Duże różnice w ostatnich sondażach. Ekspert wskazuje, kto ma większe szanse na wygraną
W ostatnich dwóch dniach przed ogłoszeniem ciszy wyborczej pracownie badawcze wypuściły kilka sondaży. To między innymi Pollster, który przeprowadził je na zlecenie "Super Expressu", Kantar dla TVN24, a także CBOS.
Dwa pierwsze niosą dobre wieści dla opozycji, bowiem wynika z nich, że to ona będzie w stanie po wyborach zbudować rząd. Zupełnie inaczej ma się sytuacja w przypadku CBOS-u, który wskazał, że PiS wygra z KO i to z miażdżącą, bo aż trzynastopunktową przewagą.
Jednocześnie pozostałe ugrupowania nawet nie osiągną dwucyfrowego wyniku, a Trzeciej Drodze nie uda się nawet przekroczyć progu wyborczego.
Kto wygra wybory 15 października? Ekspert podaje scenariusze
Bez względu na badania pierwsze miejsce w sondażach niezmienne zajmuje Prawo i Sprawiedliwość, a drugie Koalicja Obywatelska. Ponieważ PiS nie ma jednak na tyle przewagi, by móc rządzić samodzielnie, w badaniach korzystniej wypadają często partie opozycji demokratycznej. To dodatkowo prowadzi do sytuacji, że wynik wyborów pozostaje wielką niewiadomą.
– Moim zdaniem większe szanse na zdobycie większości ma opozycja. Co ciekawe nie wynika to z rosnącego poparcia dla Koalicji Obywatelskiej, ale tego, że w ostatnich dwóch tygodniach do przodu poszły te mniejsze ugrupowania. Jeśli Lewica i Trzecia Droga dostaną wynik w okolicach 10 - 12 proc. każda, to wtedy ta 3-elementowa koalicja może mieć większość. Nie za bardzo wierzę w 250 mandatów, ale między 235 a 240 myślę, że jest możliwe – komentuje prof. Robert Alberski z Zakładu Systemów Politycznych i Administracyjnych Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak dodaje, w grę wchodzi jeszcze drugi scenariusz, w którym nikt nie będzie miał większości. – Wówczas języczkiem u wagi będzie Konfederacja, która rozstrzygnie wszystko – kwituje.
Skąd tak duże różnice w sondażach?
Dlaczego wyniki badań, których metodologia jest mimo wszystko ograniczona, tak bardzo się od siebie różnią? Jak twierdzi prof. Alberski, to się zdarza, ale zdecydowanie nie w takim stopniu.
– W tych wyborach jest to bardzo skrajna postać. Wydaje mi się, że ludzie odpowiedzialni za te badania po 15 października powinni się porządnie zastanowić nad stroną metodologiczną badań i sposobem ich przeprowadzania – komentuje.
Technika sondażowa oczywiście ma swoje ograniczenia i nie będziemy mieli sytuacji, że te wyniki badań będą co do procenta oddawać wynik wyborów. Tu jednak ewidentnie ktoś gdzieś robi coś nie tak. Bo to nie jest możliwe, że w badaniach, które są o tym samym i robione w tym samym czasie, a ilość metod jest jednak dość ograniczona, różnice są tak wielkie. Podejrzewam, że to niedoróbki metodologiczne prowadzą do tego, że ten wynik się rozjeżdża.
A wyniki rozjeżdżają się bardzo, czego dowodem są wskazane wyżej badania. Szczególnie widoczna jest przepaść między rządowym CBOS-em a pozostałymi sondażowniami. Jak tłumaczy prof. Alberski, CBOS jednak zawsze wyróżniał się na tle innych pracowni, co może wynikać właśnie z tego, że jest sondażownią publiczną.
– Trzeba brać pod uwagę, że respondent nie musi powiedzieć prawdy ankieterowi. To jest czynnik, który jest niezależny od pracowni, ale należy go brać pod uwagę. Ludzie mają świadomość, że to jest sondażownia rządowa, więc mogą wychodzić z założenia, że skoro taka instytucja pyta ich, jak będą głosować, to może to mieć konsekwencje. Zakładają, że może lepiej będzie dla nich, jeśli powiedzą coś innego, niż prawdę – tłumaczy.
Jak tłumaczy ekspert, hipoteza ta ma odzwierciedlenie także w innych badaniach CBOS-u.
CBOS ma skłonność, że przeszacowuje obecnie rządzących. Teraz korzysta na tym PiS, ale jak spojrzymy na badania z 2011 czy 2012 roku, to wtedy PO była potężnie przeszacowana. To jest zwyczajnie tak, że ludzie, kojarząc tę firmę z rządem, odpowiadają tak, jak im się wydaje, że władza powinna być zadowolona.
Wielka skala odmów udziału w sondażach
Jest jeszcze jeden problem, który może prowadzić do różnic w sondażach. Ta również ma bezpośredni związek z respondentami.
– Znając kuchnię przeprowadzania badań, błąd wynika często nie tylko z tego, że pracownie robią coś nie tak, ale też z dużego problemu z próbą. To, na co skarżą się badacze, to że ludzie bardzo często odmawiają. To prowadzi do zakłóceń, bo kiedy w przygotowanej próbie jest bardzo duża liczba odmów, to oczywiście są losowane rezerwowe osoby, ale może to spowodować zmniejszenie jej reprezentatywności – wyjaśnia ekspert.
Błędy w sondażach mają swoje konsekwencje
Skrajnie różne sondaże prowadzą nie tylko do tego, że jako społeczeństwo nie będziemy mogli oszacować prawdopodobieństwa, kto wygra wybory. Niosą one znacznie poważniejsze konsekwencje.
– Sytuacja jest niepokojąca, bo to przede wszystkim politycy podejmują decyzje na podstawie sondaży. Jeśli to, co dostają, jest obarczone dużymi błędami, to też powoduje, że te ich zachowania są nie do końca racjonalne – tłumaczy ekspert.