Samotność i medialny cyrk. Nie wyobrażam sobie smutniejszej śmierci niż ta Liama Payne'a
"Już rozumiem, co czuli fani Lennona, gdy zginął" – w ostatni dniach wiele razy natknęłam się na to zdanie. Starsi ludzie albo obrońcy "prawdziwej" muzyki pewnie się oburzą, bo gdzie były Beatles, a gdzie były członek boysbandu. Ale wtedy świadczyłoby to tylko o ich ignorancji.
I braku zrozumienia, czym One Direction było dla nastolatek i młodych kobiet przez sześć lat, od 2010 do 2016 roku. Pomijając kwestię muzyki (bo nie o nią zupełnie tutaj chodzi), Harry Styles, Liam Payn, Zayn Malik, Niall Horan i Louis Tomlinson byli dla nich jak John, Paul, George i Ringo.
Tak, Beatlesi wielkim zespołem byli, ale milenialsi i zetki ze zrozumiałych względów nie przeżyli ich fenomenu na żywo. A fenomen One Direction, owszem, przeżywali. To byli ich Beatlesi.
Po śmierci Liama Payne'a w fankach One Direction też coś umarło. Kawałek dzieciństwa
Starsze koleżanki miały Backstreet Boys i N Sync, ale nastoletnie dziewczyny w latach 2010. miały pięciu ślicznych, łobuzerskich chłopców; "What Makes You Beautiful", "Night Changes", "One Thing" i "Perfect"; teorie spiskowe o romantycznym związku Harry'ego i Louisa; urocze chłopięce teledyski, w których piątka nastolatków niezdarnie podrygiwała, ale nadrabiała to chemią w zespole; milion gadżetów z 1D, bo "dojono" ich sławę do cna.
Powiedzieć, że na One Direction był szał, to jak nic nie powiedzieć. Dziewczyny nimi żyły. To była ekstaza.
Ja też byłam fanką. Nie groupie, bo byłam już nieco starsza (w 2010 roku miałam 21 lat), ale kochałam One Direction i ich popowe, chwytliwe piosenki o miłości. Może nie kupowałam ich płyt i perfum, nie pisałam fanfików i nie wieszałam plakatów 1D, ale w pełni rozumiałam ich fenomen. Dawali mi dużo popowej radochy.
Zresztą patrzyłam, jak ta grupa, jeden z największych boysbandów w historii, powstaje, co na zawsze złączyło mnie z nimi emocjonalnie. Brzmi okropnie patetycznie, wiem, ale w czasie rzeczywistym doświadczyłam narodzin popkulturowego fenomenu. A to nie byle co.
Oglądałam na żywo w internecie brytyjską edycję "The X Factor", w której pojawili się Harry, Liam, Zayn, Niall i Louis. Co tydzień oglądałam ich występy z siostrą i bratem. Kiedy wraca się do nich po latach, są absolutnie okropne i jestem pod wrażeniem, że jurorzy i widzowie zobaczyli w chłopakach "to coś". Cud.
Ich telewizyjne popisy i późniejsze albumy dzieli wielka przepaść, a te pierwsze są dziś bardziej memiczne niż muzyczne. Ale ich piosenek słucha się świetnie do dziś. Z nostalgią, ale i przyjemnością.
Jednak tak jak inne widzki "The X Factor", uwielbiałam tych chłopców (nie w romantycznym znaczeniu, bo byłoby to creepy, biorąc pod uwagę różnicę wieku). Byli zabawni, szczerzy, zdolni, pełni życia, ciągle śmiali się, skakali, nawzajem sobie dokuczali. Ot, młodość.
Życzyłam im sukcesu, a kiedy ten nastąpił, zmiótł moje (i nie tylko moje) oczekiwania z planszy. One Direction stało się globalnym zjawiskiem i do dziś jest punktem odniesienia dla milionów dorastających w latach 2010. dziewcząt. To były ich pierwsze miłości, pierwsi idole, pierwsze koncerty.
Niedawno widziałam wpis znajomej, dziś po trzydziestce, która poruszająco pisała, że One Direction uratowało jej życie. To był dla niej ekstremalnie trudny czas psychicznie, a tylko ten boysband, miłość do niego trzymały ją przy życiu. Takich historii jest wiele.
