Nowe fakty ws. tajemniczego zaginięcia Izabeli P. Śledczy podjęli ważną decyzję
Zaginięciem 35-letniej Izabeli P. żyła znaczna część Polski. Na początku sierpnia kobieta zostawiła swój samochód na autostradzie A4 i zniknęła. W aucie odnaleziono jej telefon komórkowy. Po 11 dniach zakończono poszukiwania – wycieńczona i wygłodniała Izabela zapukała 20 sierpnia do drzwi przyjaciół.
Niedługo potem kobieta złożyła też oświadczenie i poinformowała, że nie chce mieć żadnego kontaktu z rodziną. Teraz pojawiły się nowe informacje, ponieważ śledczy podjęli już pewne decyzje w tej sprawie.
Wraca sprawa zaginięcia Izabeli P. Jakie decyzje podjęli śledczy?
– Pani Izabela P. występuje jako pokrzywdzony świadek, śledztwo będzie kontynuowane w tym samym kierunku, a powodem tego śledztwa jest wszechstronne wyjaśnienie okoliczności jej zaginięcia – mówiła jeszcze pod koniec sierpnia w rozmowie z "Wprost" prokurator Ewa Węglarowicz-Makowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Co więcej, żaden scenariusz nie jest na tę chwilę wykluczony. Śledczy są również przekonani, że kobieta nie wiedziała o poszukiwaniach, dlatego "nie ma mowy o żadnych zarzutach".
Teraz z kolei "Fakt" dowiedział się, że prokuratura potrzebuje więcej czasu, dlatego działania mające rozwikłać tę zagadkową sprawę zostały przedłużone do listopada. – Mamy nadzieję, że do tego czasu uda się wyjaśnić wszystkie okoliczności – powiedziała tabloidowi prokurator Ewa Węglarowicz-Makowska.
Jedną z prawdopodobnych wersji byłoby umorzenie śledztwa, jeśli służby uznają, że Izabela P. nie zdawała sobie sprawy, że jej poszukiwania były zakrojone na tak szeroką skalę. Według prokuratury finał śledztwa poznamy najprawdopodobniej w drugiej połowie listopada.
Tajemnicze zaginięcie Izabeli P.
Przypomnijmy, że Izabela P. była poszukiwana od 9 sierpnia. Tego dnia zatrzymała się na poboczu autostrady A4, twierdząc, że zepsuł się jej samochód. Jechała z Bolesławca do Wrocławia. Miała odebrać ojca ze szpitala, ale nigdy tam nie dotarła.
W akcję poszukiwawczą zaangażowano m.in. policjantów, którzy na autostradzie A4 pracowali wraz z technikiem kryminalistycznym. Teren przeszukiwali również świadkowie Jehowy, ponieważ Izabela należała do zboru.
Później okazało się, że auto, którym podróżowała, wcale nie uległo awarii. – Zanim policjanci dojechali na miejsce, znajomi wysłani przez ojca kobiety uruchomili samochód i odjechali nim – powiedział "Faktowi" asp. sztab. Łukasz Dutkowiak z dolnośląskiej policji.
O pomoc w poszukiwaniach apelował także mąż 35-latki, jednak okazało się, że małżeństwo żyje w separacji i nie mieszka pod jednym dachem. Mężczyzna, dopytywany przez Onet, czy niechęć do nawiązywania kontaktu dotyczy rodziny, czy zgromadzenia świadków Jehowy, odpowiedział, że "z pewnością nie chodzi o organizację". – Pewnie się wstydzi i jest jej głupio, jak każdemu mogłoby być. A może się coś stało? Nic nie wiemy. Mamy szczęśliwy finał i trzeba się z tego cieszyć – dodał.