Kaczyński nazwał go człowiekiem Putina, bo zapytał o tupolewa. "Rozważam kroki prawne"
Anna Dryjańska: Naprawdę liczył pan na to, że Jarosław Kaczyński udzieli panu merytorycznej odpowiedzi?
Jacek Mykita: Oczywiście, że nie. Głównym motywem mojej wycieczki z kolegami do Leżajska było zadać mu pytanie, które wybrzmi. Chciałem, by usłyszeli mnie ludzie, którzy nie wiedzą o kłamstwie smoleńskim PiS albo mają w tej sprawie wątpliwości.
Czuję w sobie mikromisję odkłamywania działań Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego od lat jestem zaangażowany w działania na rzecz demokracji, praworządności, praw obywatelskich…
Na jaki efekt pan liczył pytając o wrak?
Nie oczekuję niczego spektakularnego. Zdaję sobie sprawę, że nie obniżę gwałtownie słupków poparcia PiS. Nie o to mi chodzi. Wiem, że nie zbawię całego świata, ale mogę choć trochę go zmieniać na swoim odcinku. Chcę, żeby zwolennicy PiS nabrali wątpliwości w sprawie tego, czym karmi ich Prawo i Sprawiedliwość. A karmi ich propagandową papką.
Sala nie zareagowała namysłem, tylko wrogością.
Ale to nie było kierowane do ludzi na sali. Tam siedziało ok. 200-250 osób, w ogromnej przewadze byli to lokalni działacze PiS, posłowie, europosłowie, pomniejsi samorządowcy.
Zadałem pytanie gdzie jest wrak z myślą o tych, którzy będą oglądać transmisję w internecie lub telewizji. Zakładałem, że może być z tego burza...
Jest burza.
I bardzo dobrze. Niech się gotuje w kotle informacyjnym. Niech ludzie dowiedzą się, że przekaz Jarosława Kaczyńskiego nie jest prawdziwy, a on sam uprawia politykę niegodziwości. Widać to na wielu polach. Kłamstwa PiS doświadczyłem na własnej skórze, gdy obniżono mi emeryturę w ramach ustawy represyjnej.
W PRL-u niszczył pan ludzi?
Jedyne, co niszczyłem, to swoje zdrowie w służbie Polski – najpierw gdy byłem policjantem walczącym z przestępczością, a potem jako funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa/Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykonywałem ustawowe zadania z narażeniem zdrowia i życia. Ten ubytek zdrowia znalazł zresztą potem odzwierciedlenie podczas wyliczania świadczenia.
To za co obniżono panu emeryturę?
Automatycznie, bez żadnych dowodów i bez żadnego trybu za to, że na przełomie PRL i III RP ukończyłem Akademię Spraw Wewnętrznych. W podobnej sytuacji jak ja znalazło się kilkadziesiąt tysięcy osób, które służyły państwu polskiemu, a Kaczyński postanowił je pognębić. Rzecznikiem naszej sprawy stał się poseł Andrzej Rozenek.
PiS zrobił z nas oprawców, choć dla Polski narażaliśmy zdrowie i życie. Pewnie wyszło im w badaniach społecznych, że można na nas poszczuć, by rozpowszechniać mit o braku rozliczeń, choć w 1990 ustalono zasady weryfikacji, które były honorowane właśnie do rządów PiS.
Nie zasłużyliśmy na takie traktowanie. To nie była praca osiem godzin na dobę – krajowi służy się cały czas. I za to wrzucono nas do ścieku dezinformacyjnego w TVP, a Jarosław Zieliński, ówczesny minister spraw wewnętrznych, razem z Mariuszem Błaszczakiem cyklicznie organizował konferencje, żeby na nas szczuć.
Świadczenie w pełnej kwocie odzyskałem dopiero w marcu 2022 roku, po kilku latach batalii prawnej począwszy od złożenia odwołania od decyzji obniżającej świadczenie w sierpniu 2017. Sąd uznał, że nie ma żadnych podstaw, by odebrać mi część emerytury. I takie wyroki zapadają w całej Polsce.
Dlaczego więc nie zapytał pan o tę ustawę, tylko o niedotrzymaną obietnicę ściągnięcia wraku?
Bo kłamstwo smoleńskie to fundament, na którym PiS postawił inne kłamstwa, w tym to, którym uzasadniał ustawę represyjną. To na umiejętnie podsycanych teoriach spiskowych, z niemałą pomocą ze strony kleru, PiS doszedł do władzy.
Ustawa represyjna, nazywana przez jej zwolenników – dezubekizacyjną, jest także niezwykle ważna, ale przez kampanię propagandową ludzi Kaczyńskiego stała się trudna do zrozumienia przez niezorientowanego człowieka, zamącona. A na takich spotkaniach jak w Leżajsku zazwyczaj można zadać tylko jedno pytanie. Zapytałem więc o to, co jest podstawą pisowskiego systemu kłamstwa.
Kwestia wraku jest znacznie prostsza do ogarnięcia. Przed wyborami w 2015 roku PiS obiecał, że sprowadzi go do Polski. Po ośmiu latach niepodzielnych rządów Kaczyńskiego wraku nadal nie ma. Dlaczego?
Właśnie nad tym mogą się zastanowić niezatwardziali zwolennicy PiS, którzy oglądali transmisję z Leżajska. I jeśli to zrobią, to nie znaczy, że z dnia na dzień przestaną popierać Kaczyńskiego. Zrobi się jednak przestrzeń na to, by uruchomili krytyczne myślenie. A to już bardzo dużo.
