Sopot... mistrzem Polski. I wcale nie ma się z czego cieszyć. "Może to zjawisko z powodu dobrobytu?"

Łukasz Grzegorczyk
25 października 2024, 05:20 • 1 minuta czytania
W tej statystyce Sopot został liderem, ale to raczej poważna lampka ostrzegawcza, a nie powód do radości. Z danych wynika, że mamy tam najniższą wartość współczynnika dzietności w skali kraju. Dlaczego akurat w Sopocie? Upada jeden powtarzany mit, w którym chodzi o pieniądze. Ale powodów trzeba szukać głębiej.
Sopot... mistrzem Polski. I wcale nie ma się z czego cieszyć. "Może to zjawisko z powodu dobrobytu?" Fot. Marek BAZAK/East News

Gdyby trzymać się powtarzanych sloganów, Sopot byłby... idealnym miejscem do posiadania potomstwa. Brzmi jak duże uproszczenie, ale mówimy o jednym z najbogatszych powiatów w Polsce.


Z miejscami w przedszkolu też nie ma tam problemów. – Zauważalny jest niż demograficzny, ponieważ zmniejsza się liczba dzieci zapisanych do placówek przedszkolnych. W roku szkolnym 2023/24 uczęszczało 710 wychowanków, natomiast w roku szkolnym 2024/25 liczba dzieci wynosi ok. 660 – przekazywała Marlena Klepacz z UM Sopot.

Jest jednak ważna, historyczna kwestia. W 1961 r., zlikwidowano oddział położniczy w szpitalu na Stawowiu. Od tamtej pory kobiety z Sopotu muszą jeździć na porodówki do Gdańska lub Gdyni. Niedawno w Sopocie otworzono Europejskie Centrum Rodziny wraz z prywatnym oddziałem położniczym, co jednak nie załatwia do końca problemu z dostępnością do porodówki w mieście.

Kryzys demograficzny. Sopot liderem w tej statystyce

Dane dla Sopotu są miażdżące. Jeden z internautów pokazał mapkę na podstawie liczb z Głównego Urzędu Statystycznego. Widać na niej kolorystycznie współczynnik dzietności w poszczególnych powiatach w 2023 r.

Kluczowy okazał się właśnie Sopot, który "wygrał" nie tylko w skali Pomorza, ale całego kraju. Współczynnik dzietności wyniósł tam dokładnie 0,69. Dla całej Polski mamy 1,16. Ale zlokalizowany pod Gdańskiem powiat kartuski po raz kolejny odnotował najwyższy przyrost naturalny spośród wszystkich powiatów w kraju.

Jesteśmy jednak w demograficznym dołku. Z danych Eurostatu wynika, że dzietność w Unii Europejskiej wyniosła w 2022 roku 1,46. Najlepiej było we Francji (1,79), najgorzej na Malcie (1,08). W skali Europy jeszcze dwa lata temu Polska znalazła się na piątym miejscu... od końca (1,29).

Liczby z Sopotu wypadają więc tragicznie. Kiedy mapka z dzietnością w Polsce pojawiła się na Wykopie, od razu rozgorzała dyskusja. Jedni pisali, ze jeśli nawet w Sopocie zarabia się więcej niż w innych regionach, to najpierw trzeba sprawdzić ceny za metr kwadratowy mieszkania. A te należą tam do najwyższych w kraju. Dochodzi też kwestia wieku mieszkańców – w Sopocie przeważają osoby starsze. No i ten wspomniany już brak porodówek.

"Nie wystarczą pieniądze i mieszkanie"

Zarobki i mieszkanie na własność to częste hasła w dyskusji o dzieciach. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko argument finansowy, to rzeczywiście nie powinna być w Sopocie przeszkoda w decyzji o dziecku.

– Może właśnie to zjawisko z powodu dobrobytu? W sytuacji, gdy mamy do czynienia z przewagą dobrze sytuowanej klasy średniej, dzieci okazują się często zbędnym balastem. Kiedy ktoś żyje ze swoim partnerem, można sobie podróżować po świecie, bywać w różnych miejscach. Człowiek nie jest wtedy uwiązany. Dzieci mogą być obciążeniem – tłumaczy w rozmowie z naTemat dr Stefan Marcinkiewicz, socjolog i regionalista z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Pytanie tylko, jak rozumiemy klasę średnią. Nasz rozmówca skupił się na zarobkach, ale w naTemat już pokazaliśmy, że nie zawsze chodzi tu o to, ile zarabiamy, ale jak wydajemy pieniądze.

Czytaj także: https://natemat.pl/568823,co-to-jest-klasa-srednia-zapytalem-polakow-i-nie-chodzi-tylko-o-zarobki

– Ludzie z klasy średniej zarabiają godnie, to znaczy tyle, że nie muszą przejmować się finansami. Mówimy tu o adwokatach, lekarzach, prokuratorach czy osobach, których dochody pozwalają funkcjonować na wyższym poziomie. Klasę średnią stać na to, żeby pójść do restauracji i nie przejmować się kosztami. Albo może pozwolić sobie na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego czy pojechanie na wczasy kilka razy w roku. To ludzie, którym się nieźle powodzi, robią kariery, ale czasami odbywa się to kosztem czegoś – precyzuje socjolog.

