Ksiądz grzmi po śmierci strażaka z Białego Dunajca. Mówi, co dzieje się w gminie

redakcja naTemat.pl
16 sierpnia 2024, 13:53 • 1 minuta czytania
Nie milkną echa po śmierci 25-letniego strażaka Pawła Z. z Białego Dunajca. Teraz głos w tej sprawie zabrał ksiądz Witold Józef Kowalów. Duchowny w obszernym wpisie zwrócił uwagę na problem w gminie. "Jestem załamany ilością alkoholików-mieszkańców Białego Dunajca" – napisał.
Śmierć strażaka z Białego Dunajca. Ksiądz mówi o alkoholizmie w gminie. Fot. News Lubuski / East News

Jak pisaliśmy w naTemat, na początku sierpnia w remizie OSP Biały Dunajec doszło do bójki z udziałem 25-letniego strażaka Pawła Z. Według relacji lokalnych mediów do zdarzenia doszło "w trakcie spotkania w remizie". "Na razie nie wiadomo, dlaczego doszło do bójki między strażakami. Sprawę wyjaśnia zakopiańska policja pod nadzorem prokuratury" – podała wówczas "Gazeta Krakowska".


Śmierć strażaka z Białego Dunajca. Ksiądz mówi o alkoholizmie w gminie

Mężczyzna z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala. 11 sierpnia serwis goral.info.pl poinformował o jego śmierci. "Dotarły do nas smutne informacje. 25-letni mężczyzna, który został pobity w Białym Dunajcu, zmarł w szpitalu w Nowym Targu" – przekazali redaktorzy serwisu.

Informację tę potwierdziła również OSP Biały Dunajec. Na facebookowym profilu jednostki pojawiło się czarno-białe zdjęcie. W rozmowie z naTemat.pl strażacy nie chcieli jednak komentować sprawy.

– Śledztwo jest w toku, w sprawie komentarza proszę kontaktować się z policją w Zakopanem – usłyszeliśmy od tamtejszego strażaka. – Nastrój w jednostce jest ciężki – dodał nasz rozmówca.

Teraz głos w sprawie zabrał ksiądz Witold Józef Kowalów z Białego Dunajca. W obszernym wpisie zwrócił uwagę na... skalę problemu alkoholowego wśród mieszkańców gminy. Nawiązał także do osobistej historii z czasów PRL.

"W 1970 roku w podobny sposób zginął mój wujek i ojciec chrzestny Jan Stanek. Wówczas sprawa została ukręcona. Milicja i prokuratura nie zajęły się osobą, która go zamordowała (pobicie ze skutkiem śmiertelnym). Przyczyna też była taka sama: alkohol, a konkretnie wódka. Jestem załamany ilością alkoholików-mieszkańców Białego Dunajca" – zaczął we wpisie na Facebooku.

Ks. Kowalów podkreślił, że 1/3 uczniów z klasy, do której uczęszczał w szkole podstawowej, dziś mierzy się z uzależnieniem od alkoholu.

"Dlaczego z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego (1944) strażacy urządzili popijawę? Czy strażacy w ogóle obchodzą np. Powstanie Chochołowskie (1846)?! To tylko niektóre pytania, które w tych dniach zadaję moim znajomym. Wielu innych zadaje jeszcze mocniejsze pytania" – podsumował.

Pod wpisem nie brakuje komentarzy. "Mocny post, który powinien skłonić wielu do refleksji! Zawsze ceniłem księdza – nie tyle z racji zawodu i pełnionych funkcji, co za całą rzeszę osobistych, obiektywnych poglądów!" – czytamy. "Bóg zapłać za tę refleksję", "To jest prawda, smutna, lecz prawdziwa" – dodają kolejni internauci.

Śmierć strażaka z Białego Dunajca. "Tam żadnej imprezy nie było"

Tuż po tragedii z mieszkańcami Białego Dunajca rozmawiała Katarzyna Zuchowicz z naTemat.pl. – Atmosfera jest naprawdę ciężka. To jest potężna tragedia, która dotyka nas wszystkich. Jesteśmy małą społecznością, która mocno to przeżywa. Każdy to odczuwa. Każdy ma to z tyłu głowy – powiedział nam jeden z mieszkańców.

– Szkoda chłopaka. Straszne jest to, co się stało. Jego rodzina jest w rozpaczy. Ale szczerze współczuję też rodzinie drugiego pana. Bo teraz trudno się ludziom na oczy pokazać – dodał kolejny.

W rozmowie z naTemat jeden ze strażaków OSP zaprzeczył, by na terenie remizy doszło do jakiejś imprezy. – To bardzo ciężka sprawa. Niczego nie komentujemy, żeby nikomu nie zaszkodzić. Mamy dość. Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji i musimy jakoś z tego wybrnąć – powiedział.

Twierdzi, że nie wie, jak było: – Nie wiem, o co poszło. Policja prowadzi śledztwo, może się czegoś dowiedzą. Między nami nie ma konfliktów.

Dodał też, o co chodzi z ich spotkaniami w remizie: – W garażach trzeba porobić, pozamiatać, węże pozwijać. Chłopy się schodzą, czyszczą remizę, auta. Wszyscy normalnie pracują, nie mają czasu, przychodzą wtedy, kiedy kto ma czas. Czasami nawet trzy razy w tygodniu, jak trzeba coś zrobić. Tam żadnej imprezy nie było.