Jak pan w ogóle dostał się na spotkanie z prezesem PiS?
Normalnie. Po wyborach 15 października policja przestała pilnować, by Kaczyński nie mógł dostać niewygodnego pytania. Nie ma już generała Szymczyka, który świetnie sobie radził z politycznymi dyspozycjami. Funkcjonariusze nie muszą już pilnować słupków PiS.
Zmiana nastąpiła jednak także po stronie partii. Przed wyborami na spotkania były zapisy, listy, sprawdzanie dowodów osobistych. Po przegranej tego nie ma. PiS postanowił się otworzyć na resztę społeczeństwa.
To, że niewygodnych pytań nie jest więcej, to kwestia tego, że na te spotkania zazwyczaj nie przychodzi nikt poza aktywem partyjnym.
Nie czuł się pan zagrożony? Na rok przed wyborami robiłam wywiad z osobą, która w podobnych okolicznościach została zepchnięta ze schodów.
Nie. Wiedziałem, że teraz nikt nie ma interesu politycznego w tym, żeby coś mi się stało.
Stwierdził pan, że skoro PiS przegrał wybory, to można dorzucić do pieca?
Nie zrobiłem się odważny dopiero teraz. W 2018 roku, gdy do końca rządów Zjednoczonej Prawicy było jeszcze daleko, także poszedłem na spotkanie z posłami PiS w Leżajsku. Oprócz parlamentarzystów z Podkarpacia był tam między innymi Jacek Sasin. Wtedy zapytałem o emerytury mundurowych.
Dziś, po niecałych sześciu latach, PiS jest w opozycji. Wyciszył się nawet Kościół, który otwarcie wspomagał PiS. Po 15 października hierarchowie zrobili nie krok w bok, ale cztery kroki do tyłu. Partia Kaczyńskiego jest w defensywie, wypaliła się, wszyscy to widzą. Dowodem jest to, że chowają swoje logo w kampanii samorządowej. Wiedzą, że to obciążenie, a nie atut.
W Sejmie pełną parą działają już trzy komisje śledcze, które mają wyciągnąć na światło dzienne niegodziwości aparatczyków pisowskich. Niewykluczone, że powstaną kolejne. Przez lata powtarzałem znajomym, że tak to się skończy. Ci, którzy postawili na PiS, popełnili błąd.
Teraz, też zgodnie z moimi przewidywaniami, zaczęła się akcja gumkowania, co widać choćby w kwestii logo PiS. Niektóre osoby publiczne już teraz zaprzeczają swoim związkom z poprzednią władzą, choć fakty są oczywiste.
Przypuszczam też, że już niedługo w PiS zacznie się spektakl wzajemnych oskarżeń, pokazywania palcem, ujawniania materiałów obciążających innych działaczy, by odsunąć uwagę od siebie i uniknąć odpowiedzialności.
Wróćmy do Leżajska. Z ust Jarosława Kaczyńskiego w całą Polskę poszedł przekaz, że jest pan człowiekiem Putina. Dla porządku zapytam: jest lub był pan agentem dyktatora Rosji?
Byłem tylko agentem państwa polskiego i jestem z tego bardzo dumny.
Rozważam podjęcie kroków prawnych wobec Jarosława Kaczyńskiego za jego kłamliwe słowa. To zresztą doradza mi wiele osób, które widziały filmik z Leżajska. Najpierw muszę jednak zorientować się z pomocą fachowców, z czym to się wiąże.
Ta pańska "mikromisja" chyba nie jest taka mikro.
Głęboko wierzę w to, że prawda zwycięży. Jednak nie zrobi tego sama. Jestem tylko jednym z setek tysięcy ludzi, którzy zaangażowali się w walkę o demokrację – każdy na swoim polu. I tak jak jestem dumny z mojej służby państwu polskiemu jako funkcjonariusz policji, a potem ABW, tak jestem dumny ze swoich działań na rzecz ochrony demokracji.
Jarosław Kaczyński nie spodziewał się, że w 2015 PiS zdobędzie pełnię władzy. Wystawił Dudę dla formalności, bo spodziewał się, że przegra. Gdy okazało się, że wszystko jest w rękach PiS, prezes postanowił zmienić ustrój na słusznie miniony, tyle że z dodatkiem nacjonalizmu i katolicyzmu.
Czy mówi pan, że Jarosław Kaczyński próbował wprowadzić w Polsce ustrój narodowosocjalistycznokatolicki?
Tak. Z pełną odpowiedzialnością tak. A w Leżajsku prezes PiS pokazał tylko swoją bezradność, bo tym były jego bezpodstawnie rzucane oskarżenia.
Ja w takim razie, idąc śladem niestrudzonego redaktora Tomasza Piątka, pytam: o czym w latach 90. Jarosław Kaczyński rozmawiał z agentem KGB Anatolijem Wasinem?
Przecież radziecki szpieg nie spotykał się z nim po to, by delektować się kawą, albo rozmawiać o pogodzie, ale po to, by wyssać informacje przydatne w działalności obcego wywiadu.
A więc o czym Kaczyński rozmawiał z KGB? Mam nadzieję, że w końcu się dowiemy.
Czytaj także: https://natemat.pl/356155,jaroslaw-kaczynski-i-agent-kgb-potajemnie-spotykal-sie-ze-szpiegiem