Tego się nie spodziewałem. Magiczne loty balonem nad Alpami w narciarskiej wiosce niedaleko Polski
Z tego tekstu dowiesz się:
- Gdzie pojechać na narty z dziećmi i rodziną?
- Gdzie pojechać na narty w Austrii blisko Polski?
- Ile czasu jedzie się do Filzmoos?
- Ile kosztuje tam skipass?
- Ile kosztuje lot balonem i jak wygląda taka atrakcja?
- Co można robić w Filzmoos poza jeżdżeniem na nartach?
- Jak dojechać na narty do austrackiego Filzmoos?
- Ile kosztuje bilet lotniczy, nocleg na narty w Austrii?
Ten tekst miałem napisać dopiero za jakiś czas, ale doszedłem do wniosku, że zrobię to szybciej. A nuż, ktoś jeszcze skorzysta podczas poszukiwania miejscówki na zimowy wyjazd na narty w tym sezonie. Szkoda, żeby taka polecajka się zmarnowała.
Chciałem opowiedzieć Wam trochę o Filzmoos – wiosce zamieszkałej na stałe zaledwie przez 1500 mieszkańców w rejonie Ziemi Salzburskiej (SalzburgerLand), w której właśnie na zaproszenie "Filzmoos Tourismus" spędziłem wraz z grupą dziennikarzy z Polski cztery zaskakujące dni. I na własnej skórze przekonałem się, dlaczego mówi się o niej, jako o “najbardziej zaśnieżonym miejscu” w tym regionie. Z miernikiem co prawda nie chodziłem, ale więcej śniegu niż tyle, ile tam mieliśmy, naprawdę nikomu nie potrzeba.
To idealne miejsce na krótszy lub dłuższy narciarski wypad, który może być interesującą alternatywą dla Polski. I chodzi nie tylko o warunki i widoki, ale także… finanse.
Filzmoos jest położone zaledwie 11 godzin drogi samochodem od Warszawy (wyjeżdżając późnym wieczorem, na miejscu jesteście na śniadanie). Z Krakowa dotrzecie tam w 8,5 godziny. Jeśli to dla kogoś za dużo, zostaje oczywiście samolot. Opcji jest kilka, od stosunkowo tanich do nieco droższych. Można polecieć do Wiednia, skąd w 3,5 godziny wynajętym autem dojedziecie na miejsce. Bilety lotnicze to koszt od 200 zł (Ryanair) do 600-800 (Austrian Airlines lub LOT).
Alternatywą jest nieco droższe połączenie do… Monachium, skąd w niecałe 2,5 godziny dojedziecie na miejsce. Bilet lotniczy w tym przypadku kosztuje 1000 zł. Natomiast najbliżej będzie z Salzburga (godzina drogi autem). Tu jednak lot z Polski jest tylko z przesiadką i kosztuje najwięcej, bo 1200-1500 zł. Wszystkie bilety sprawdzałem z ok. 1,5-miesięcznym wyprzedzeniem.
Sezon trwa tutaj cały rok z miesięczną przerwą po Wielkanocy. Skupię się jednak tylko na zimowym, bo to go sprawdziłem na własnej skórze. I na początku przeżyłem szok, bo trafiłem tam po krótkim urlopie w jednym z największych ośrodków narciarskich we Francji Grand Massiff. Niemal 300 kilometrów tras, ogromny ośrodek, masa ludzi. A tutaj? Spodziewałem się czegoś podobnego, a na miejscu zastałem coś zupełnie po drugiej stronie bieguna.
Półtoratysięczna wiosna z trzema tysiącami miejsc noclegowych. Choć kursują po niej darmowy skibusy, to tak naprawdę do najważniejszych punktów można dotrzeć na nogach. Tak też robiliśmy. Filzmoos to typowa alpejska miejscowość. Wypełniona pięknymi, charakterystycznymi alpejskimi domkami i hotelami, z których spora część to typowo rodzinne przedsięwzięcia, gdzie na ścianie recepcji znajdziesz zdjęcie prowadzącej go rodziny (w restauracjach jest podobnie).
