Lis: Jak nie zakochałem się w PiS, a nawet nie byłem tego bliski

Tomasz Lis
30 czerwca 2024, 20:19 • 1 minuta czytania
Miłość, jak wiadomo, jest najważniejsza. I zapewne z tego powodu, a nie ze względu na jakieś międzypartyjne, polityczne ruchawki, taką uwagę skupiło eksplodujące nagle, na oczach publiki, uczucie posłanki Matysiak i posła Horały, połączonych wspólną wizją rozwoju i wspólnym spojrzeniem na infrastrukturę, transportową, rzecz jasna.
Fot. Piotr Molecki/East News

Charakteru tego uczucia ja rozczytać nie umiem, a nawet nie chcę podejmować takiej próby. Nie wiem nawet, czy jest to w stanie uczynić sama posłanka. W programie telewizyjnym wyjaśniła, że jej się nie podoba taki podział, że jest się w koalicji albo w opozycji. Co może być kluczem do zrozumienia, że znalazła się finalnie w miejscu, które można nazwać "ani tu, ani tam, czyli nigdzie", a konkretnie obok Horały. Uczucia innych należy traktować z respektem, tym bardziej że wciąż nie jest znana odpowiedź  na pytanie, parafrazując Mara Grechutę: "czy to CPK jest, czy kochanie". Z respektem i z pokorą, należy dodać. Z uczuciami innych się nie polemizuje, należy je po prostu przyjąć. Dlatego ja tu z uczuciami Matysiak nie polemizuję, więcej, przyznaję z pokorą, że musi być w Horale coś, czego ja nie dostrzegłem, a ona, owszem.


Powiem więcej, przez lata, nawet wśród PiS-owców Horała wydawał mi się osobnikiem szczególnie odrażającym. Te cwaniackie ślepka, nieschodzący z facjaty bezczelny, cyniczny uśmieszek oraz manifestowane niezmiennie wielkie pokłady arogancji, buty i chamskiego tupetu. Wszystko to sprawiało, że budził on we mnie niezwykłą abominację i wzmagał zapotrzebowanie mojego organizmu na aviomarin.

Czytaj także: https://natemat.pl/561602,pis-broni-polityczki-lewicy-w-tle-kontrowersyjne-nagrania

Ok, ale dosyć o mnie i moich uczuć, bo to nie mnie uwiódł Horała swą wizją  infrastrukturalnej ekspansji i romantycznej współpracy dla rozwoju. Więcej powiem, ani Horała mnie nie uwiódł, ani Kaczyński, ani cały ten PiS. Uwieść zresztą nie mógł, bo był i jest kwintesencją wszystkiego, czego nie lubię, a nawet czym się brzydzę. Ten ekstrakt nacjonalizmu, autorytaryzmu, podziwu dla "firerka", hipokryzji, obłudy, pogardy dla reguł, słabszych, pazerności, prostackiego cwaniactwa, i charakterystycznego dla chamów braku hamulców.

Mnie od PiS-u odrzucało totalnie, od razu i niezmiennie. I nigdy to nie osłabło, wręcz przeciwnie, tylko się pogłębiało, znajdując codziennie niezliczone argumenty te uczucia racjonalizujące. Czułem, że jak tylko dorwą się do koryta, to zrobią z Polski chlew. I zrobili.

Ale co tam moje gusta i uczucia, skoro tuż obok moich – obojętności i wstrętu – rozkwitły wobec PiS-u uczucia gorące i namiętności autentyczne, także u ludzi całkiem porządnych. To zacznijmy od początku, a na początku było "nie straszcie PiS-em", kolegi Mellera. Apel był wybitnie niemądry i od początku za taki go uznawałem. Zajęty byłem zresztą wtedy głównie straszeniem PiS-em i po latach bez żadnej satysfakcji stwierdzam, że miałem absolutną rację, że wszystkie obawy i przestrogi okazały się uzasadnione, choć zrazu słyszałem, że histeryzuję.

