"Był zawstydzony". Ekspert obnażył mowę ciała Kaczyńskiego w wieczór wyborczy
Mowa ciała Jarosława Kaczyńskiego. "Był zawstydzony. Miał dać zwycięstwo"
Exit poll, a następnie late poll mówią jasno: Prawo i Sprawiedliwość ma ok. 36 proc. poparcia i bierze od 198 do 200 mandatów. To za mało, by utworzyć rząd. Niemniej jednak Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Ryszard Terlecki wraz z TVP ogłosili zwycięstwo.
Ton nadał prezes swoim wystąpieniem po ogłoszeniu częściowych wyników. – Dziękuję! Serdecznie dziękuję! – zaczął Jarosław Kaczyński. Tłum skandował "Jarosław!" – Wygraliśmy kolejne wybory parlamentarne! Trzecie po kolei. To jest naprawdę wielki sukces naszej formacji – skomentował.
– Niezależnie od tego, jak to ostatecznie będzie, tego jeszcze nie wiemy, to uczynimy wszystko! Zwyciężymy. Mogą być ciekawe wydarzenia – podsumował.
W rozmowie z naTemat Maurycy Seweryn zauważył jednak, że słowa Kaczyńskiego nie współgrały z tym, co pokazywała jego mowa ciała.
– Mniej więcej przez 40 proc. swojego wystąpienia po ogłoszeniu wyników, był zawstydzony tym, co się zdarzyło. Jarosław Kaczyński miał świadomość tego, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, ale ma nikłe szanse na to, żeby te wyniki przekuć w utworzenie rządu – powiedział.
– W kolejnej części wystąpienia Kaczyński się uspokoił. Zaczął bardziej kontaktować się z publicznością. Częściej patrzył na ludzi, którzy byli zebrani w sali, którzy liczyli na wygraną. On miał dać zwycięstwo – dodał.
Seweryn zauważył, że dopiero w drugiej połowie wystąpienia Kaczyński zaczął nabierać pewności siebie. Mówił wówczas o ewentualnych sukcesach swojej formacji.
– Wtedy zaczął osiągać dawny, standardowy status pewności siebie, który ma od wielu lat – ocenił. Zapytaliśmy, czy mowa ciała w takim razie była zgodna z przekazem o zwycięstwie? – Politycy mają to do siebie, że mówią jedno, myślą drugie, a robią trzecie. Tego mnie uczono na politologii i to się sprawdziło w przypadku Jarosława Kaczyńskiego – skomentował.
Gdy Polska patrzyła na Kaczyńskiego, on spojrzał na Szydło. "Wzrost roli"
Gdy cała Polska patrzyła na Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, Seweryn zwrócił uwagę na to, kto stał u boku prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Najbliższej była... europosłanka i była premierka Beata Szydło.
– Bardzo ważna była hierarchia dziobania. Proszę zwrócić uwagę, że osoby, które budowały kampanię PiS, już w momencie ogłaszania wyników wyborów, były ustawione w konkretny sposób – powiedział Seweryn.
– Joachim Brudziński, który dowodził sztabem, stał daleko od Jarosława Kaczyńskiego. Premier Mateusz Morawiecki też był oddalony. A po prawej stronie z perspektywy widza, najbliższej Jarosława Kaczyńskiego, stała Beata Szydło – dodał.
Co to oznacza? Według Seweryna wzrost roli Beaty Szydło. – Oni już wcześniej wiedzieli, jakie są szacunkowe wyniki wyborów. Dlatego ustawili konkretną hierarchię, która wskazywała na spadek roli Morawieckiego, wzrost roli Beaty Szydło oraz krytykę dla Brudzińskiego – ocenił.
– Szefem partii, najważniejszą osobą, naczelnikiem jest Jarosław Kaczyński. Mateusz Morawiecki realnie jest tylko potencjalnym następcą Kaczyńskiego. Jego protegowanym. Dla obcokrajowców i Polaków tą najważniejszą osobą pozostaje Jarosław Kaczyński – podsumował.