Dlatego, kiedy Liam Payn odszedł, w tych wszystkich dawnych nastolatkach, dziś już dorosłych kobietach, też coś umarło. Kawałek dzieciństwa, kawałek młodości. Straciłyśmy punkt odniesienia. One Direction rozpadło się definitywnie, tak jak Beatlesi rozpadli się definitywnie, gdy zginął Lennon. Niby każdy z tych zespołów był już przeszłością, ale fani mieli nadzieję na ich powrót. No i pozostali też wszyscy członkowie, których można było "śledzić" indywidualnie.
Śmierć to wszystko zmieniła. Fani stracili nadzieję, ale – co w najgorsze – na ich wspomnieniach z młodości, pełnymi beztroski, radości i niewinności, położył się cień. Stąd pełno publicznych pożegnań Liama Payne'a na świecie, wzruszających filmów i wpisów w sieci, piosenki One Direction znowu na listach przebojów (sama do nich wróciłam), szczerych łez fanek.
Jesteśmy już wszystkie starsze, dorosłe, ale One Direction było tak ważną częścią naszego życia, że dziś pozostaje smutek i zagubienie. Opłakujemy jego i opłakujemy naszą młodość.
Liam Payne to kolejna dziecięca ofiara show-biznesu i uzależnień
A najgorsze jest w tym wszystkim to, jak zginął Liam Payne. I to jak potraktowano jego śmierć.
Tak, z tego, co mówi policja, Liam prawdopodobnie przeholował z narkotykami. Podobno spadł z balkonu, będąc średnio przytomnym lub nieprzytomnym, wcześniej bawił się z pracownicami seksualnymi i demolował pokój. Brzmi patologicznie, nie?
Tylko jest też druga strona tej patologii, o której większość zapomina (ale nie fanki). Liam Payne był zagubiony od lat. To jeszcze jedna dziecięca ofiara show-biznesu, jak Macaulay Culkin, Drew Barrymore, Daniel Radcliffe czy Justin Bieber. Historia stara jak świat. Tylko że oni wyszli na prosto (Bieber wciąż ma jednak problemy z psychiką), a Liam nie może już tego zrobić.
Patrzcie: w wieku 16 stajesz się globalną gwiazdą, przez sześć lat jesteś idolem i bożyszczem. Świat jest u twoich stóp, dziewczyny mdleją gdy, cię widzą. Twój okres dorastania nie jest "normalny", żyjesz w studiu nagraniowym, w trasie i na scenie. Aż nagle wszystko to się kończy.
Próbujesz robić karierę na własną rękę, nie wychodzi. Ale masz pieniądze, popularność, urodę, wpływy, więc coraz bardziej wchodzisz w hedonistyczny świat imprez i używek.
A Liam, co było widać od początku w "The X Factor", był ambitny. Patrzył, jak karierę robi Harry (do tej pory zrobił największą z całej piątki, spektakularną, sam jest już popkulturowym zjawiskiem), Zayn, Niall... A ty nie jesteś w stanie, ludzie powoli o tobie zapominają.
Oczywiście nie każde dziecko w show-biznesie i nie każda przebrzmiała gwiazda musi zejść za "złą drogę". Są też zupełnie odwrotne przypadki. Ale żeby się nie załamać, trzeba mieć psychikę ze stali i mieć duże oparcie: bliskich, terapeuty.
Być może Liam ich nie miał. Mówił wprost o swoich problemach psychicznych, kłopotach i nałogach, wchodził w kolejne romanse (w tym ze starszymi kobietami: Cheryl Cole, jurorką w "The X Factor", oraz Naomi Campbell). Z roku na rok zmiana w tym uśmiechniętym chłopaku była coraz większa: jego wypowiedzi były cyniczne, oczy niewidzące, uśmiech sztuczny.
Wyraźnie szedł na dno, co było widać na ściankach i zdjęciach. Okropny wywiad Liama z 2022 roku u Jake'a Paula był gwoździem do trumny. Dał popis swojej bucowatości, pychy i głupoty, a jego doradca ds. wizerunku i rzecznik prasowy musieli załamać ręce. A potem zabieg medycyny estetycznej, który – powiedzmy to wprost – go oszpecił i przerażające oskarżenia jego byłej narzeczonej Mayi Henry o przemoc.
