"Avoidant" to nowy narcyz – kobiety boją się go jak ognia. Ale czy faktycznie jest taki straszny?

Maja Mikołajczyk
27 lipca 2024, 19:49 • 1 minuta czytania
W Internecie (i nie tylko) kobiety już od lat przestrzegają się przed narcyzami, często nazywając tak każdego byłego partnera, który prezentuje jakiś zestaw negatywnych cech lub po prostu zachowuje się w niepożądany przez nie sposób. Od niedawna dołączył do nich kolejny typ. Kim jest "avoidant" i czy rzeczywiście należy się go bać?
Kim jest "avoidant"? Fot. Unsplash

Powiedz mi, jaki masz styl przywiązania, a powiem ci, kim jesteś 

Żeby dowiedzieć się, kim jest rzeczony avoidant musimy przenieść się w czasie do połowy XX wieku. To właśnie wtedy brytyjski lekarz i psychoanalityk John Bowlby zauważył, że na rozwój emocjonalny dzieci znaczący wpływ ma to, jak matki reagują na ich niezaspokojone potrzeby w okresie niemowlęcym oraz jaką wytworzą z nimi więź. Te wczesne doświadczenia przekładają się następnie na to, w jaki sposób dana osoba wchodzi w relacje na późniejszych etapach życia. 


Warto dodać, że chociaż faktycznie najczęściej figurą przywiązania we wczesnym okresie dzieciństwa jest matka, obecnie uważa się, że może być nią każdy inny opiekun, z którym dziecko wchodzi w największą liczbę interakcji. Co ciekawe, brytyjski psychoanalityk podkreślał rolę matek nie tylko ze względu na epokę, w której żył. Dostawał za to... pieniądze od rządu, któremu zależało, by po II wojnie światowej kobiety siedziały w domach i zajmowały się dziećmi. 

Teorię Bowlby’ego rozwinęła amerykańsko-kanadyjska psycholożka Mary Ainsworth, która wyróżniła trzy podstawowe style przywiązania

Dodatkowo uczennica Ainsworth Mary Main wyróżniła zdezorganizowany styl przywiązania, który kształtuje się, gdy dziecko przeraża zarówno stosowana przemoc, jak i złość wyrażana przez opiekuna.

Teoria przywiązania jest jedną z popularniejszych teorii psychologicznych, która zakorzeniła się w społecznej świadomości. Niestety, jak to często w takich wypadkach bywa, uległa ona znacznemu uproszczeniu, żeby nie powiedzieć wypaczeniu. Efektem jest przypisywanie innym osobom jakiegoś stylu przywiązania po (często śladowych) objawach, a następnie interpretowanie reszty zachowań na podstawie owej "diagnozy" – bez brania pod uwagę kontekstu czy całej złożoności ludzkiej psychiki. 

Style przywiązania dla niektórych funkcjonują niemal jak znaki zodiaku, na podstawie których wyrokuje się o czyichś immanentnych cechach czy zachowaniach. Tak jak wyznawcy astrologii ostrzegają się przed Skorpionem czy Bliźniętami, fani teorii przywiązania na celownik wzięli nieszczęsnego avoidanta

Dalsza część artykułu poniżej.

Czytaj także: https://natemat.pl/354617,dziewczyny-narcyzow-trudny-mezczyzna-to-moj-ulubiony-narkotyk

Kim jest avoidant? To nowy narcyz mediów społecznościowych

Unikowy styl przywiązania to po angielsku avoidant attachment style (czasami nazywany również dismissive attachment style), więc jak już możecie się domyślić, mianem avoidanta określa się osoby, które zdaniem ich (najczęściej niewykwalifikowanych) obserwatorów przejawiają cechy i zachowania charakterystyczne dla tego rodzaju więzi.

A wśród cech unikowego stylu przywiązania nich najczęściej wymienia się: 

Wyróżniający się powyższymi cechami avoidant jest w ostatnim czasie bohaterem (czy raczej należałoby powiedzieć – antybohaterem) materiałów w mediach społecznościowych: poświęconych temu, jak go rozpoznać i unikać, a – jeśli już wcześniej natrafiło się na niego na swojej drodze – jak poradzić sobie z tym "traumatycznym” doświadczeniem".

