W ten weekend bardzo ważne wybory w Europie, do których miesza się Rosja. "To skalkulowana operacja"

Katarzyna Zuchowicz
19 października 2024, 06:27 • 1 minuta czytania
Mołdawia, bo o niej mowa, w niedzielę wybiera prezydenta. Tego dnia odbędzie się też referendum w sprawie przystąpienia kraju do UE. Ale im bliżej wyborów, tym bardziej media grzmią, że Rosja macza w nich palce. Głos zabrała też UE. – Mołdawia mierzy się z masowymi, bezpośrednimi próbami destabilizacji kraju ze strony Rosji – oświadczył szef unijnej dyplomacji. Z powodu Mołdawii posypały się też kolejne unijne sankcje. O co chodzi? I dlaczego te wybory są tak ważne?
Fot. Midjourney

– To skalkulowana operacja na ogromną skalę, której celem jest destabilizacja naszej przyszłości i zawrócenie Mołdawii z drogi do UE – tak w rozmowie z agencją Reuters zabiegi Rosji nazwała Olga Rosca, doradczyni prezydent Mołdawii ds. międzynarodowych.


Proeuropejska, prozachodnia, prezydent Maia Sandu walczy w tych wyborach o kolejną kadencję. To ona zainicjowała też referendum, w którym Mołdawia ma zdecydować, czy integrację z UE wpisać do konstytucji jako cel strategiczny państwa.

Dlatego dla Mołdawii to trochę być albo nie być w UE.

Mołdawia jest pod presją rosyjskiej propagandy, rosyjskiej wojny hybrydowej, rosyjskiej dezinformacji, ale reformuje się szybko. Bardzo się cieszymy, że podczas polskiej prezydencji będziemy mogli przyspieszyć proces integracji europejskiej Mołdawii – tak mówił niedawno w Kiszyniowie szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Dlatego informacja o tym, że do Mołdawii miało trafić już ponad 100 mln euro, którymi Rosja ma manipulować głosami wyborców, wstrząsnęła nie tylko demokratyczną Mołdawią. Do tego pojawiły się doniesienia, że skorumpowano już 130 tys. wyborców, aby w referendum głosowali na "nie".

Doniesienia są porażające. Na początku października wywołały oburzenie w UE. W odpowiedzi na nie PE przyjął "rezolucję w sprawie wzmocnienia odporności Mołdawii na rosyjską ingerencję przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi".

Mołdawia mierzy się z masowymi próbami destabilizacji

W rezolucji napisano, że Rosja nieustannie stara się wpływać na wolne, uczciwe i niezależne wybory w Mołdawii, jak i w różnych państwach UE, a także zakłócać je i podważać, wykorzystując dezinformację, niejawne działania, korupcję i wiele innych taktyk wojny hybrydowej mających na celu destabilizację Zachodu.

Czytamy też o wykorzystywaniu nielegalnych rosyjskich funduszy do wpływania na wyniki wyborów. I że doszło do zauważalnej zmiany w rosyjskiej taktyce ingerowania w wewnętrzne sprawy Mołdawii – bo oprócz tradycyjnie prorosyjskich partii Rosja wspiera obecnie szersze spektrum podmiotów politycznych – na przykład ugrupowania przedstawiające się jako "proeuropejskie".

"Strategia ta wydaje się z pozoru oferować rozczarowanym wyborcom szereg alternatyw dla Partii Działań i Solidarności, lecz jej prawdziwym celem jest fragmentacja areny politycznej i osłabienie rzeczywistego poparcia dla obecnego rząd" – ostrzega w rezolucji PE.

Rezolucją jest długim dokumentem, jeden po drugim wymienia zagrożenia ze strony Rosji. Ale jednocześnie zdecydowanie podkreśla też, że PE wyraża solidarność z mołdawskim narodem i "swoje niezachwiane poparcie dla niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej Republiki Mołdawii w jej granicach uznanych przez społeczność międzynarodową".

Kilka dni po jej przyjęciu szefowie dyplomacji UE zdecydowali o nałożeniu sankcji wobec pięciu osób za działania destabilizujące Mołdawię.

Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, oświadczył zaś zdecydowanie, że Mołdawia mierzy się z masowymi, bezpośrednimi próbami destabilizacji kraju ze strony Rosji.

– Jest to bezpośrednie zagrożenie dla suwerennego kraju, jego demokratycznego życia, jego drogi do Unii Europejskiej. UE będzie nadal udzielać wszelkiego wsparcia uzasadnionym aspiracjom narodu mołdawskiego – usłyszeliśmy.