Nie bronię Liama Payne'a. Nie mówię: "biedny chłopiec miał tak ciężko, to przez to popełniał błędy". Nie, Payne robił bardzo złe rzeczy. Oskarżenia o przemoc są poważne.
Żal mi Liama Payne'a. Żal mi tego nastolatka sprzed lat
Ale pamiętam tego chłopca, który brał udział w "The X Factor" i robi mi się ciężko na sercu. Był wesoły, ufny, miły, niesamowicie zdolny, uprzejmy. Tak, od początku widać było w nim zalążki pychy i przekonania o własnej wielkości, ale przecież był nastolatkiem. Mógł to zwalczyć, ale nie ma już więcej czasu.
Po ludzku żal mi tego chłopca. Smutno mi, że jego demony (problemy psychiczne, używki, być może zazdrość?) go pokonały. Uzależnienia obwiązują cię niczym grubym, szorstkim sznurem. Kiedy chcesz się wyswobodzić, oplatają cię coraz silniej. Żeby je poluźnić, przeciąć, niezbędna jest pomoc z zewnątrz. Sam nie dasz sobie rady.
Jest mi przykro, że Liam musiał się z tym zmagać. Ale najbardziej mi przykro, że przegrał i umarł całkowicie sam. Spadł z balkonu, najprawdopodobniej w ogóle nie zdając sobie sprawy, co dzieje się dookoła. Ten chłopiec, który marzył o sławie, a dziś sam był ojcem 7-letniego malucha. To potwornie smutna śmierć, najsmutniejsza, jaką mogę sobie wyobrazić.
Ale jeszcze smutniejsze jest to, co działo się potem. Ze śmierci Liama Payne'a zrobiono medialne widowisko. Jego bliscy i członkowie One Direction najprawdopodobniej dowiedzieli się o niej z plotkarskiego portalu TMZ, który wyprzedził w swoim "śledztwie" policję. Ludzie w Buenos Aires robili zdjęcia jego zwłokom, te pojawiły się w sieci.
Potem kolejne doniesienia o narkotykach, zdjęcia zdemolowanego pokoju, oskarżenia fanów pod adresem Mayi Henry ("to przez nią!") i jego ostatniej partnerki Kate Cassidy ("czemu wcześniej wyleciała z Argentyny, zostawiła go!"), śmieszki, że kolejny ćpun zginął. Wszystko przypominało ściek, co przytomnie zauważyła Cheryl Cole, matka dziecka Liama Payne'a.
"Chciałabym wszystkim przypomnieć, że straciliśmy człowieka. Liam był nie tylko gwiazdą popu i celebrytą, był synem, bratem, wujkiem, przyjacielem i ojcem naszego siedmioletniego syna. Syna, który teraz musi stawić czoła rzeczywistości, w której nigdy więcej nie zobaczy ojca" – napisała.
"Najbardziej niepokoi mnie to, że pewnego dnia Bear będzie miał dostęp do odrażających treści i wyzysku mediów, którego byliśmy świadkami w ciągu ostatnich dwóch dni. Jeszcze bardziej łamie mi serce, że nie mogę go przed tym chronić w przyszłości" – dodała i zaapelowała: "Proszę, dajcie Liamowi odrobinę godności, aby mógł w końcu odpocząć w spokoju".
Liam był dawną gwiazdą i idolem nastolatek, który dał milionom ludzi tyle radości, a skończył w sposób smutny i niesprawiedliwy. Nikomu nie życzę takiej śmierci.
Mam tylko nadzieję – jak wszystkie inne fanki One Direction – że Payne w jakiś sposób widzi teraz ten przepastny ocean pożegnań, wspomnień i łez. Że ten muzyk, o którym zapomniano po pełnej chwały karierze, widzi, że jednak był kochany. Łamie mi serce, że mógł w to wątpić.
Czytaj także: https://natemat.pl/573661,harry-styles-zayn-malik-i-louis-tomlinson-zegnaja-liama-payne-a-wpisy