Czy śmierć uzależnionej gwiazdy motywuje do odwyku? "Pani od narkotyków" nie pozostawia złudzeń

Bartosz Godziński
05 listopada 2023, 17:20 • 1 minuta czytania
Matthew Perry był gwiazdą serialu komediowego "Przyjaciele", ale jego życie nie było już tak wesołe, bo latami zmagał się z uzależnieniem. Jego nagła śmierć zaskoczyła jednak wszystkich fanów, ponieważ w ostatnim czasie udało mu się wyjść na prostą. Czy takie historie motywują ludzi do walki i udania się na terapię czy jest może wręcz przeciwnie? Pytamy o to dr Marię Banaszak, która jest specjalistką psychoterapii uzależnień MONAR-u.
Matthew Perry zmarł w wieku 54 lat. Zasłynął rolą Chandlera w sitcomie "Przyjaciele" Fot. Rick Davis / SplashNews.com/East News

Matthew Perry zmarł 28 października w wieku 54 lat. Asystent znalazł go martwego w jacuzzi w jego domu w Los Angeles. Podejrzewa się, że serialowy Chandler utonął, choć na oficjalne wyniki śledztwa przyjdzie nam jeszcze poczekać parę miesięcy.


Policjanci nie znaleźli w jego mieszkaniu narkotyków, a wstępne badania nie wykazały obecności fentanylu i metamfetaminy w jego organizmie. Natrafili jednak na leki stosowane w zwalczaniu depresji i stanów lękowych. Ponadto były tam także inne środki – używane w leczeniu chorób płuc. Aktor przyjmował je prawdopodobnie w związku z chorobami, które były powikłaniem po wieloletnim uzależnieniu od papierosów.

Matthew Perry latami walczył z uzależnieniami. Przed śmiercią udało mu się odbić od dna

Przeszłość Matthew Perry'ego nie jest tajemnicą, bo opowiadał o niej w wywiadach i niedawno wydanej autobiografii. Od końca lat 90. przez bardzo długi czas zmagał się uzależnieniem od alkoholu, opioidów i amfetaminy. W jednym z wywiadów dla magazynu "People" powiedział, że początkowo łykał 55 tabletek Vicodinu dziennie.

Inny razem przyznał, że był w takim ciągu, że nie pamiętał, co się działo między 3. a 6. sezonem "Przyjaciół". Momentem krytycznym był 7. sezon – po nakręceniu ostatniego odcinka zabrano go bezpośrednio na odwyk. Aktor przez 30 lat był na kilkunastu terapiach i 6 tysiącach spotkań AA. Oszacował, że wydał na swoją walkę 9 mln dolarów, w tym na 14 zabiegów leczenia żołądka.

Po dekadach udało mu się wyjść na prostą, a w międzyczasie także pomagał innym uzależnionym (np. "przebranżowił" swoją dawną posiadłość w Malibu na ośrodek pomocy). W tym roku świętował dwa lata trzeźwości. Stąd jego nagła śmierć wywołała zaskoczenie – nawet wśród obsady "Przyjaciół". Nikt z nich nie przypuszczał, że umrze przedwcześnie.

Śmierć uzależnionej gwiazdy może zmotywować do wzięcia się za siebie? Odpowiedź nie jest oczywista

Czy idole, a dla wielu osób był nim Matthew Perry, którzy doświadczyli uzależnienia, ale podjęli niełatwą walkę, mogą inspirować zwykłych ludzi do stawienia czoła własnym demonom? Co jeśli koniec końców umrą przedwcześnie? O to pytam dr Marię Banaszak. Jest specjalistką psychoterapii uzależnień w MONAR, popularyzatorką wiedzy o nałogach i współautorką książki "Hajland. Jak ćpają nasze dzieci". Możemy ją także kojarzyć z instagramowego konta "Pani od narkotyków".

Na wstępie trzeba podkreślić, że oficjalna przyczyna śmierci aktora nie jest jeszcze znana. – Wiele osób podejrzewa jednak, że była ona mniej czy bardziej bezpośrednio związana z jego uzależnieniem. Takie tragiczne wydarzenia stają się często punktem wyjścia do podnoszenia dyskusji nad przyczynami trudności emocjonalnych oraz konsekwencjami nadużywania substancji psychoaktywnych – mówi dr Maria Banaszak w rozmowie z naTemat.

Nie zauważam jednak, by podobne historie sprawiały, że dzięki nim ludzie stają się bardziej świadomi własnych problemów lub zgłaszają się do ośrodków leczenia uzależnień. Zwłaszcza jeśli mówimy o odległej gwieździe zza oceanu, która niewątpliwie była idolem wielu osób, ale z którą trudno bezpośrednio się utożsamiać. Uzależnienie podtrzymywane jest przez wiele mechanizmów obronnych, takich jak m.in. wyparcie czy racjonalizacja. Mimo doświadczania typowych objawów nałogu oraz otrzymywania komunikatów ze strony otoczenia, chorzy zazwyczaj przez długi czas nie przyjmują do wiadomości swojego problemu i się z nim nie identyfikują. Zmieniają to zazwyczaj dopiero silne, nieprzyjemne doświadczenia, których zaistnieniu trudno jest zaprzeczać, związane z cierpieniem własnym lub kogoś z najbliższych. Takim przyczynkiem do autorefleksji oraz, co najważniejsze, do faktycznej zmiany postępowania, może stać się np. śmierć przyjaciela lub kogoś bliskiego z powodu nałogu.dr Maria Banaszakspecjalistka psychoterapii uzależnień w MONAR

W przypadku śmierci Perry'ego może nie być jednak tak "różowo".

