Zapytaliśmy o zgrzyt w relacjach Polski z Ukrainą. Były ambasador: Nie ma atmosfery przyjaźni

Łukasz Grzegorczyk
23 października 2024, 15:24 • 1 minuta czytania
– Oczekiwalibyśmy empatii ze strony Ukraińców, a na to się raczej nie zanosi – mówi w rozmowie z naTemat Jacek Kluczkowski, były ambasador RP w Ukrainie. Zapytaliśmy go, jak wyglądają teraz relacje między Warszawą a Kijowem.
Zapytaliśmy byłego ambasadora o zgrzyt w relacjach Polski z Ukrainą Fot. WOJTEK RADWANSKI/AFP/East News

O tym, że w relacjach Polski z Ukrainą są ciche dni, mówi się już od dłuższego czasu. Ile zostało jeszcze z ciepłych stosunków, które budowaliśmy miesiącami po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku?


– Twarde fakty są takie, że żaden inny kraj nie zastąpi Polski w roli wsparcia dla Ukrainy. To jest ważniejsze niż pojedyncze wypowiedzi czy gesty, chociaż nie kwestionuję ich znaczenia. Nie ma atmosfery przyjaźni i braterstwa, ale zaangażowanie Polski po stronie Ukrainy jest oczywiste – tłumaczy dla naTemat Jacek Kluczkowski, polski dyplomata, w latach 2005–2010 ambasador RP w Ukrainie.

Wrzesień 2023 r.

Takich gestów czy wypowiedzi trochę się nazbierało. – Niektórym z naszych przyjaciół w Europie wydaje się, że grają na siebie, a w rzeczywistości pomagają przygotować scenę dla aktora z Moskwy – powiedział Wołodymyr Zełenski we wrześniu 2023 r. podczas 78. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych.

Nie wymienił wprost Polski, ale chodziło o import ukraińskiego zboża. A wiadomo, że ta kwestia doprowadziła do poważnego sporu. Andrzej Duda później nie ukrywał, że te słowa przyjął z "ogromną przykrością". Jednocześnie zapewniał, że z Zełenskim nadal są przyjaciółmi.

Już wtedy mówiło się, że Ukraina może zacząć szukać przyjaciół m.in. w Berlinie czy Paryżu. Ale do politycznych tarć dochodzą też wypowiedzi, które są dolewaniem oliwy do ognia.

Sierpień 2024 r.

Podczas Campusu Polska w Olsztynie doszło do spotkania z ministrami spraw zagranicznych Polski i Ukrainy – Radosławem Sikorskim i Dmytrem Kułebą (pełnił tę funkcję do września). Padło pytanie od jednej z uczestniczek, kiedy Polska będzie mogła przeprowadzić ekshumacje ofiar mordu wołyńskiego.

– Zdaje sobie pani sprawę, czym była operacja "Wisła" i wie pani, że ci wszyscy Ukraińcy zostali przymusowo wygnani z terytoriów ukraińskich, żeby zamieszkać m.in. w Olsztynie – tłumaczył Kułeba. – Gdybyśmy dzisiaj zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna i moglibyśmy pójść bardzo głęboko w historię i wypominać sobie te złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom – kontynuował.

Jego wypowiedź natychmiast zyskała drugie życie w sieci i była komentowana jako "skandaliczna". Sikorski zareagował na to wymownie. Dał do zrozumienia, że Kułeba popełnił błąd "porównując przesiedlenia powojenne z czystkami etnicznymi o znamionach ludobójstwa, jakie miały miejsce na Ukrainie, na Wołyniu".

Wrzesień 2024 r.

W tym przypadku było... jeszcze mniej dyplomacji. Pojawiły się informacje Onetu, że w czasie spotkania Sikorskiego z Zełenskim w Kijowie doszło do poważnego spięcia. "Jak wynika z relacji uczestników rozmowy, atmosfera pomiędzy Zełenskim a Sikorskim była niezwykle napięta, można wręcz mówić o scysji" – czytamy.

Polacy mieli być co najmniej zaskoczeni stylem, w jaki Zełenski próbował potraktować szefa polskiego MSZ. – Ukraina przyjęła roszczeniową postawę. W kwestii obronności możemy to zrozumieć. Ale w innych musi się to zmienić – powiedziała jedna z osób, która zna kulisy tej rozmowy.

Relacje Polski z Ukrainą. "Wzajemne rozczarowanie"

Jacek Kluczkowski w rozmowie z nami zwraca uwagę na fakt, że Ukraińcy żyją w przekonaniu, że świat im za mało pomaga.

– Co zapewne jest prawdą. Te stosunki nie są dramatyczne, nie zagraża nic współpracy gospodarczej czy naszemu politycznemu poparciu dla Kijowa. Jest jednak wzajemne rozczarowanie, że nie ma przełomu i zrozumienia polskich interesów. W kwestii historii czy spraw związanych z rolnictwem oczekiwalibyśmy empatii. Ukraińcy czują się pozostawieni przez świat – wskazuje.

