Klaudia Halejcio przeżyła traumę na lotnisku. Musiała udowodnić, że to jej dziecko

Kamil Frątczak
17 maja 2024, 14:47 • 1 minuta czytania
Klaudia Halejcio na Instagramie chętnie dzieli się swoimi podróżniczymi doświadczeniami. Teraz opublikowała nagranie, w którym poinformowała o przykrym zajściu, jakie miało miejsce na lotnisku. Jak się okazało, była podejrzana o przemyt dziecka. Wszystko przez jeden mały szczegół.
Halejcio miała problemy na lotnisku. Była podejrzana o przemyt dziecka Fot. instagram.com / @klaudiahalejcio

Klaudia Halejcio od ponad czterech lat jest w związku z przedsiębiorcą, Oskarem Wojciechowskim. W 2021 roku urodziła im się córeczka Nel. Aktorka wielokrotnie odpierała zarzuty, że jest z zamożnym biznesmenem tylko dla pieniędzy.


Choć Halejcio swoją przygodę z show-biznesem zaczęła jako aktorka, dziś spełnia się w roli pełnowymiarowej influencerki. Celebrytka na swoim Instagramie często publikuje humorystyczne nagrania, na których towarzyszy jej ukochany. Chętnie dzieli się także kadrami z rozmaitych podróży. Tym razem opublikowała nagranie, w którym opowiedziała o przykrym zajściu, jakie miało miejsce na lotnisku.

Halejcio miała problemy na lotnisku. Była podejrzana o przemyt dziecka

Jak się okazało, Klaudia Halejcio wraz ze swoją mamą i córką omal nie wyleciały z lotniska. Influencerka zdecydowała się opowiedzieć tę historię, ponieważ, jak sama przyznała, może ona pomóc jakiejś mamie, "która ma tak samo mało rozumku, co ona".

– Słuchajcie, to nie było śmieszne. Nie nagrywałam tego wcześniej, bo naprawdę się zdenerwowałam. Przeszłyśmy jedną kontrolę, nadałyśmy walizki, byłyśmy już tam na lotnisku, odbiłyśmy swoje karty. No i przychodzi odprawa celna. Mimo że ja słuchajcie, podróżuję, no praktycznie raz w miesiącu gdzieś tam jestem i nigdy nie miałam takiej sytuacji, co generalnie ta sytuacja ma sens – wyznała na wstępie Halejcio.

Po chwili aktorka przypomniała, że ona i córka mają dwa różne nazwiska. W takiej sytuacji matka podczas podróży powinna mieć przy sobie akt urodzenia dziecka. Niestety Halejcio takowego nie posiadała.

Gość mi mówi, że dziękuję, pozdrawiam, pani nie poleci [...] Ja widzę, że tym ludziom mnie jest szkoda. Ja mówię: "No nie wiem, mogę jakoś panu to udowodnić, nie wiem, co mogę zrobić, może są jakieś procedury". A gość robi szopkę: "Dobrze krótkie, szybkie pytanie zrobimy. Proszę bardzo, proszę tutaj Nel do mnie" – opowiadała aktorka.

Jak się okazało, strażnik celny chciał porozmawiać z dwulatką, zadając jej dwukrotnie pytanie, kim dla niej jest pani stojąca obok. Zestresowana córka Halejcio odpowiedziała krótko: "Nie wiem".

Słuchajcie mnie już pot po plecach. Ja jestem blada i myślę sobie wku*wiona: co to jest w ogóle za historia? Dziecko, które ma 2 lata przystawione do szyby, do jakiegoś faceta, żeby była jasność. Zestresowana wzięta i zadaje dwuletniemu dziecku, które generalnie jak nie dostanie cukierka, to kładzie się na podłodze, zadaje takie pytania – dodała Halejcio.

Mimo wszystko celnik dał im jeszcze jedną szansę. Tym razem zapytał dwulatkę o mamę aktorki. Niestety Nel po raz trzeci nie pomogła, odpowiadając: "nie wiem". Influencerka zwróciła uwagę, że przez te wszystkie procedury można byłoby przejść normalnie, bez jak to nazwała, "szopki". Finalnie wszystko skończyło się szczęśliwie i paniom udało się opuścić lotnisko.

– Teraz mnie to śmieszy, ale nie było jakby zabawnie. No, ale... Zbliżają się wakacje, więc tak polecam rozważyć w razie czego moją historię i mieć ze sobą akt (urodzenia – przyp. red.) skrócony akt, nie wiem, bo nigdy nie miałam. Mimo że z Nelusią już chyba ze sto razy latałyśmy i mama leciała sama i w sumie nigdy nie było takich pytań, ale uważam, że te pytania są generalnie mądre, jak sobie o tym pomyślimy. Fajnie, że oni to sprawdzają. Przerąbane mamy, że mamy inne nazwiska – podsumowała Klaudia Halejcio.