Podczas naszego pobytu było tam tak cicho i spokojnie, że aż nienaturalnie. Żadnych tłumów, przepychania czy stania w kolejkach. Są ludzie, widać samochody, ale całość zgrabnie się rozkłada. Nie staliśmy ani razu w żadnej kolejce, czy to do knajpy, czy do wyciągu. Cudowna alternatywa dla nabitych po sam korek gigantycznych resortów.
Pytam lokalesów, czy to standardowe obłożenie. Niestety nie jest tak pięknie. Trafiliśmy w taki okres. Główny sezon jest tutaj w okolicy Świąt i Sylwestra, a potem w lutym, kiedy to Austriacy mają ferie. Dlatego najlepiej szukać tu terminu w styczniu bądź marcu. I to właśnie Austriacy oraz Niemcy stanowią największą grupę turystów. Potem Czesi, Polaków tu podobno jest niewiele.
Ceny za nocleg na przedłużony weekend czwartek-niedziela są niemalże identyczne co te, które widzę w najpopularniejszej w Polsce Białce Tatrzańskiej. Oczywiście w obie strony można znaleźć odchylenia, ale naprawdę średnie ceny noclegu wcale nie są na miejscu droższe tak, jak mogłoby się wydawać.
Narciarsko Filzmoos to region idealny dla rodzin z dziećmi, początkujących narciarzy lub tych bardziej zaawansowanych, którzy chcą sobie spokojnie pojeździć bez wielkiej napinki. 20 kilometrów tras w Austrii tworzy raczej kameralny ośrodek, ale naprawdę można się wyjeździć. Trasy głównie niebiesko-czerwone.
Mam tu za sobą jedno z przyjemniejszych doświadczeń narciarskich w życiu, ale to też zasługa pogody i pustych, świeżo ratrakowanych stoków. Brak jedynie może paru dłuższych odcinków, bo te, które są, faktycznie kończyły się dość szybko i aż chciało się jeszcze je przeciągnąć dalej.
Z czystym sumieniem mogę polecić to miejsce dla rodzin z dziećmi lub osób, które chcą się nauczyć jeździć na nartach lub desce. Jest parę oślich łączek o różnym stopniu trudności, na trasie ustawiono też w paru miejscach atrakcje dla dzieci. Podobnie odnajdą się tutaj osoby, które wracają do narciarstwa po latach.
Najwyższy punkt, z którego można zjeżdżać, ma 1600 metrów nad poziomem morza. Jeśli to wszystko to dla Was jednak za mało, w okolicy można podjechać autem do paru innych ośrodków, w których też obowiązuje karnet narciarski z Filzmoos. Samo Filzmoos jest jednak bardzo kameralne, z wypożyczalni można przejść na drugą stronę ulicy i właściwie wsiadać na wyciąg.
Na stoku jest spory wybór klimatycznych restauracji. Podobnie jak w samej wiosce. Nastawcie się na typowo austriackie jedzenie, czyli dużo czerwonego mięsa we wszystkich wariantach. Na deser koniecznie ciepły "Apfel Strudel" lub legendarny Kaiserschmarrn, czyli charakterystycznie podany naleśnik cesarski. Jedno miejsce polecić warto bardziej niż inne: mowa o restauracji Unterhof Alm, do której zimą możecie dotrzeć właściwie tylko kuligiem (zakaz wjazdu aut). To godzinna trasa do wyjątkowej restauracji pośrodku niczego zrobionej w 250-letnim, tradycyjnym budynku.
Wracając jednak do głównej atrakcji, czyli nart. Skipass nie jest niestety najtańszy, bo zaczyna się od 64,50 euro za dzień za osobę. Są też pakiety rodzinne w różnych konfiguracjach np. dwie dorosłe osoby i jedno dziecko za 148 euro dziennie. Generalnie obowiązuje zasada: im dłużej, tym trochę taniej.