Ale przecież to nie musi dotyczyć tylko Sopotu. – Może to wynikać z elitarności miejsca. Sopot ma swoją renomę, kojarzy mi się ze znaczną obecnością klasy średniej – dodaje nasz rozmówca.

Sytuacja w kraju pod względem demograficznym jest nieciekawa. Model dwa plus jeden jest dominujący. Nie wystarczą pieniądze i mieszkanie, wchodzi w grę kwestia całej infrastruktury, m.in. żłobków i przedszkoli, różnych obciążeń, które się z tym wiążą. Posiadanie dzieci to nie tylko obciążenie dla budżetu, ale i psychiki człowieka.Dr Stefan Marcinkiewicz

Poza tym, kobiety coraz później decydują się na macierzyństwo, a to często kończy się na posiadaniu jednego dziecka. Albo w ogóle pojawia się problem, by mieć potomstwo. – Kiedyś kobiety rodziły w wieku 18-24 lat. Teraz powyżej 27 czy 30-40 lat. To samo dotyczy sformalizowanych związków małżeńskich – zauważa dr Marcinkiewicz.

"500 plus? Czysta propaganda"

Jednym ze sposobów na kryzys demograficzny miało być słynne 500 plus. Według naszego rozmówcy nie ma jednak szans, by to okazało się skutecznym narzędziem.

500 plus to był zabieg czysto propagandowy. Opowiadali o eksplozji demograficznej, która nie powstała i nie powstanie. Można powiedzieć, że to program socjalny, ale źle skrojony. On ma sens, wspierając rodziny wielodzietne, które w Polsce są najbardziej narażone na popadnięcie w ubóstwo. Program 500 plus miał jednak zapewnić władzę jednej partii – stwierdza socjolog.

Pewne problemy związane z dzietnością w Polsce są pod wspólnym mianownikiem. Tu rzecz jasna nie chodzi tylko o Sopot. – Trzeba wziąć pod uwagę, co wpływa na decyzję o posiadaniu dzieci. Na przykład, że kobieta chciałaby połączyć pracę z posiadaniem potomstwa. Albo zapewnić jej bezpieczeństwo w trakcie ciąży i macierzyństwa, poprawić opiekę zdrowotną – wylicza Marcinkiewicz.

Są też czynniki z zewnątrz. – Mieliśmy pandemię, później przyszła wojna w Ukrainie. Zastanawiamy się przecież, czy to się nie "rozleje" na nas – przekonuje ekspert.

Prawo aborcyjne a dzietność w Polsce

Nie można też zapomnieć, co działo się w Polsce przez kilka ostatnich lat, kiedy przy władzy było PiS. Zaostrzenie prawa aborcyjnego i lekceważenie praw kobiet miało swoje skutki. Nawet jeśli w partii Jarosława Kaczyńskiego udawali, że nie słyszą społecznego sprzeciwu, mnóstwo młodych osób powiedziało "nie" zmianom w prawie.

Pomorze nigdy nie było bastionem PiS, a ich rządy trwały osiem lat. To wystarczająco długo, żeby w społeczeństwie zasiać zwykły strach. W Sopocie i innych regionach na północy mogło zadziałać to z podwójną mocą.

– Restrykcyjne prawo aborcyjne mogło być czynnikiem ograniczającym chęć posiadania potomstwa. Jeżeli kobieta nie może być pewna tego, czy gdy będzie nosiła uszkodzony płód, to będzie mogła dokonać zabiegu przerywania ciąży, to jednak daje do myślenia. Rzeczywistość polityczna, która nas niedawno otaczała, nie zapewniała poczucia bezpieczeństwa – nie ma wątpliwości socjolog, kiedy zapytaliśmy o wpływ polityki na decyzje o posiadaniu dzieci.

Wystarczy przypomnieć protesty, które przetoczyły się przez większość miast w Polsce. PiS nie ustąpiło ani o krok w zaostrzaniu prawa aborcyjnego, Polacy wyszli na ulice, by manifestować. Mieliśmy środek pandemii COVID-19, ludzie w maskach maszerowali w tłumie po ulicach.

– Pamiętajmy, że słynne protesty były napędzane głównie przez młode kobiety, potencjalne matki. Już wtedy ta sytuacja nie napawała optymizmem, a to zawsze odkłada się w czasie – wyjaśnia Marcinkiewicz.

W 2024 r. widzimy więc kumulację skutków. Z jednej strony wybieramy styl życia, w którym dziecko nie jest priorytetem. Z drugiej, decyzje podejmowane przez lata władzy PiS zdążyły nakręcić atmosferę strachu i niepewności w społeczeństwie. Dla demografii to prawdziwy dramat.

Wiecie, jaka jest prognoza GUS? W 2060 r. liczba ludności rezydującej Polski wyniesie 32,9 miliona osób. W porównaniu do stanu w 2022 r. oznacza to zmniejszenie liczby ludności o 4,8 miliona. Osoby w wieku 65 lat i więcej mają stanowić około 30 proc. populacji. Z kolei kobiety w wieku prokreacyjnym w 2060 r. w będą stanowiły jedynie 71 proc. stanu z 2022 r.

Czytaj także: https://natemat.pl/543266,mam-dosc-nowoczesnych-matek