Kaczyński złapał poślizg z wyborem kandydata na prezydenta. Jego plan posypał się jak domek z kart

Konrad Bagiński
10 września 2024, 07:50 • 1 minuta czytania
Prezes PiS Jarosław Kaczyński już widział to oczami wyobraźni: nowo ogłoszony kandydat prawicy podąża na czele Marszu Niepodległości, za nim tysiące flag i tłum zwolenników... To już nieaktualne. Wybór kandydata się opóźnia. Poza tym partii prawdopodobnie nie stać na długą, a więc drogą kampanię wyborczą.
Plan Kaczyńskiego, by 11 listopada przedstawić kandydata PiS na prezydenta, legł w gruzach Fot. Filip Naumienko/REPORTER

Jak pisze Wp.pl, plan by to właśnie 11 listopada, przy okazji Marszu Niepodległości, przedstawić kandydata PiS na prezydenta, jest już nieaktualny. A wydawał się dobry. Portal pisze, że PiS chciał wykorzystać zamieszanie wokół Roberta Bąkiewicza do scalenia wyborców.


Kaczyński miał z tej okazji zwołać specjalne zebranie partyjnej komitywy. Zdecydowano o zorganizowaniu demonstracji pod Ministerstwem Sprawiedliwości. Zaplanowano ją na 14 września. Miała to być próba generalna przed o wiele ważniejszym wydarzeniem.

W PiS już od jakiegoś czasu słychać, że 11 listopada byłby idealną datą do przedstawienia swojego kandydata na prezydenta. To okazja do podkreślenia "niepodległościowych" ambicji ugrupowania, być może również przejęcia lub skonsolidowania uczestników planowanego na ten dzień wielkiego marszu. Dodajmy, że prezes Kaczyński i jego partia oficjalnie wzięliby w nim udział po raz pierwszy od 6 lat.

Jak pisze wp.pl ten pomysł nie jest już aktualny. – Prezentacja kandydata może się opóźnić – mówią portalowi źródła z partii.

Skąd ta decyzja?

Po pierwsze: Marsz Niepodległości wcale nie chce PiS-u na swojej imprezie. "Nie zapraszam Kaczyńskiego na Marsz Niepodległości. Niech zostanie w domu" – oświadczył w mediach społecznościowych Witold Tumanowicz, poseł Konfederacji i członek zarządu Ruchu Narodowego.

PiS nie jest ceniony w środowiskach tworzących i promujących Marsz Niepodległości. One są w innym miejscu sceny politycznej. W PiS twierdzą teraz, że partia miała plan, by zrobić własną imprezę w Krakowie i podczas niej zaprezentować swojego kandydata na prezydenta.

Część działaczy PiS przypomina też, że podczas Marszu może też dojść do burd i zamieszek. Nie byłaby to nowość. Udział w imprezie z zamieszkami nie budowałby pozycji PiS jako partii rozsądnej i profesjonalnej.

Ale z ewentualną prezentacją 11 listopada jeszcze inny problem.

Po drugie: PiS ciągle nie ma kandydata

W dużym skrócie: faworyci Kaczyńskiego nie mają poparcia społecznego, nie są szeroko znani albo kojarzą się negatywnie. A ci, którzy zdobywają relatywnie dobre pozycje w sondażach, są nie do przełknięcia dla Kaczyńskiego.

Przedłużającego się procesu wyboru kandydata nie rozumieją ani działacze PiS, ani wyborcy. W partii nie ma naturalnego pretendenta do zastąpienia Andrzeja Dudy. Warto zauważyć, że kandydata nie wskazała też Koalicja Obywatelska. I się z tym nie spieszy, być może ujawni go dopiero na początku przyszłego roku.

Jak pisze wp.pl, w partii Kaczyńskiego zrodził się nawet pomysł, by zaprezentować swojego kandydata w listopadzie, poczekać na ruch KO, a potem... zmienić swojego.

Po trzecie: kasa, misiu, kasa

Pierwsza tura wyborów prezydenckich w Polsce w 2025 roku odbędzie się "nie wcześniej niż 100 dni i nie później niż 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta". Najbardziej prawdopodobna jest więc druga połowa maja z drugą turą na początku czerwca.

Im szybciej rozpocznie się kampania, tym dłużej potrwa. Im będzie dłuższa, tym więcej będzie kosztować. A PiS wpadł w finansowe tarapaty i po prostu nie ma pieniędzy na długą, wyniszczającą kampanię prezydencką.

Ostatnio Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że komitet Jarosława Kaczyńskiego dopuścił się nieprawidłowości w wysokości 3,6 mln zł w finansowaniu kampanii wyborczej. Tym samym PKW odrzuciła sprawozdanie złożone przez PiS.

– Skutki są takie, że PiS jako partia uzyskała największą ilość mandatów i ta dotacja wynosiłaby przeszło 38 mln zł, ale na skutek przekroczenia powyżej 1 proc., dotacja zostanie pomniejszona o 10 mln zł – wyjaśnił Marciniak.

Na tym jednak konsekwencje się nie kończą. PiS straci także subwencje. W ciągu najbliższych trzech lat, w zależności od sprawozdania finansowego partii za 2023 rok, może być ich całkowicie pozbawiona. Do tego potrzebna jest jednak osobna uchwała, która prawdopodobnie zostanie przegłosowana za kilka tygodni.

Co z kandydatem i kampanią?

W partii zaczynają się już gubić w natłoku pomysłów i idei. Każdy tydzień przynosi nowe propozycje rozwiązań.

– Najważniejszym tematem jesienią nie będzie marsz, z całym szacunkiem, ale to, co w kieszeniach. Ceny energii, inflacja, drogie kredyty, składka zdrowotna – to są realne problemy, którymi żyją ludzie. I pewnie to byłoby dobre odbicie, żeby ruszyć z kampanią. No, ale trzeba mieć z kim – kwituje działacz PiS w rozmowie z wp.pl.

Proste myślenie, które sprowadza się do 2015 roku i Andrzeja Dudy, tym razem nie wystarczy. Kandydat młody i wykształcony to może być za mało – usłyszała w PiS dziennikarka "Gazety Wyborczej" Aleksandra Sobczak.

W kampanii prezydenckiej PiS zaszkodzić mogą też ich niedawne rządy. – Teraz będą mobilizować, mówić, że prezydent z PiS będzie hamulcowym. W 2015 roku ten straszak "anty-PiS" nie był tak znaczący, ale teraz, po ośmiu latach naszych rządów, wciąż jest dla nas groźny. Nie jest tak odległy, żeby ludzie zapomnieli, a dla wyborców KO nadal mobilizujący – przekazał jeden ze sztabowców PiS w rozmowie z "Wyborczą".

Czytaj także: https://natemat.pl/568988,wybory-prezydencki-2025-ci-kandydaci-mieli-juz-stracic-szanse-na-start