wszyscy wolimy nie pamiętać – stwierdził.
– W wyborach startujemy, bo czujemy się odpowiedzialni za region, w którym żyjemy, i za Polskę. I nie chcemy, żeby o sprawach, które dotyczą naszej społeczności śląskiej, decydowali wyłącznie ci, którzy nie znają naszego regionu, nie potrafią uszanować jego wielokulturowości i dyskryminują naszych mieszkańców, próbując cynicznie społeczność województwa opolskiego skłócić – zaznaczył.
Jaka jest rola mniejszości niemieckiej w Polsce?
Na to pytanie odpowiedziała Sylwia Kus, kandydatka MN na posłankę. – Po to tworzymy struktury polityczne i po to startujemy w wyborach, żeby nasza reprezentacja była słyszana w polskim parlamencie. Jeśli pana Kowalskiego ogarnia strach przed dwoma posłami mniejszości i jednym senatorem wobec 460 posłów w Sejmie i 100 senatorów w Senacie, to powinien przepracować swoje strachy – stwierdziła.
Jeszcze w maju Ryszard Galla przyznał natomiast wprost: mniejszość niemiecka idzie do wyborów po dwa mandaty. – Nie możemy dopuścić, aby opcja, która skrajnie dyskryminuje nasze środowisko, wygrała kolejne wybory. Nie możemy dopuścić, aby mniejszość niemiecka była tak poniewierana. Nie możemy dopuścić, aby 50 tys. dzieci było dyskryminowanych w państwie Unii Europejskiej. Dlatego idziemy po dwa mandaty do Sejmu, aby pilnować naszych spraw – stwierdził poseł w wywiadzie dla wochenblatt.pl.
Od wyborów w 2007 roku Mniejszość Niemiecka ma jednego posła w Sejmie, obecnie to właśnie Ryszard Galla. Najwięcej – siedem mandatów – miała w kadencji 1991-1993. W kadencji 1993-1997 MN liczyła trzech posłów, a w kolejnych trzech – po dwóch.
Galla w wywiadzie dla wochenblatt.pl przyznał też, że często spotyka się z pytaniami: po co mniejszości niemieckiej poseł, skoro jej siła jest w regionie?
– Reprezentacja parlamentarna jest parasolem ochronnym dla całego naszego środowiska. Tak było od zawsze. Interwencje poselskie miały i mają wystarczającą rangę, aby w szybki sposób dotrzeć do najważniejszych osób w państwie. Bez tego mogliby zrobić z nami wszystko – powiedział poseł.
Zgodnie z informacjami zawartymi w Narodowym Spisie Powszechnym Ludności i Mieszkań z 2021 roku w Polsce żyje 132,5 tys. osób deklarujących przynależność niemiecką. To spadek o 15 tys. w porównaniu z danymi sprzed 10 lat.