Klaudia Halejcio wraz z partnerem Oskarem Wojciechowskim i ich córką Nel mieszkają w okazałej posiadłości z imponującym ogrodem. Willa, która według medialnych doniesień kosztowała aż 9 milionów złotych, ma 500 metrów kwadratowych. Jest częstym tłem do nagrań i zdjęć, którymi dzieli się aktorka. Gwiazda i jej ukochany nie oszczędzali też na urządzeniu domu. Wnętrza są luksusowe i przemyślane w każdym detalu.
Choć Halejcio swoją przygodę z show-biznesem zaczęła jako aktorka, dziś spełnia się w roli pełnowymiarowej influencerki. Celebrytka na swoim Instagramie często publikuje humorystyczne nagrania, na których towarzyszy jej ukochany.
***
Nie jest tajemnicą, że para nie odmawia sobie na co dzień markowych ubrań i wielu innych przyjemności. Na brak pieniędzy nie mogą narzekać, co udowadniają, zwiedzając świat wzdłuż i wszerz, a także wożąc się drogimi autami. Imponującą kolekcję narzeczonego gwiazdy zasiliło ostatnio lamborghini warte 3,5 miliona złotych.
Teraz ponownie o swoich finansach Klaudia Halejcio miała okazję opowiedzieć w programie Marzeny Rogalskiej. Już w najbliższą niedzielę premierę będzie miał najnowszy odcinek "Rogalska Show", w którym nie mogło zabraknąć pytania m.in. o słynną willę za 9 milionów złotych.
– Jak to się robi, serio, jak to się robi, że w wieku 34 lat kupuje się willę za 9 baniek?! To nie jest złośliwe pytanie – wyjaśniła Rogalska, na co Halejcio natychmiastowo pospieszyła z odpowiedzią.
– Ja każde, każde zarobione pieniądze odkładałam. Chwytałam się wszystkiego, czego tylko mogłam, chodziłam na wszystkie eventy, gdzie tylko mogłam sobie zarobić. Oprócz tego, co widać, miałam zawsze mnóstwo innych rzeczy, z których sobie dorabiałam, pisałam kampanie reklamowe firmom, sprzedawałam swoje scenariusze – tłumaczyła.
– I nie szastałaś kasą, kupując jakieś niezliczone ilości ciuchów – wtrąciła Rogalska.
– Absolutnie, zawsze umiałam sobie poradzić (...) Jak potrzebowałam nowych ciuchów, to wypożyczałam albo mnie koleżanki ubierały. Pamiętam, jak jeździłam na eventy, gwiazdy przyjeżdżały samochodami... Ja miałam samochód, rodzice mi oddali taki wytłuczony, żeby otworzyć drzwi, to trzeba było popchnąć (...) Parkowałam pięć ulic dalej, żeby mi ktoś przypadkiem zdjęcia nie zrobił – opowiadała aktorka.
Gospodyni programu nie omieszkała pominąć tematu pokaźnej kolekcji aut narzeczonego aktorki. W pewnym momencie zdecydowała się zapytać, czy dwa lamborghini w garażu to nie za dużo.
– To jest spełnienie marzeń mojego Oskara, on się w tym realizuje. Na mnie w ogóle to nie robi wrażenia. Ja się odnajdywałam z tym na korbkę. Myślę, że dlatego mnie pokochał. Wcześniej mówiłam "lambrodżini", ja po prostu jestem Grażyną – podsumowała żartobliwie Klaudia Halejcio.