"Biskupi nie odpuszczą, czują się zepchnięci do narożnika". Księża szczerze o religii w szkołach
Zapowiedzi zmian dotyczące lekcji religii rozpaliły biskupów, o czym świadczy niedawne oświadczenie Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski, w którym wyrażono głębokie zaniepokojenie i sprzeciw.
Do tego doszły głosy niektórych hierarchów. Wśród nich najgłośniejszy chyba apel bpa diecezji kieleckiej Jana Piotrowskiego, który zaprosił do modlitwy "o poszanowanie konstytucyjnych praw polskich obywateli i zagwarantowanie dostępu do szkolnych zajęć religii". A także biskupa pomocniczego Diecezji Łowickiej Wojciecha Osiala (jednocześnie przewodniczącego Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu), który stwierdził w wywiadzie:
"W żadnym wypadku nie możemy zgodzić się na zmniejszenie tygodniowego wymiaru zajęć do jednej godziny, ani na umieszczanie lekcji religii na pierwszej i ostatniej godzinie lekcyjnej".
W naTemat pisaliśmy też o o tym, że w archidiecezji wrocławskiej wystosowywano apel do rodziców, by bronili lekcji religii. Pismo kurii odczytano w parafiach. "Zapowiedzi dotyczące niewliczania oceny z religii do średniej, umieszczenia lekcji religii na pierwszych lub ostatnich lekcjach oraz redukcji liczby godzin religii do jednej lekcji w tygodniu wprowadzają niepokój dotyczący przyszłości nauczania religii w Polsce" – usłyszeli wierni.
Czeka nas więc krucjata w obronie lekcji religii?
"Biskupi czują presję, nie ustąpią"
– Biskupi nie odpuszczą, jeśli zmiany nie będą zgodne z Konkordatem, czyli będą wymuszone tylko przez pewną część polskiego społeczeństwa, którego reprezentacja w dodatku nie ma w tej sprawie jednomyślności w nowym rządzie. Z ich perspektywy nie jest to reforma, tylko rewolucja społeczna grupy osób, czy partii politycznej, która jest wrogo nastawiona do Kościoła. Będą się więc domagali, aby te zmiany wynikały z umowy konkordatowej, a nie z nacisku jednej partii politycznej. I to robią – komentuje w rozmowie z naTemat ks. Jacek Prusak, SJ, od lat związany z "Tygodnikiem Powszechnym"
Czy to go zaskakuje?
– Nie. To jest zrozumiałe, ponieważ biskupi nie czują się traktowani partnersko tylko zepchnięci do narożnika. Nie ustąpią, bo uległość traktowaliby nie jako dobro Kościoła, tylko podporządkowanie się presji pewnej grupy politycznej. To nie oznacza, że nie trzeba myśleć o reformie katechezy szkolnej, kiedy nie przynosi efektów, których się spodziewano. Ale rozumiem biskupów, którzy uważają, że nie można wylać dziecka z kąpielą – odpowiada duchowny.
Temat w Polsce jest stary jak świat. Wyprowadzenie religii ze szkół, mniej katechezy, zmiany w planach lekcji, by religia była na pierwszej lub ostatniej lekcji... Od lat hasła te rozgrzewają Polaków. Znalazły się też wśród zapowiedzi z kampanii wyborczej, a po wyborach zaczęto mówić o wcielaniu ich w życie. Co prawda kilka dni temu, wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer zapewniła w rozmowie z Onetem, że "wyprowadzenie religii ze szkół na pewno nie jest obecnie priorytetem Ministerstwa Edukacji Narodowej".
– Jeśli chodzi o lekcje religii, to jedyny projekt, nad którym ministerstwo obecnie pracuje, dotyczy niewliczania do średniej ocen rocznych ocen z dwóch przedmiotów nieobowiązkowych – z etyki i religii – powiedziała.
Ale emocje są. Zwłaszcza że tym razem, po ośmiu latach rządów PiS, sytuacja dla Kościoła staje się diametralnie różna.
– Z jednej strony biskupi widzą, że nie mają takiego wsparcia politycznego, jak mieli dotąd. Czują presję, że coś się zmieni. I bez przerwy dostają kuksańce, które stawiają ich do pionu, że nie będzie już jak było i nie tylko na ich zasadach. Na razie wygląda to bardziej jak przepychanka polityczna niż reforma – mówi ks. Jacek Prusak.
"Nie wiem, czy wszyscy chcą umierać za katechezę"
Stanowisko rządu i poszczególnych partii znamy. Wiemy, co myślą przeciwnicy religii w szkołach. I młodzież, która się z niej wypisuje. Wystarczy spojrzeć na komentarze w sieci. Zapytać księży o ewentualne zmiany? Skrajne odczucia.
– Dla mnie katechizacja jest pasją. Bardzo kocham młodych ludzi. Bardzo lubię robić to, co lubię. Frekwencję na religii mam dość dobrą. Gdyby miało być mniej religii, to dla mnie jest to doświadczenie trudne. Byłoby mi szkoda, pojawia się smutek, że byłbym z młodzieżą mniej. Katecheza w szkole jest dla mnie budowaniem z relacji z młodymi ludźmi, dyskusją nad trudnymi pytaniami, np. dotyczącymi in vitro, aborcji, wspólnego zamieszkania przed ślubem, homoseksualizmu – reaguje ks. Adrian Chojnicki, znany na TikToku jako Padre Adriano.
