Ułamki sekundy od tragedii. Pokaz lotniczy omal nie zakończył się katastrofą
W miniony piątek w Bornem-Sulinowie, dawnej bazie wojsk radzieckich, doszło do kolejnej w ostatnich miesiącach bardzo groźnej sytuacji na polskim niebie. Odbywały się tam Dni Czołgisty. Podczas imprezy można było polatać samolotem bądź jednym ze śmigłowców. Pilot jednej z maszyn przez swoją lekkomyślność doprowadził do niezwykle groźnej sytuacji.
W sieci pojawiły się nagrania z tego incydentu. Z relacji świadków wynika, że pilot jednego ze śmigłowców posadził maszynę w miejscu, gdzie nie powinna stać. Organizatorzy polecili mu "przeparkować" śmigłowiec. Pilot nie zastanawiał się ani chwili. Podniósł maszynę i zaczął lecieć do tyłu, wprost pod startujący samolot Antonow (AN-2).
Borne Sulinowo. Pokaz lotniczy mógł skończyć się katastrofą [WIDEO]
Pilot "Antka" wykazał się refleksem, błyskawicznie położył maszynę na bok i udało mu się minąć śmigłowiec. Trudno ocenić, jak daleko był od helikoptera, ale gdyby zreflektował się w sytuacji ułamek sekundy później, uderzyłby w ogon śmigłowca.
TVN24 dotarł do autorki jednego z nagrań.
– Tam stały helikoptery w rzędzie. Startując, cofały i stawały na pasie startowym. W międzyczasie z tego pasa korzystały dwa samoloty dwupłatowe. W pewnym momencie obydwie te maszyny chciały się wzbić w niebo. Wyglądało, jakby nie było komunikacji między nimi – opisała pani Ewelina.
Dodała, że wszystko działo się na oczach około stu osób, które podziwiały maszyny z odległości około 20 metrów. – Można było praktycznie podejść do tych maszyn. Wszystko oddzielała jedynie taśma – powiedziała. Jak mówiła, dalej znajdowały się stragany z jedzeniem i namioty, w których sprzedawano bilety na loty.
Drugi film ze zdarzenia opublikował m.in. pilot Piotr Czuban. "Kilka dni temu w Bornem-Sulinowie mogło zginąć kilkanaście osób. To mogliście być Wy" – napisał na portalu X.
Wiesław Filosek, prezes Aeroklubu Rzeczpospolitej w Bornem-Sulinowie, przekazał TVN24, że pilot pochodził z Niemiec i miał problemy z komunikacją. – Ponadto nie miał włączonego radia. To on "zachuliganił", a po zdarzeniu stchórzył i uciekł, nie nawiązując kontaktu – ocenia ostro Filosek.
To kolejna groźna sytuacja na polskim niebie
Nieco ponad miesiąc temu podczas ćwiczeń na lotnisku Kosakowo pod Gdynią doszło do wypadku samolotu. Maszyna uderzyła w płytę lotniska. Zginął major Robert Jeł, pilot z 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego.
– To jest bardzo ciężki dzień dla nas wszystkich lotników. Jestem zdruzgotany tą wiadomością. Robert był nie tylko świetnym pilotem, ale także wspaniałym człowiekiem – przekazał mediom inspektor sił powietrznych gen. Ireneusz Nowak.
I dodał: – Robert osierocił córkę, zostawił żonę i rodziców. Nie ma dla nas teraz ważniejszego zadania, jak objęcie opieką rodziny Roberta. Gen. Nowak poinformował również, że "nie było próby katapultowania z maszyny".