– Nie słyszałam jednak, żeby ktoś poczynił tak niezwykle trudny krok, jakim jest podjęcie walki z uzależnieniem, z powodu tragicznego i przedwczesnego odejścia któregoś z telewizyjnych czy filmowych idoli. "Straszenie" konsekwencjami w ogóle jest mało skuteczne, jeśli chodzi o motywowanie, szczególnie osoby uzależnione, do zmiany, a śmierć to dla większości z nas tak trudne i odległe zjawisko, że mało kto potrafi sobie wyobrazić, że podobna historia mogłaby się przydarzyć jemu samemu – dodaje. – Częściej zdarza się, że historie uzależnień znanych osób stają się inspiracją do zmiany dla innych chorych, jeśli gwiazdy podejmują walkę ze swoim nałogiem i udaje im się odnieść sukces. Natomiast historie ze smutnymi zakończeniami mogą działać na fanów wręcz demobilizująco – zauważa specjalistka.

Osoba w nałogu może pomyśleć wtedy: "po co trzeźwieć?". "Przecież przez tyle lat brał używki, a dalej pracował, robił karierę i był lubiany" lub też: "Po co podejmować walkę, skoro i tak nic to nie daje?".dr Maria Banaszakspecjalistka psychoterapii uzależnień w MONAR

Na marginesie warto dodać, że celebrytom jest "łatwiej" trwać w nałogu, bo są otoczeni osobami, które chronią je przed konsekwencjami uzależnienia. – To typowe dla wysoko funkcjonujących alkoholików czy narkomanów z wyższych sfer. Wielu z nich pije lub bierze latami, bo otoczeni są siatką wsparcia osób, które zabezpieczają ich przed odczuwaniem bolesnych skutków swojego postępowania. Takie zachowanie bierze się z dobrych intencji i chęci pomocy, ale w rzeczywistości jest podtrzymywaniem choroby. Nazywamy to współuzależnieniem – mówi dr Banaszak. – Ich bliscy, wspierając ich w niwelowaniu skutków uzależnienia, tłumacząc przed innymi, minimalizując lub zamiatając problemy pod dywan, dając kolejne i kolejne szanse lub udając, że nic się nie dzieje, tak naprawdę przyczyniają się do ich jeszcze większego i dłuższego cierpienia. To zabrzmi brutalnie, ale możliwe, że gdyby 20 lat temu stracili pracę przez nadużywanie alkoholu czy narkotyków, to szybciej postanowiliby uporządkować swoje życie – dodaje ekspertka.

Historie artystów, którzy podjęli walkę z nałogiem, mogą być jednak inspirujące

Wszystko, o czym była mowa wcześniej, wcale nie oznacza, że historie sławnych ludzi, którzy postawili wyjść z nałogu, nie stanowią inspiracji lub nie mogą być przydatne w leczeniu czy motywowaniu do zmiany. Dr Maria Banaszak podaje za przykład zapis jej sesji terapeutycznej z Matą, który został opublikowany w kwietniu tego roku jako "Mixtape 420".

Raper do niedawna kojarzony był głównie z działaniami na rzecz depenalizacji marihuany. Wcielając się w rolę pacjenta i opowiadając o swoich problemach związanych z nadużywaniem przetworów konopi stał się jednocześnie przyczynkiem do zmiany dyskursu wokół używania marihuany i wynikających z tego potencjalnych konsekwencji.

– To, że znany raper otwarcie mówi o skutkach nadużywania marihuany, stało się rzeczywistym argumentem w dyskusji z młodzieżą. Prędzej posłuchają swojego rówieśnika lub idola, który mówi o związanych z konopiami indyjskimi zagrożeniach, niż eksperta przedstawiającego dane naukowe. To pomaga uczynić dyskusję wokół marihuany bardziej wyważoną – bez straszenia i demonizowania, ale też bez oszukiwania się, że marihuana nie jest narkotykiem i nie może uzależnić czy wiązać się z innymi konsekwencjami; bo jak najbardziej może. Zdarzyło mi się, że rodzice dziękowali za tę rozmowę – przyznaje terapeutka.

Jednak nowy argument w dyskusji to jedno. – Druga sprawa to czy takie przykłady faktycznie powodują, że ktoś wprowadza realne zmiany w swoim zachowaniu lub wręcz całkowicie odmienia swoje życie – podkreśla.

– Uzależnienie to skomplikowane zaburzenie o wieloczynnikowej etiologii, wpływające niemalże na wszystkie sfery funkcjonowania. Jest też obwarowane silnie rozbudowanymi mechanizmami podtrzymującymi i niestety nigdy nie działa to w tej sposób, że wystarczy przedstawić choremu kilka nawet bardzo sensownych argumentów za zmianą, a on odkryje, że to, co robi, jest szkodliwe i niekonstruktywne i natychmiast przestanie. Jednak sam fakt, że możemy rozpocząć skłaniającą do refleksji rozmowę na ten temat uważam za cenny i stanowiący mały krok, który może prowadzić do dużej zmiany – mówi na koniec ekspertka.