– Rozmawiałem o tym z innymi księżmi i katechetami świeckimi. Jesteśmy przejęci. To dotyczy nas. Ale bardziej chodzi o to, że chce się zmarginalizować Kościół. Jakby tym, którzy walczą o tolerancję, chrześcijaństwo tak bardzo nie pasowało. To dla mnie rujnujące. Myślę, że odpowiedź biskupów jest właściwa, ona musi być stanowcza – mówi.
Ale to, jak na ewentualne propozycje zmian i obronę religii przez biskupów reagują niektórzy księża, może być zaskakujące. Jakby góra mówiła innym językiem niż dół. I wielu rzeczy nie dostrzegała.
– Ja nie wiem, czy wszyscy chcą dziś umierać za katechezę. I to nie dlatego, że są jej przeciwni, tylko dlatego, że widzimy, jak to wygląda i jakie są realia. Są szkoły, gdzie ksiądz ma bardzo dobrą relację z uczniami, jest szanowany. A są takie, gdzie jest bardzo ciężko i lekcje przypominają kamieniołom. Są parafie, gdzie katecheza wygląda super. A są takie szkoły, gdzie religia wyrządza więcej zła niż dobrego i ludzie czekają, aż religia pójdzie ze szkoły – mówi proboszcz z centralnej Polski.
– Wszystko zależy od człowieka. Jeden ksiądz radzi sobie kapitalnie, drugi ma problemy, a trzeciego postawa może generuje konflikty i już odbiór katechezy może być bardzo różny. To jest bardzo złożony problem – dodaje.
Jak reaguje na postulaty dotyczące religii?
– Ja nie broniłbym tych dwóch godzin za wszelką cenę. Przecież widzimy, że czasami różnie jest na katechezie. Ale w tej chwili rząd mówi swoje, a biskupi swoje. Nic dobrego to nie przyniesie. A już dziś brakuje katechetów i w niektórych szkołach jest tylko jedna godzina religii w tygodniu. I tragedii z tego nie ma – odpowiada ksiądz.
Te dwie godziny, zdaje się, wywołują nawet podziały wśród samych biskupów. Przypomnijmy, chodzi o postulat zmniejszenia ich do jednej godziny płatnej z budżetu państwa.
"Cóż z tego, że będziemy mieli dwie godziny lekcji religii, jak nie będzie uczniów, którzy będą chcieli w nich uczestniczyć?" – zapytał ostatnio w liście biskup bydgoski Krzysztof Włodarczyk.
Jedna godzina religii czy dwie?
Ks. Jacek Prusak też nie upierałby się przy dwóch godzinach katechezy. Zwłaszcza w przypadku szkół średnich, gdzie jest największy odpływ uczniów z lekcji religii. – Domaganie się dwóch godzin, kiedy uczniowie, dla protestu, będą z nich rezygnowali, to błędne koło. Upieranie się, że katechezy ma być tyle, kiedy ona nie spełnia swoich zadań, to jak dawanie amunicji młodym uczniom, żeby na zasadzie buntu nie przychodzili na te lekcje. Moim zdaniem bronienie tych dwóch godzin za wszelką cenę jest niesłuszne. Ja bym się przy tym nie upierał. Wręcz uważam, że działa na niekorzyść katechezy i niekoniecznie musimy o to walczyć. Tym bardziej że od początku edukacji katechezy jest bardzo dużo – mówi.
Uważa, że biskupi powinni wziąć pod uwagę oczekiwania i samych katechetów, i rodziców. A o tym właściwie się nie mówi.
– To wcale nie wybrzmiewa, że to, co mówią biskupi, odzwierciedla także stanowisko katechetów. Oni wypowiadają się w ich imieniu jako ich "pracodawcy" i z góry mówią, jak ma być. Katecheci skarżą się zaś, że biskupi mówią za nich, politycy mówią o nich, a decyzje mają zapaść poza nimi. W tej chwili są rozgrywani między biskupami a politykami. A w klimacie antykościelnym daje to młodzieży przestrzeń do buntu, protestu i wypisywania się z katechezy. Młodzi nawet mówią: "My do księdza nic nie mamy, ksiądz jest nawet fajny, ale to nasz protest przeciwko instytucji" – mówi.
Czego zatem nie wiedzą biskupi?
– Myślę, że nie wiedzą tego, że jedna godzina dobrej katechezy znaczy więcej niż dwie godziny utrzymane siłowo – odpowiada.
A w kwestii rodziców?
