Tragiczna sytuacja w Głuchołazach i Kłodzku. Jest pierwsza ofiara śmiertelna powodzi

Klaudia Zawistowska
15 września 2024, 08:14 • 1 minuta czytania
Za nami kolejna noc, która upłynęła pod znakiem walki o zatrzymanie powodzi. Sytuacja w wielu miejscach nadal jest bardzo trudna, wręcz dramatyczna. W Kłodzku ewakuowano blisko 800 osób. Ponad 400 uciekło z domów w Głuchołazach. Niestety wiadomo już, że wielka woda doprowadziła do śmierci jednej osoby.
Powódź zbiera śmiertelne żniwo. Nie żyje jedna osoba w powiecie kłodzkim Fot. PAWEL RELIKOWSKI / POLSKA PRESS/Polska Press/East News

W niedzielę 15 września pewna wydaje się tylko jedna kwestia. Jeżeli tymczasowy most w Głuchołazach nie wytrzyma, dojdzie do powodzi na ogromną skalę. Pod wodą znajdzie się miasto, ale rzeka Biała Głuchołaska wedrze się znacznie głębiej. Problemów jest jednak o wiele więcej. W Kłodzku z niepokojem patrzą na stan rzeki, a premier informuje o pierwszej tragedii.


Powódź w Głuchołazach. Mieszkańców obudziły syreny alarmowe

Była godzina 6 rano, kiedy w niedzielę 15 września Głuchołazy zostały wyrwane ze snu dźwiękiem syreny alarmowej. "Uwaga! Woda przelewa się przez wały. Most tymczasowy za chwilę może runąć. Pilny apel o samoewakuację na wyżej położone tereny lub do szkół nr 2 oraz 3" – poinformowano w komunikacie opublikowanym na oficjalnym profilu miasta w mediach społecznościowych.

Do dyspozycji mieszkańców są autobusy, które podstawiono w pobliżu skrzyżowania ze światłami. – Z najbardziej zagrożonych ulic trwa ewakuacja 400 osób. Część sama się ewakuowała. W tej chwili nie ma dobrowolnej ewakuacji, wyprowadzamy każdego, czy chce, czy nie chce – mówił burmistrz Głuchołaz Paweł Szymkowicz, którego cytuje TVN24.

Wszystkie służby robią, co mogą, aby dociążyć konstrukcję tymczasowego mostu. Wysypano na niej m.in. kostki brukowe. Jeżeli przeprawa nie wytrzyma, wówczas może doprowadzić do zatamowania rzeki, uszkodzenia innych konstrukcji, a w konsekwencji do powodzi na ogromną skalę.

Kłodzko ewakuowane. W Międzygórzu przelewa się 26-metrowa zapora. Jest jak w 1997 roku

Patrząc na to, co dzieje się na południu Polski, nie da się uniknąć skojarzeń i porównań z wielką wodą, która doprowadziła do powodzi w 1997 roku. Tak samo wtedy, jak i dziś, całkowicie zapełniony został zbiornik w Międzygórzu. Woda przelewa się przez 26-metrową zaporę, tworząc przerażający wodospad, ale i zalewając wszystko, co znajduje się za jej murami.

Bardzo źle wygląda także sytuacja w Kłodzku. W całym powiecie ewakuowano już 762 osoby, a to najpewniej nie koniec. Nysa Kłodzka wdarła się do miasta, zalewając ulice i domy położone najbliżej jej brzegów. Jej poziom jest bliski tego z 1997 roku i wynosi blisko 6,5 metra.

O tym, że sytuacja w tym regionie jest krytyczna, mówił także premier Donald Tusk, który jest na miejscu. – Sytuacja jest ciągle bardzo dramatyczna w wielu miejscach. Najbardziej dramatyczna w Kotlinie Kłodzkiej i powiecie kłodzkim – przekazał po porannym posiedzeniu sztabu kryzysowego. Premier podczas porannej konferencji poinformował także, że liczba osób, które musiały opuścić domy, jest znacznie większa. Ewakuowanych ma być już 1600 mieszkańców powiatu kłodzkiego.

– Mamy pierwszy stwierdzony zgon przez utonięcie w powiecie kłodzkim. Ponawiam apel, żeby w miejscach zagrożonych wykonywać polecenia służb, nie wyobrażam sobie, żebyśmy używali środków przymusu bezpośredniego – dodał szef rządu.

"Przegraliśmy tę batalię – mówi burmistrz Kłodzka. Miasto zostało zalane" – taki wpis chwilę przed godziną 8 rano pojawił się na profilu strażackiego serwisy Remiza.pl. Po godzinie 8 rano syreny alarmowe rozbrzmiały natomiast w Nysie. Mieszkańcy zaparkowali samochody na moście, aby go dociążyć i nie pozwolić na jego zerwanie.

Jednak z południa kraju docierają pierwsze nieco lepsze informacje. Delikatnie poprawiła się sytuacja na rzece Biała Lądecka w Lądku-Zdroju i Stroniu Śląskim. Nikt nie jest jednak w stanie stwierdzić, czy jest to początek stałego obniżania poziomu wody, czy tylko chwilowa poprawa przed kolejnym uderzeniem.