Nie żyje ofiara brutalnego gwałtu w centrum Warszawy. Podano bezpośrednią przyczynę śmierci

redakcja naTemat.pl
01 marca 2024, 13:09 • 1 minuta czytania
Nie żyje 25-letnia Białorusinka, która w minioną niedzielę została brutalnie zaatakowana, pobita i zgwałcona w ścisłym centrum Warszawy.
Gwałt w centrum Warszawy. Nie żyje 25-letnia Białorusinka. Fot. materiały policyjne

Co wiemy o sprawie gwałtu i śmierci 25-latki?


Informacje o śmierci 25-letniej Białorusinki w rozmowie z Onetem potwierdziła Barbara Mietkowska, rzeczniczka prasowa UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Jak czytamy, bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety była śmierć mózgu. Od momentu brutalnego gwałtu kobieta w ciężkim stanie przebywała na oddziale intensywnej terapii.

Jeszcze w czasie hospitalizowania Białorusinki Mietkowska tak mówiła o próbach ratowania jej życia. – Pacjentka jest w stanie krytycznym. Wciąż podejmowane są próby ratowania jej życia, które nadal jest zagrożone. Jej stan zdrowia nie pozwala na przesłuchanie przez policję. Pacjentka jest nieprzytomna – wyjaśniała.

Możliwe, że teraz podejrzany o gwałt Dorian S. będzie musiał zmierzyć się z nowymi zarzutami. Dotychczas prokuratura zarzucała mu usiłowanie zabójstwa na tle rabunkowym i seksualnym. Wiele wskazuje na to, że teraz czyn może zostać przekwalifikowany na zabójstwo.

Obecnie 23-letni mężczyzna przebywa w areszcie tymczasowym, skąd oczekuje na akt oskarżenia i rozprawę w sądzie.

Nikt nie pomógł ofierze gwałtu w Warszawie

Jeszcze wcześniej "Fakt" ustalił, że udało się zabezpieczyć materiały z monitoringu. Kamery miały uchwycić moment napaści. Sytuacja miała rozegrać się na oczach przechodniów, którzy zignorowali młodą Białorusinkę.

W rozmowie z naTemat psycholożka i interwentka kryzysowa, Michalina Kulczykowska skomentowała kolejny akt społecznej znieczulicy.

– Może to nie jest tak, że nie robi to na nas wrażenia, ale "zamrażamy się", żeby nas to nie dotknęło. Chcemy się podświadomie lub świadomie ochronić się przed zmierzeniem się z trudną sytuacją – powiedziała.

– Wbrew pozorom, im więcej świadków, tym gorzej. Kiedy mamy jednego świadka, to on przeważnie jest zmuszony do reakcji, bo nie ma innej osoby, która mogłaby wziąć za to odpowiedzialność – dodała.

Przypomnijmy, że agresor miał przystawić kobiecie nóż do gardła i wciągnąć ją do bramy przy ulicy Żurawiej na Śródmieściu. Tam dusił ją, zdarł z niej ubranie i zgwałcił. Po wszystkim zostawił ofiarę na schodach przed budynkiem i tramwajem wrócił do domu.