Narracja o osobach cechujących się tym stylem przywiązania bardzo przypomina tę wokół narcyzów – podobnie jak z nich z avoidantów robi się anty-Graala randkowania

Jak w większości internetowych postów, w treściach tych brak jakiegokolwiek niuansowania czy pola dla różnych interpretacji zachowania. Natomiast istnieje spora przestrzeń do nadinterpretacji oraz patologizowania zachowań drugiej osoby i odczytywania ich jako atak na siebie

Trudno nie zauważyć, że działa tutaj ten sam mechanizm, który opisałam w moim poprzednim artykule na temat tego, jak media społecznościowe niszczą relacje romantyczne. "Chętnemu oglądaniu takich treści i wierze w nie z pewnością sprzyja fakt, że rzadko kiedy zachęcają one do autorefleksji nad własnym postępowaniem, a częściej upatrują winy w drugiej stronie i tym, jaką krzywdę wyrządza ona relacji" – przeczytacie w nim. 

Niektórzy wolą więc wierzyć, że to z ich partnerem/partnerką było coś nie tak, a nie, że być może oni również w jakimś stopniu ponoszą odpowiedzialność za rozpad związku. Czasami łatwiej też znieść myśl, że ktoś nie chciał kontynuować znajomości z nami, nie dlatego, że nie wzbudziliśmy dostatecznie jego zainteresowania, ale dlatego, że był avoidantem, który bał się zaangażować w relację. 

Dalsza część artykułu poniżej.

W większości materiałów w mediach społecznościowych (chociaż i takie się zdarzają) trudno jest dopatrzyć się empatii wobec avoidantów. A przypomnę, że ten styl przywiązania jest rezultatem poważnej deprywacji, która miała miejsce w dzieciństwie.  

O ile każdy dorosły człowiek powinien brać odpowiedzialność za swoje czyny i nie ma co nadmierne usprawiedliwiać ich trudnościami natury psychologicznej (co w ubiegłym roku sprytnie wykorzystywali influencerzy, patrz: Gonciarz i Gargamel), to warto zdawać sobie sprawę, że część zachowań avoidanta może nie być personalnie wymierzona w nas, a być skutkiem jego braku umiejętności poradzenia sobie z bliskością z drugim człowiekiem. A to także dla niego potrafi stanowić źródło cierpienia.

Łatwo zauważyć, że łatkę avoidanta chętniej przyczepia się mężczyznom niż kobietom, co najprawdopodobniej jest pokłosiem tego, że spora ich część – ze względu na wychowanie zgodne ze stereotypami płciowymi – jest silniej "tresowana" do mniejszej otwartości emocjonalnej, utożsamianej z jedną z cech osób o unikowym stylu przywiązania. Chociaż rzeczywiście pewne badania wskazują, że facetów-avoidantów jest więcej, ta jedna cecha nie może prowadzić do dystynkcji. 

Randkuj z człowiekiem, nie stylem przywiązania

Tinderyzacja randkowania i przenoszenie kapitalistycznych mechanizmów na inne obszary poza konsumpcją sprawiają, że do potencjalnych partnerów czy partnerek podchodzimy jak do produktów na sklepowych (coraz częściej wirtualnych) półkach.

Na drodze takiej selekcji jesteśmy być może w stanie wybrać najlepszy kosmetyk czy komputer, skrojony niemal idealnie do naszych potrzeb i gustów, ale wprowadzenie takiej samej strategii przy wyborze partnera to prosta droga do porażki i nieustannego wymieniana kogoś na "lepszy model".

Powiedzenie, że "nie ma ludzi bez wad" wydaje się truizmem, ale niestety w ostatnim czasie chyba trzeba o tym niektórym przypominać. Tak samo, jak o tym, że wspomniane braki nie zawsze są oznaką tego, że ktoś jest "toksykiem" i należy uciekać przed nim, gdzie pieprz rośnie. 

Zamiast zastanawiać się, do jakiej szufladki kogoś włożyć (w tym wypadku z jakim stylem przywiązania), lepiej potraktować go jako człowieka z wadami i zaletami, dobrymi i złymi nawykami oraz indywidualną i niepowtarzalną historią; który jest czymś więcej niż wypadkową psychologicznych teorii i swoich negatywnych życiowych doświadczeń.   

Czytaj także: https://natemat.pl/563027,tiktok-niszczy-relacje-damsko-meskie