Kiedy pytam o to, jakie są teraz relacje Polski z Ukrainą, były ambasador mówi wprost: – Jeśli spojrzymy na obroty handlowe, rolę hubu w Rzeszowie i zaplecza, to Polska jest jednym z najważniejszych partnerów. W tym wszystkim chodzi jednak o coś więcej, bo bieżąca polityka to jedno, ale są sprawy, które pozostają nierozwiązane od lat.

Mamy za sobą nierozliczoną historię, która jest elementem jątrzącym. W okresie wojny nie zajdą żadne zmiany w świadomości historycznej Ukraińców, w ich poczuciu tożsamości. Ale oczekiwalibyśmy empatii ze strony Ukraińców, a na to się raczej nie zanosi, bo dla elit, które kierują państwem kluczowa jest teraz sprawa wojny.Jacek KluczkowskiByły ambasador RP w Ukrainie

O pogorszeniu relacji bardziej dosadnie mówił w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Piekło, ambasador RP w Ukrainie w latach 2016–2019. – Nie ma żadnych wątpliwości, że ostatnio relacje między Polską a Ukrainą nie są najlepsze. Jest zgrzyt za zgrzytem. Bez rozsądnego dialogu może być ciężko szybko je naprawić – przekonywał.

Z kolei Kluczkowski dopytywany o "zgrzyty" z ostatnich miesięcy podkreśla nam, że "to nie są rzeczy strategiczne".

– Ale psychologicznie na pewno nas podzieliły, bo jeszcze 2-3 lata temu mówiliśmy o traktacie polsko-ukraińskim na wzór francusko-niemieckiego, który miał stworzyć nową perspektywę dla naszych relacji. Wszystkie rzeczy, które miały nas łączyć są zamrożone – nie ukrywa.

Traktat, o którym wspomniał Kluczkowski, to efektowna zapowiedź jeszcze z 2022 r. Prezydent Duda ujawnił ten projekt podczas wizyty w Kijowie. Wynikało z niego, że umowa przeniosłaby polsko-ukraińskie relacje na inny poziom, a Zełenski podszedł do tego optymistycznie. – Polska jest dla Ukrainy państwem priorytetowym – zapewniał prezydent Ukrainy. Stosunki między naszymi krajami nazywał "najlepszymi od wieków".

Jest jeszcze kwestia, z kim tak naprawdę chce teraz "układać się" rząd w Kijowie. No i w jaki sposób Zachód chce rozegrać problem związany z możliwością zakończenia wojny w Ukrainie.

Niedawno sieć obiegły zdjęcia ze spotkania, które odbyło się 18 października w Berlinie. Wzięli w nim udział przedstawiciele USA, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. W stolicy Niemiec rozmawiali Olaf Scholz, Joe Biden, Emmanuel Macron i Keir Starmer.

W Polsce jako pierwsze podchwyciły to prawicowe media. Pojawiły się nagłówki o tym, że "tak traktują Donalda Tuska". Chodziło o to, że w stolicy Niemiec zabrakło przedstawiciela z Warszawy. Niektórzy wskazywali też na możliwe drugie dno, że to Zełenski mógł dać sygnał, że woli współpracować w tej kwestii z pominięciem Warszawy.

– Trudno sobie wyobrazić Pomoc dla Ukrainy bez udziału Polski. Spotkanie w Berlinie miało pożegnalny charakter dla prezydenta Joe Bidena, z Europą i głównymi partnerami politycznymi. Nie dotyczyło zresztą tylko spraw ukraińskich. Nie wiem, czy powinniśmy się obrażać, że nie zostaliśmy zaproszeni. Nasza rola nie ulgnie zmniejszeniu. Nie sądzę też, że tam powstał jakiś plan strategiczny. Jako były dyplomata nie czuję się urażony – komentuje Jacek Kluczkowski.

W Ukrainie kraje zachodnie postrzega się jako całość. Tu trzeba postawić pytanie, na ile Polska jest spójna ze wszystkimi krajami Zachodu. Albo odwróćmy to, na ile Zachód jest spójny. Zobaczymy po wyborach w USA, na ile stanowisko amerykańskie i europejskie uda się utrzymać. Polska nie ma powodu, żeby ścigać się z Francuzami czy Niemcami o szczególne miejsce w sercach Ukraińców. Jacek KluczkowskiByły ambasador RP w Ukrainie

Na koniec dyplomata wyjaśnia: – Ukraińcom powinno zależeć, żeby takie kraje jak Polska, Rumunia czy Węgry powinny być przedmiotem poszukiwania rozwiązań. Powinniśmy słyszeć i widzieć propozycje ukraińskie, które wychodzą naprzeciw naszym obawom. My to sobie tłumaczymy, że trwa wojna i oni nie mają do tego głowy.

Czytaj także: https://natemat.pl/573971,czy-scholz-ogral-tuska