Damięcki aktorstwo miał w DNA. Wyjawił, jaką zasadą kierował się w życiu

Joanna Stawczyk
17 listopada 2023, 17:33 • 1 minuta czytania
Maciej Damięcki zmarł, mając 79 lat. To dzieci aktora przekazały wiadomość o jego śmierci, która szybko rozeszła się po mediach. Tata Mateusza i Matyldy do ostatnich dni swojego życia czerpał z niego pełnymi garściami i występował w spektaklach. Jakiś czas temu Damięcki podzielił się ważną refleksją na temat upływającego czasu.
Maciej Damięcki aktorstwo miał w DNA. W życiu kierował się ważną zasadą Fot. MICHAL DYJUK/REPORTER

Maciej Damięcki aktorstwo miał w DNA

Maciej Damięcki był synem aktora Dobiesława Damięckiego i Ireny z domu Górskiej. Jego starszy brat Damian również został aktorem. Pierwszą żoną Macieja Damięckiego była Anita Dymszówna, córka najpopularniejszego polskiego aktora przedwojennego Adolfa Dymszy.


Po rozwodzie z Dymszówną ożenił się z Joanną, z którą miał dwoje dzieci: Mateusza i Matyldę, którzy poszli w ślady ojca i jego rodziny i również zostali aktorami.

W roku 1966 Damięcki ukończył studia na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, po czym natychmiast rozpoczął swoją karierę aktorską. Jego pierwsze występy na ekranie miały miejsce już w latach 50., ale prawdziwą rozpoznawalność zdobył od początku lat 70.

Czytaj także: Plejada gwiazd żegna Damięckiego. Aktor jeszcze kilka dni temu pracował

Przez wiele lat aktor zagrał szereg pamiętnych ról w takich produkcjach, jak "Stawka większa niż życie", "Rzeczpospolita babska", "Rozmowy kontrolowane", "Dom", "Ekstradycja", "Kasia i Tomek", "Kryminalni", "Bodo" oraz "Znachor".

Jakiś czas temu Damięcki w rozmowie z Plejadą stwierdził, że aktorstwo było właściwie jedyną ścieżką zawodową, którą brał pod uwagę.

Innego świata nie znałem. Moja babka prowadziła amatorski teatr w Wilnie, moi rodzice byli aktorami. Bardzo często zabierali i mnie, i mojego brata ze sobą, gdy jeździli ze spektaklami po Polsce. Można powiedzieć, że wychowywaliśmy się na deskach teatralnych – opowiadał.

– Ojciec był aktorem, matka i babka były aktorkami. Kim ja mogłem zostać? Tylko aktorem. Nigdy inne pomysły nie przychodziły mi do głowy – dodał Damięcki, który wspomniał także o czasach dzieciństwa. Miał umowę z mamą.

Zdarzało mi się chodzić na wagary. I pewnego razu mama, której często nie było w domu, bo wyjeżdżała z teatrem, wzięła mnie na poważną rozmowę. Powiedziała, że nie wymaga ode mnie tego, żebym miał same piątki, ale muszę przynajmniej przechodzić z klasy do klasy. Obiecałem jej, że tak będzie, ale poprosiłem ją, by podpisała mi in blanco pokaźny plik kartek, żebym mógł w razie czego wypisywać sobie zwolnienia. Zgodziła się. Gdy przypomnę sobie, co ja wtedy robiłem, to aż mi słabo. Hulaj dusza, piekła nie ma! – mówił z uśmiechem.

Damięcki wówczas był pytany również o granie scen intymnych w podeszłym wieku. Stwierdził, że nie powinno się tego traktować jako tematu tabu.

Niezależnie od wieku, każdy może kochać, być kochanym i realizować swoje fantazje. Jedni mówią o tym na głos, a drudzy nie, ale uważam, że jeżeli ktoś marzy o tym, by spełnić swoje seksualne pragnienia, to powinien to zrobić. Bez względu na to, ile ma lat. Nigdy nie jest na to za późno. Wszystko jest dla ludzi. Jak to mówią - jeden lubi pomarańcze, a drugi jak mu nogi śmierdzą. Nie ma się czego wstydzić – powiedział.

Aktor w życiu kierował się ważną zasadą

W wywiadzie artysta przyznał także, że miewa momenty, kiedy przenosi się myślami w przeszłość.

– Trochę w moim życiu się wydarzyło przez te wszystkie lata i bywa, że do tego wracam. Czasem wspomnienia odbijają mi się czkawką, a czasem są bardzo przyjemne, ale nie należę do tych, którzy regularnie siadają w fotelu i przeglądają albumy ze starymi zdjęciami – podkreślił.

Aktor kierował się w życiu zasadą, że ważne jest, aby być "tu i teraz". – Mam w domu tyle fotografii, że nawet nie mam kiedy ich posegregować. Zdarza się, że biorę jakieś zdjęcie do ręki i nie pamiętam, przy jakiej okazji zostało zrobione. Nie żyję przeszłością – przekonywał.

Artysta dwukrotnie walczył z rakiem. "Aktorstwo uratowało mi życie"

Jak pisaliśmy w naTemat, Maciej Damięcki zadebiutował, mając zaledwie 12 lat. Jego kariera bardzo szybko nabrała tempa i równie szybko zwolniła przez szokującą diagnozę. U początkującego wówczas aktora zdiagnozowano raka tarczycy.

– Miałem grać Felka. Umowa była już podpisana i ktoś z produkcji zauważył, że zamiast dołka mam górkę na szyi. Skierowano mnie do lekarza i okazało się, że to nowotwór, do tego złośliwy. Natychmiast wysłano mnie do Szwecji na operację. Gdyby nie to, że produkcja filmu pomogła w wyjeździe, pewnie już bym nie żył. W Polsce medycyna nie była jeszcze na takim poziomie, a moich rodziców nie byłoby stać na wysłanie mnie na leczenie za granicę. Dlatego często powtarzam, że aktorstwo uratowało mi życie – podkreślił w wywiadzie dla Plejady.

Kiedy mogłoby się wydawać, że zdrowotny kryzys został zażegnany. Po wielu latach zdiagnozowano u niego raka prostaty.

– Stwierdziłem, że jak już jednego raka pokonałem, to i z drugim sobie poradzę. A wszystko to dzięki mojej żonie. Czułem się dobrze, miałem pewne problemy, ale myślałem, że to po prostu takie niezręczności dojrzałego wieku. Ale żona kazała mi pójść do lekarza. Więc poszedłem. Okazało się, że mam raka, ale na szczęście w takim stadium, że bez większych problemów lekarze sobie z nim poradzili – zdradził w rozmowie.

W piątek (17 listopada) media obiegła przykra wiadomość. Maciej Damięcki zmarł. Znany aktor miał 79 lat.