Prawdziwej Amy Winehouse to w tym filmie nie ma. "Back to Black" jest pustą laurką, ale są plusy

Ola Gersz
18 kwietnia 2024, 19:59 • 1 minuta czytania
Tak, tytuł tego tekstu zbija z tropu. Oczywiście, że nie ma w nim prawdziwej Amy Winehouse: gwiazda muzyki zmarła w 2011 roku, a "Back to Black" nie jest dokumentem. Jednak w filmie Sam Taylor-Johnson brytyjska wokalistka wydaje się tylko fanowską kreacją. Wariacją na temat. Plus jest taki, że Marisa Abela zagrała ją fenomenalnie, ale... Winehouse zasługiwała na lepszy film.
Marisa Abela jest jasnym punktem filmu "Back to Black" Fot. Kadr z "Back to Black. Historii Amy Winehouse"

Biografie muzyczne rzadko są udane. To często laurki, kronika kariery rodem z Wikipedii (jak "Bohemian Rhapsody"...) czy filmy przypominające telewizyjne produkcje, które oglądało się w niedzielę po kościele. Ale są też perełki, jak "Rocketman" o Eltonie Johnie, "Straight Outta Compton" (grupa N.W.A) czy "Spacer po linie" o Johnnym Cashu.

"Back to Black. Historia Amy Winehouse", pierwszy fabularny film o Amy Winehouse, niestety zalicza się do tej pierwszej grupy. Co ciekawe Sam Taylor-Johnson, reżyserka fatalnych "Pięćdziesięciu twarzy Greya" (prywatnie starsza żona Aarona Taylora-Johnsona, co budzi kontrowersje) ma już na koncie lepszą biografię: "John Lennon. Chłopak znikąd" z 2009 roku.

Biografia Amy Winehouse fatalna nie jest. Nie wyjdziemy z kina z krzykiem. Jest po prostu słaba i... pusta.

O czym jest "Back to Black"? To film o Amy Winehouse i jej związku z Blakiem Fielderem-Civilem

Amy Winehouse była, wcale nie przesadzając, ikoną. Obdarzona niesamowitym głosem artystka, gwiazda soulu, jazzu i R&B – zostawiła nam takie hity, jak "Back to Black", "Rehab", "Valerie" czy "Love Is a Losing Game". Przez lata zmagała się z uzależnieniami od alkoholu i narkotyków, zaburzeniami odżywiania i zbytnim zainteresowaniem paparazzi. Zmarła w 2011 roku w wieku zaledwie 27 lat.

Film "Back to Black" skupia się na wczesnych latach Amy Winehouse: początkach jej kariery, nagraniu pierwszego albumu "Frank" w 2003 roku, a w końcu jej drugiej kultowej już płyty, czyli tytułowej "Back to Black" (2006). Jednak scenarzystę Matta Greenhalgha interesuje głównie burzliwy związek Amy z jej późniejszym mężem Blakiem Fielderem-Civilem.

Podczas gdy wątki muzyczne sprawiają wrażenie fanowskiego filmu stworzonego przez zachwyconą Winehouse reżyserkę, to historia relacji Amy i Blake'a jest najlepszą częścią "Back to Black". Pierwsze spotkanie pary w pubie jest urocze, niewinne i pełne flirtu, ale nam, widzom, może zrobić się smutno: potem oboje nie będą już tak szczęśliwi.

Twórcy pokazują miłość i złamane serce jako kluczowe inspiracje dla Winehouse. Nie są zainteresowani tabloidowym przedstawieniem ani gwiazdy, ani jej związku, dlatego pokazują uczucie silne, wybuchowe i prawdziwe. Sam Jack O'Connell ("Skins", "Niezłomny", "Kochanek Lady Chatterley") gra muzyka z typową dla siebie swadą, dzięki czemu możemy w końcu polubić Blake'a, który po śmierci Winehouse stał się publicznym wrogiem numer jeden.

Marisa Abela jako Amy Winehouse jest świetna

Brak tabloidyzacji historii Amy Winehouse jest strzałem w dziesiątkę, ale poza historią miłosną sam scenariusz jest po prostu płaski. Ot, film o piosenkarce z problemami.

Sam Taylor-Johnson, która robiła film w porozumieniu z rodziną Winehouse, najwyraźniej bała się w "Back to Black" ryzyka i trudniejszych tematów. Przemknęła jedynie po powierzchni, liznęła tylko fenomen Winehouse, którego ludzie nieznający jej twórczości po tym filmie nie zrozumieją.

– Film był przesłodzony, twórcy jedynie prześlizgnęli się przez jej niesamowite życie i opuścili ogromne jego części. On nie opowiada jej historii. Tak wiele mogło zostać opowiedziane w tym filmie, co zbudowałoby lepszy i pełniejszy obraz tego, kim była Amy – krytykował biografię najlepszy przyjaciel Amy, Tyler James.

Mimo że my, widzowie, oczywiście nie znaliśmy prawdziwej Amy, trudno się z tym nie zgodzić po seansie. Opowieść jest papierowa i wybielona, a przecież sami wiemy, że walka Amy z uzależnieniami i sławą była mroczna i złożona. Do tego ojciec Amy, Mitch Winehouse (świetny Eddie Marsan), którego media i otoczenie Amy obwiniały o wykorzystywanie córki, jest tutaj niemal aniołem. To budzi spore kontrowersje, nic dziwnego.

A sama Winehouse? To jedynie wariacja na temat prawdziwej wokalistki, która była trudnym do zgłębienia żywiołem. Notka z Wikipedii okraszona (oczywiście świetną) muzyką.

Jednak Marisa Abela w roli gwiazdy jest najjaśniejszym punktem filmu: znana z serialu "Branża" aktorka dwoi się i troi, niemal wychodzi z siebie, aby stać się Amy Winehouse. I to się udaje. Momentami mamy nawet wrażenie, że widzimy na ekranie samą Amy. Występ Ameli jest naprawdę fantastyczny, szkoda, że nie miała więcej głębi do zagrania.

Jeśli chcecie obejrzeć coś o Winehouse, niech to lepiej będzie dokument "Amy" z 2015 roku. Gwiazda mogła opowiedzieć sama o sobie, przedstawić własną prawdę. Tutaj dowiadujemy się jedynie trzech rzeczy: Amy kochała Blake'a, Amy świetnie śpiewała i... Sam Taylor-Johnson uwielbia Amy Winehouse. I tyle.

Czytaj także: https://natemat.pl/440917,12-utworow-z-filmow-ktore-na-pewno-znasz