Maciej Wąsik znów ma kłopoty. Śledczy wzięli się za sprawę lotu Black Hawka
Incydent z Black Hawkiem podczas pikniku wojskowego
Niebezpieczny incydent miał miejsce w sierpniu 2023 roku w trakcie wojskowego pikniku z udziałem oficjeli, w tym ówczesnego wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika. Według RMF FM polityk sam przyznał, że pomógł załatwić policyjną maszynę na festyn.
– Zrobiłem to, choć nie jest to samorządowiec z mojej opcji politycznej. I zrobię to, jeśli będę miał taką możliwość w przyszłym roku, bo chcemy pomagać samorządom w organizowaniu uroczystości patriotycznych – powiedział wówczas Wąsik na antenie Polsat News.
– Pilot zachował się brawurowo, bo chciał zrobić show, przelatując nisko nad widownią, ale niestety zaryzykował życiem ludzi. Moja rodzina, żona i dwoje małych dzieci nadal nie mogą dojść do siebie – opowiadał wtedy portalowi Ciechanowinaczej.pl jeden ze świadków tej sytuacji.
Prokuratura zajmie się Maciejem Wąsikiem. Chodzi o słynny lot Black Hawka
Teraz Wąsikiem zajęli się śledczy. Zawiadomienie w sprawie przekroczenia uprawnień przez byłego wiceszefa MSWiA złożyło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
"Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Sekretarza Stanu MSWiA poprzez wywieranie wpływu na osoby decyzyjne w KGP, w celu udzielenia zgody na wykorzystanie śmigłowca Black Hawk w dniu 20 sierpnia 2023 r." – przekazał w poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Szymona Banna.
Na pokładzie Black Hawka, który latał na wspomnianym festynie, była trzyosobowa załoga. Co ciekawe, RMF FM opisało jakiś czas temu, że jej członkiem był pilot, który 15 lat temu spowodował śmiertelny wypadek wojskowego śmigłowca koło Bydgoszczy.
Miało to miejsce w 2009 roku, w czasie przygotowań do misji Afganistanie. Pilot sterując Mi-24, wbrew procedurom bezpieczeństwa zbytnio obniżył lot maszyny, która zahaczyła o wierzchołki drzew na poligonie, a następnie uderzyła w ziemię. W tragedii zginął drugi pilot, a ranny został technik pokładowy. Kierujący maszyną usłyszał wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu.
Z informacji rozgłośni wynikało również, że przełożeni bardzo cenili sobie jego pracę w policji, do której trafił z wojska w 2016 r. W policji był m.in. szefem szkolenia lotniczego. Uczestniczył też w licznych misjach, w tym w zeszłorocznej akcji gaśniczej w Parku Narodowym Czeska Szwajcaria na północnym zachodzie Czech. Transportował też organy potrzebne do transplantacji.