Ja nie bronię wiec tu apelu Mellera, który był głupi, ale bronię jego motywów, które – tak podejrzewam, rozumiem i nie uważam za niecne. Meller, jak niejeden Polak częściowo żydowskiego pochodzenia, ma dobrego nosa do polskiego nacjonalizmu i gdy widzi jego wzbierającą falę, to nauczony doświadczeniem pogromów, palonych stodół i różnych Marców, próbuje tę falę jakoś okiełznać i skierować w inną stronę od siebie najdalej, toć ja Polak prawdziwy, zanim każą mu wypierdalać i szukać innej ojczyzny, choćby miał to być – jak szydził w 1968 roku Antoni Słonimski – Egipt.

Czytaj także: https://natemat.pl/561488,paulina-matysiak-z-razem-zawieszona

Nie więc miłość kierowała Mellerem i nie cynizm czy cwaniactwo, ale uzasadniona doświadczeniami historycznymi obawa, która każe się dostosować do tłumu, schować własne pstrokacizmy i zblendować się z narodowym tłem. Tym bardziej,że nasze ptactwo malowanych ptaków nie lubi szczególnie.

Podobne motywy co u Mellera znalazłem w ostatnich dniach u prezesa PSL, Kosiniaka-Kamysza, który z wielką gorliwością żyruje teraz PiS-owską narrację historyczną i staje na straży zagrożonych rzekomo narodowych wartości i symboli. Znowu, jak u Mellera, nie wyczuwam u Kosiniaka cynizmu, ale głęboką potrzebę zamanifestowania, że jestem swój, narodowy i biało- czerwony, że jak Bartosz Glowacki w potrzebie przyjdę z odsieczą narodowi i jego zagrożonym bohaterom, choćby martwym. I tu jest wg mnie klucz do tego, dlaczego tak wielu PiS -owi  uległo. To ta głęboka potrzeba bycia członkiem narodowej wspólnoty, współodczuwania, jedności czynu i myśli, jednolitego tempa, w jakim biją biało-czerwone serduszka. Flagi łopocą, z głośników płynie Bogurodzica na przemian z "Nie rzucim ziemi", więc jesteśmy częścią naszej wspaniałej drużyny. Pokusa konformizacji, unifikacji i ujednolicenia. Front jedności narodu w nowej wersji.

Ja takiej potrzeby nie mam i takiej pokusy nie odczuwam. Nie boję się tłumu, ale wolę stać do niego tyłem albo bokiem. Nie odczuwam potrzeby, by klepali mnie po ramieniu jako prawdziwego Polaka. W dupie to mam. Wolę zresztą być prawdziwym sobą niż prawdziwym Polakiem. Nie przez przypadek lubię słowa z pieśni Wysockiego: "nuty wolą tańczyć solo, ale wiedzą do re mi fa sol la si, że to pachnie samowolą, i że w chórze lepiej brzmi". Otóż ja lubię samowolę, wolę solo niż w chórze.

Wole indywidualnie niż grupowo

PiS-izm jest więc formą prostej pokusy, której stosunkowo łatwo ulec. By się przed nią bronić trzeba intelektualnej odwagi, moralnej asertywności, odwagi i ostrożności jednocześnie, odpowiedzialności i uważności zarazem. Może łatwiej żyć jej ulegając, ale fajniej – według mnie – stawiając opór. Chyba że ktoś bardziej niż własne wypracowania  woli dyktanda.

Wszystko to à propos nagłego sercowego wzmożenia posłanki Matysiak. Obiekt jej uczuć mi się nie podoba, uczucie to jest dla mnie egzotyczne i niezrozumiałe, bo nie pokocham Horały, jak i Matysiak bym nie pokochał.

Poza wszystkim inaczej niż jej, mnie bardzo odpowiada, że jesteś stamtąd albo stąd, że nie masz ochoty na flirty i mizianki z PiS-em. A sama myśl o nich budzi odrazę i wstręt, bo wydają mi się nawet bardziej egzotyczne, ekscentryczne i perwersyjne, niż sam pomysł CPK.

Czytaj także: https://natemat.pl/561686,michalik-kosiniak-kamysz-mysli-ze-jest-panem-na-folwarku