Filzmoos to jednak nie tylko narty, ale cała plejada sportów zimowych. Łącznie z międzynarodowymi mistrzostwami w bitwie na… śnieżki, które odbywają się w marcu. Tak, dobrze przeczytaliście: bitwa na śnieżki na poważnie.
Poza tym jest tutaj możliwość uprawiania naprawdę wielu wariacji sportów zimowych. Od trekingu (50 km tras), przez biegi narciarski w obu stylach (50 km tras), łyżwy i skitouring (na wszystkich poziomach zaawansowania), po zjazdy na sankach z góry, na spacerach w rakietach śnieżnych kończąc.
Tego ostatniego też miałem okazję spróbować i muszę powiedzieć Wam, że… to bardzo ciekawe doświadczenie. Rakiety nie są co prawda takie, jak sobie wyobrażacie. To raczej takie malutkie narto-kolce, ale dzięki nim możecie wejść w głęboki śnieg, przez który przeprawa w zwykłych butach byłaby koszmarem, o ile nie niemożliwa w ogóle. Jeśli szukacie alternatywy, nie wahajcie się. Warto mieć to na swojej liście doświadczeń, choć raczej nie wygeneruje to w Was adrenaliny. Pozwoli jednak wejść w miejsca poza utartymi szlakami, które w innym przypadku byłyby raczej niedostępne.
Prawdziwym zaskoczeniem i gamechangerem, który sprawia, że Filzmoos naprawdę ma do zaoferowania coś, czego nie uświadczycie w wielu miejscach są… loty balonem. Okazuje się, że ten region Austrii to taka nasza bliższa i mniejsza Kapadocja. Każdego dnia w sezonie zimowym (od Bożego Narodzenia do Wielkanocy) w powietrze wzbijają się balony, które na tle zaśnieżonych alpejskich szczytów wyglądają obłędnie! Podczas naszego pobytu każdego dnia naliczyliśmy ich 20, choć samych ekip bywa nawet więcej, bo ok. 50 z 15 różnych krajów przy okazji "Balloon Weeks Filzmoos".
Spodziewałem się tam wielu rzeczy, ale nie widoku gigantycznych, kolorowych balonów na tle błękitnego nieba przy -10 stopniach na dworze. Okazuje się, że tamtejsze warunki są dla nich wręcz idealne. Koszt takiej półdniowej atrakcji to niecałe 300 euro za osobę. Samego lotu jest tam ok. 2-3 godzin. Doświadczenie wznoszenia się na ponad 3000 metrów nad poziomem morza nad chmurami i okolicznymi szczytami jest jednak surrealistyczne. Fascynacja zmieszana ze strachem.
Jeśli marzyliście kiedyś o locie balonem, to w Filzmoos możecie zrobić to w naprawdę wyjątkowych okolicznościach. Jeśli to jednak nie jest Wasza bajka, pozostaje Wam podziwianie, bo panorama alpejsko-balonowa to coś, co nie może nie robić wrażenia. Organizowana jest tam także “Noc Balonów”, która jest imprezą z lekko “podskakującymi” z ziemi balonami z muzyką i pięknymi kolorami w tle.
Filzmoos stało się zupełnie przypadkiem moim tegorocznym zimowym odkryciem. Jeśli szukacie kameralnego miejsca na ferie i narty z rodziną i dziećmi, Filzmoos to obowiązkowy punkt do rozważenia. Najlepiej w styczniu lub marcu, wtedy macie większą szansę na mniejszą ilość ludzi. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie będziecie rozczarowani.
PS Szczerze uważam, że każdy dorosły powinien przynajmniej raz w roku spróbować zjazdu na sankach z dużej góry. Absolutnie cudowne 10 minut iście dziecięcej beztroski i radości. Polecam.