Mówisz, że twój głos i tak niewiele zmieni? Ten tekst udowodni ci, jak bardzo się mylisz

Mateusz Przyborowski
14 października 2023, 07:07 • 1 minuta czytania
Jeden z ostatnich sondaży wskazuje, że około 30 proc. Polaków nie zamierza wziąć udziału w wyborach parlamentarnych 15 października. Wymówki są różne. Ale najbardziej błędna jest ta, że "mój jeden głos nic nie zmieni". Jeśli nadal zastanawiasz się, czy pójść do urn w najbliższą niedzielę, przeczytaj ten tekst do końca.
Jeden głos naprawdę ma znaczenie! Oto dowody z Polski i świata Fot. Krzysztof Kaniewski / REPORTER

"Jeden głos nic nie zmieni"; "Nie chce mi się"; "Nie ma na kogo głosować"; "Jest zimno" – czy chociaż raz słyszałeś/słyszałaś takie wymówki przed każdymi kolejnymi wyborami w Polsce? A może sam/sama tak mówisz? Spokojnie, nie jesteś jedyny/jedyna.


Na początek trochę faktów z historii. Największa frekwencja w wyborach parlamentarnych miała miejsce w 1989 roku i wyniosła 62,7 proc. Najbliżej wyrównania tego wyniku były wybory sprzed czterech lat, kiedy do urn poszło 61,74 proc. uprawnionych do głosowania Polek i Polaków.

Mimo to później dwukrotnie frekwencja przekroczyła poziom 62 proc. – w wyborach prezydenckich w 1995 i 2020 roku. Podczas drugiej tury w 1995 mieliśmy nawet rekord, który wynosił 68,23 proc.

Najmniejszą frekwencję w wyborach parlamentarnych odnotowano z kolei w 2005 roku. Jedynie 40,57 proc. upoważnionych do głosowania skreśliło nazwiska kandydatów do Sejmu. Jeśli chodzi o Senat, frekwencja była niższa o 0,01 pkt proc.

Z jednego z ostatnich przedwyborczych sondaży wynika natomiast, że 15 października 2023 głosować nie zamierza 30,9 proc. ankietowanych. To oczywiście tylko statystyka, ale skoro w tym roku uprawnionych do głosowania jest ok. 30 mln Polaków, to 30,9 proc. stanowi... 9 mln 270 tys.

Nadal uważasz, że twój niewiele zmieni? A gdybym ci powiedział, że twój głos ma znaczenie? I to ogromne?

Amerykańskie bitwy o jeden głos

USA, przełom 1800 i 1801 roku. W wyborach prezydenckich było dwóch kandydatów: Thomas Jefferson i Aaron Burr. Obaj republikanie zdobyli taką samą liczbę głosów elektorskich (po 73). Nowego prezydenta musiała wskazać zdominowana przez federalistów Izba Reprezentantów.

Może cię zainteresować: To na te wyniki będą czekać Polacy. Między exit poll i late poll jest ważna różnica

Po pięciu dniach żmudnych negocjacji, niczym na warzywnym targu, i po 35 głosowaniach ani Jefferson, ani Burr nie osiągnęli wymaganej większości. Impas przełamał dopiero jeden z kongresmenów i to Thomas Jefferson został trzecim prezydentem USA.

Do klinczu doszło też w 1824 roku – John Quincy Adams i Andrew Jackson, tak samo jak blisko ćwierć wieku wcześniej, również nie uzyskali większości głosów elektorskich. I tak samo głos jednego kongresmena zdecydował, że to Adams cieszył się z wygranej.

A słyszałeś/słyszałaś o historii Konrada Adenauera, który prawie nie został pierwszym kanclerzem Republiki Federalnej Niemiec? Było to 15 września 1949 roku. W głosowaniu w Bundestagu 73-letni wówczas polityk został wybrany przewagą zaledwie jednego głosu. Tak w ogóle Adenauer również postawił krzyżyk przy swoim nazwisku, więc można powiedzieć, że sukces osiągnął dzięki swojemu głosowi.

Przykładów nie brakuje też z historii współczesnej. O tym, jak trafne jest stwierdzenie, że "każdy głos się liczy", przekonał się demokrata Chris Poulos. Jesienią 2022 roku wygrał wybory na reprezentanta 81. dzielnicy stanu Connecticut. Tak, dobrze myślisz, jednym głosem.

Polski wójt przegrał wybory JEDNYM głosem

Nie przemawia do ciebie to, że w powyższych przykładach zazwyczaj decydowali politycy, a nie zwykli obywatele?

– Liczyliśmy kilka razy, bo tutaj liczył się każdy głos – mówiła dziennikarzom w październiku 2018 roku przewodnicząca gminnej komisji wyborczej w Dalikowie w województwie łódzkim. W wyborach na wójta gminy odbyła się jedna tura, ponieważ kandydatów na ten urząd było jedynie dwóch. Ostatecznie o zwycięstwie jednego z nich zdecydował... jeden głos.

Oficjalne wyniki, które pojawiły się na stronie Państwowej Komisji Wyborczej, pokazują, że w gminie była niemała mobilizacja. W czterech z pięciu okręgów frekwencja przekroczyła 60 procent. Ostatecznie oddano 1973 ważne głosy. Dziesięć głosów było nieważnych. Każdy z nich mógł więc zadecydować o przyszłości gminy. Frekwencja w całej gminie wyniosła 63,19 proc. A przecież frekwencja w wyborach samorządowych w Polsce jest naprawdę kiepska – średnio ok. 45 proc. Wyjątkiem był 2018 rok, kiedy wzrosła do rekordowego dla tych wyborów poziomu 54,9 proc.

Zdarzały się jednak i takie głosowania, w których kandydaci zdobywali taką samą liczbę głosów. Tak było również w 2018 roku, tyle że w gminie Bałtów w województwie świętokrzyskim. Tam zabrakło tylko jednego głosu, żeby walka o fotel wójta rozstrzygnęła się już w pierwszej turze.

Mówisz, że twój i tak niewiele zmieni? 9 mln 270 tys. Polaków może myśleć podobnie. I tak samo, jak ty są w błędzie.