Jak można się domyślać, Rosja zaprzecza. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, oświadczył, że Rosja nie wtrąca się w wewnętrzne sprawy Mołdawii.

Ale o co chodzi?

Obiecał zapłacić za głosy na "nie"

Wszystko zaczęło się 3 października. Wtedy mołdawskie służby ujawniły akcję oszustw wyborczych i kupowania głosów, za którymi ma stać mołdawski, prorosyjski, oligarcha Ilan Shor. Chodzi o 15 mln dolarów, które miały trafić do 130 tys. mołdawskich wyborców.

"Shor obiecał zapłacić osobom, które przekonają innych do oddania głosu na "nie" w referendum w sprawie integracji europejskiej. Wicepremier Andrei Spinu, uznał, że była to próba kupowania głosów i ludzi oraz szerzenia kłamstw na temat Unii Europejskiej" – opisywał bałkański serwis Balkan Insight.

I dalej – że grupa przestępcza kierowana przez Shora otrzymała od Moskwy znaczne fundusze i próbuje wykoleić europejski kurs Mołdawii.

Shor mieszka w Moskwie, ucieka przed mołdawskim wymiarem sprawiedliwości – skazany na 15 lat więzienia ws. wyłudzenia z mołdawskich banków miliarda dolarów. Jego populistyczna, prorosyjska partia Sor w w 2023 roku została uznana za nielegalną. 

Według Balkan Insight swoją ofertę miał przedstawić na platformie Telegram, za pomocą chatbota. Za rejestrację tam oferował równowartość 25 euro, 100 – "za wykonanie minimalnych zadań", a 250 euro – "jeśli w twoim lokalu wyborczym większość wyborców będzie przeciwna UE i wybierze naszego kandydata na prezydenta".

"Referendum zadecyduje o naszej wspólnej przyszłości… Jedyną opcją jest przyjście i zagłosowanie na "nie" – miał napisać.

Wszystko po to, by Mołdawia nie weszła do UE.

To jak działał system kupowania głosów opisała z kolei mołdawska dziennikarka. "Przez trzy miesiące dokumentowałam od środka, za pomocą ukrytej kamery, jak krążą pieniądze oraz jak ludzie pracujący dla Ilana Sora są werbowani i zwabiani do służby na rzecz Moskwy" – napisała Nistor, reporterka dziennika "Ziarul de Garda", opisuje TVN24.

Według ostatnich doniesień – cytujemy za Studium Europy Wschodniej – "w Mołdawii ogłoszono zatrzymanie trzech podejrzanych w sprawie nielegalnego finansowania partii i przekupstwa wyborców, po ponad stu przeszukaniach u osób związanych z prorosyjską partią oligarchy Ilana Sora".

Świat zastanawiał się, czy Mołdawia stanie się kolejnym celem Putina

To, że Rosja czyha na Mołdawię, dla nikogo nie jest tajemnicą. Problem Naddniestrza – prorosyjskiego, separatystycznego regionu, który oderwał się od Mołdawii w 1990 roku i liczy ok. 350 tys. mieszkańców znany jest od zawsze. Większość mieszkańców ma tam obywatelstwo rosyjskie, do dziś stacjonuje tam ok. 1,1 tys. rosyjskich żołnierzy. Obszar ten, nazywany wręcz posowieckim skansenem, uważany jest niemal za składowisko starej, poradzieckiej broni i amunicji. Po wybuchu wojny w Ukrainie ogłosili nawet, że chcą przyłączyć się do Rosji.

Od początku wojny w Ukrainie świat zastanawiał się, czy Mołdawia stanie się kolejnym celem Putina. Bardzo szybko, bo już w marcu 2022 roku prezydent Maia Sandu podpisała formalny wniosek o przystąpienie Mołdawii do Unii Europejskiej. Od czerwca 2022 roku Mołdawia ma status kandydata.

Przypomnijmy tylko, że gdy Joe Biden był w Warszawie, ona też przyjechała do Polski. A podczas przemówienia prezydenta USA siedziała obok polskiej pary prezydenckiej. Biden zwrócił się do niej ze słowami:

Prezydent Sandu jest dziś z nami, jestem dumny, że mogę być tu z tobą i z kochającymi wolność mieszkańcami Mołdawii.

W niedzielę obecna prezydent zmierzy się m.in. z prokuratorem generalnym Alexandrem Stoianoglo, którego popierają prorosyjscy mieszkańcy kraju.

Czytaj także: https://natemat.pl/470555,czy-putin-zaatakuje-moldawie-tak-wyglada-sytuacja-oto-co-musisz-wiedziec