– Jeśli biskupi chcą konsultacji rodziców, żeby religia nie została wycofana ze szkół, to muszą być konsekwentni. Czyli powinni również zapytać o to, czy chcą mieć religię w takim zakresie w szkole. Nie może być tak, że biskupi pytają rodziców o zdanie tylko wtedy, kiedy im to służy. A kiedy nie służy, to nie pytają. Jeśli chcą, by od rodziców też zależało, czy katecheza ma być w szkole, czy poza szkołą, to rodzice powinni mieć również coś do powiedzenia, jeśli chodzi o zakres katechezy. Na razie to są hasła polityczne – uważa.
Decyzje nie mogą się rozegrać przy stole, przy którym siedzą tylko biskupi i politycy. A biskupi powinni wziąć pod uwagę kwestię reformy katechezy w szkole oraz stanowisko i katechetów, i rodziców.
Od duchownych słyszymy, że brakuje rozmów na ten temat. Że niczego się nie konsultuje, zarówno ze strony rządzących, jak i ze strony biskupów. Że potrzeba reformy samej katechezy. Że dla wielu księży zwłaszcza w małych parafiach, etat w szkole to podstawa dochodu, a dla świeckich katechetów dochód jedyny. Albo, że większość księży w Polsce utrzymuje się z pensji katechetów. Że to wszystko jest bardziej złożone, niż się wydaje.
– Wszystko jest do przedyskutowania. Trzeba tylko usiąść i rozmawiać. Zostawić emocje z boku i nie popadać z jednej skrajności w drugą, że albo usuwamy religię ze szkół i wylewamy dziecko z kąpielą, albo bronimy tego przyczółka. Moim zdaniem jest tyle samo argumentów za religią w szkołach, ile przeciw. Opinie są bardzo skrajne i bardzo brakuje rozmowy. Należałoby wypracować taki kompromis, który z jednej strony szanowałby tych, którzy chcą religii, ale i tych, którzy widzą, że nie przynosi ona owoców, a wręcz przeciwnie – mówi proboszcz z południa Polski.
"To bez sensu. To się nie sprawdza"
Co księża myślą o innych propozycjach MEN?
Ks. Jacek Prusak uważa, że dwie godziny religii z rzędu, zapisane na pierwszych dwóch godzinach lekcyjnych albo na końcu, nie mają sensu: – To się nie sprawdza. To zawsze jest jedna godzina za dużo. Tak ułożony program lekcji jest niekorzystny dla samej katechezy.
Nie rozumie jednak, dlaczego miałoby nie być oceny z katechezy na świadectwie: – Przyznam, że nie bardzo to rozumiem. Ocena z każdego przedmiotu powinna być na świadectwie. Nie ma innego przedmiotu, z którego oceny nie byłoby na świadectwie.
Ks. Adrian Chojnicki: – Nie znam sytuacji w ciągu siedmiu lat nauczania religii w szkole, a byłem już w sześciu różnych szkołach, żeby komukolwiek ocena z religii pomniejszyła średnią. A znam same sytuacje, gdy ocena z religii jeszcze ją powiększyła. My nie wystawiamy oceny za wiarę, dlatego niewierzący mogą śmiało uczestniczyć w lekcjach, tylko za zaangażowanie.
– Uważam, że zdanie Kościoła powinno być bardzo jasne. Biskupi nie są politykami, ale wiadomo, że Kościół ma też oddziaływać na społeczeństwo. Bardziej postawiłbym pytanie, czy jakość lekcji religii jest właściwa. Czy tu nie powinno się podjąć starań wszystkich zaangażowanych o lepszą jakość? Jest dużo materiałów, coraz bardziej dostosowanych do młodych. Jest dużo wizualizacji, prezentacji, filmów – dodaje.
Niektórzy księża sami mają propozycje. Czuć w nich ducha młodego, świeżego spojrzenia, którego chyba nie dostrzegają niektórzy hierarchowie.
Ostatnio w sieci podzielił się nimi ks. Radosław Piotrowski, diecezjalny duszpasterz młodzieży z Siedlec.
"Max 1h tygodniowo (mówię o szkole średniej) – młodzi są "zajechani" godzinami spędzanymi w szkole i pracą poza nią. 1h w tygodniu w zupełności wystarczy do podjęcia próby katechizowania młodzieży" – to jego propozycja nr 1.
Ale są też inne. "Podejmujemy lepszą pracę z młodzieżą przy parafiach, podejmujemy dyskusję dotyczącą zmian programowych w katechezie szkolnej, uczymy się towarzyszyć młodym, a nie tylko być ich nauczycielami. Nie zgadzamy się jednak na całkowite wyrzucenie lekcji religii, księży, sióstr zakonnych i katechetów świeckich ze szkoły" – pisze.
Proponuje nawet, jeśli zajdzie taka potrzeba, referendum o miejsce katechezy w szkole.
"Chciałem o tym napisać, bo wydaje mi się, że można całe to zamieszanie i dyskusję, która trwa obecnie w Polsce, dobrze wykorzystać. Może to jest i działanie Boga, który chce rękami niewierzących, zmusić nas do solidnej pracy i reformy tego, co jak wszyscy widzimy, przestało "działać" – pisze na koniec.
Czytaj także: https://natemat.pl/535172,bunt-kleru-o-religie-w-szkolach-to-rodzice-decyduja